Pierwsza jazda: Nowe Renault Clio podnosi poprzeczkę w segmencie B
Po 35 latach od debiutu pierwszego Clio i sześciu latach produkcji piątej generacji, Renault prezentuje zupełnie nową, szóstą odsłonę swojego bestsellera. Francuzi sporo zaryzykowali. Podczas pierwszych jazd sprawdziłem, czy się opłaciło.
Gdy na wrześniowym salonie w Monachium Renault pokazało nowe Clio, wiele osób nie kryło zaskoczenia. I trudno się dziwić, bo obecna generacja, choć leciwa, zdecydowanie się broni. Dość powiedzieć, że w pierwszym półroczu 2025 roku była najpopularniejszym nowym autem w Europie.
Mając na uwadze powyższe, opracowanie nowej odsłony nie wydawało się koniecznym ruchem. Francuzi postanowili jednak przejść samych siebie, by jeszcze bardziej odskoczyć konkurencji, a przy okazji zapoczątkować nowy rozdział w historii marki.
Nietrudno bowiem zauważyć, że wizualnie nowe Clio nie tylko mocno różni się od poprzedników, ale i pozostałych modeli Renault. Całkowicie inny język stylistyczny cechuje się odwagą i - biorąc pod uwagę bardziej zachowawczy wygląd piątej generacji - budzi kontrowersje. Początkowo sam nie byłem przekonany do prezencji szóstej odsłony, ale gdy zobaczyłem auto na żywo, zmieniłem zdanie.
Styliści i inżynierowie dołożyli wszelkich starań, by wycisnąć maksimum z dobrze znanej platformy CMF-B. Samochód został wydłużony o 7 cm (do 412 cm), poszerzony o 4 cm (do 177 cm) i zyskał większy rozstaw przednich kół, co w połączeniu z pokaźnym zderzakiem, światłami do jazdy dziennej zachodzącymi na jego boki i sporą atrapą chłodnicy nadaje frontowi masywności.
Świetne wrażenie robią też minimalistyczne reflektory w ostrych, czarnych obwódkach. Na podobny zabieg w postaci niewielkich lamp wtopionych w klapę i błotniki zdecydowano się także z tyłu. Oświetlenie jest oczywiście LED-owe, w standardzie już od najniższej wersji.
Wygląd nowego Clio jest efektem prac nie tylko designerów, ale i specjalistów od aerodynamiki. Nadwozie może pochwalić się niskim współczynnikiem oporu Cx=0,30, co pośrednio owocuje niższym zapotrzebowaniem na paliwo i lepszym komfortem akustycznym podczas szybszej jazdy. Wady? Słupek C jest bardzo gruby, a tylna szyba niewielka i mocno ogranicza widoczność z kabiny. Cóż, coś za coś.
Za odważnie wystylizowanym nadwoziem idzie wnętrze, które nie rozczarowuje w kwestii przestrzeni. W kabinie bez problemu zmieszczą się cztery dorosłe osoby i całkiem sporo bagażu. Kufer ma 391 litrów pojemności w wersjach benzynowych i 309 w hybrydzie. Szkoda tylko, że przycisk otwierania klapy schowano pod jej krawędzią, gdzie zbiera się brud.
Ponarzekać można też nieco na małe schowki - szczególnie ten przed pasażerem i w podłokietniku. Za to w przedniej części tunelu środkowego bez problemu zmieścimy np. niewielką torebkę. Plus także za cupholdery z magentyczną zasłoną. Sam kokpit stanowi mieszankę tego, co znamy z najnowszych modeli Renault. Mamy więc analogowy panel do sterowania klimatyzacją, dużo fizycznych przycisków na kierownicy i pokrętło wyboru trybów jazdy z nowym trybem Smart Eco, który sam rozpoznaje nasz styl jazdy i dostosowuje do niego ustawienia pojazdu.
Tradycyjnie dla koncernu Renault, po lewej stronie kokpitu znajdziemy przycisk "My Safety", za pomocą którego możemy aktywować lub dezaktywować wybrane systemy wsparcia. Prosto i szybko, bez konieczności wnikania w meandry systemu multimedialnego OpenR link. Choć warto odnotować, że podobnie jak w pozostałych nowych Renault działa on szybko, płynnie i intuicyjnie a wbudowane usługi Google zapewniają dostęp do ponad 100 aplikacji.
Tak jak np. w elektrycznej "piątce", 10,25-calowy ekran zamknięto w czarnej ramie i połączono z cyfrowym wyświetlaczem zegarów. Szkoda tylko, że oba ekrany nieco różnią się rozmiarem, a gruba rama z błyszczącego plastiku mocno się brudzi. Fortepianową czerń znajdziemy też przy środkowych nawiewach, przyciskach kierownicy i po lewej stronie kokpitu. Na szczęście nie jest to wiodący rodzaj wykończenia, bo poza tym mamy też srebrne wstawki i materiałowe obszycia, które robią świetne wrażenie, szczególnie w połączeniu z bardzo efektownym, nastrojowym oświetleniem.
Mówimy o aucie segmentu B, więc większość materiałów to oczywiście twardy plastik, ale jakość montażu nie pozostawia nic do życzenia. Wnętrze sprawia bardzo solidne wrażenie, a podczas jazdy po nierównościach nie słychać niepożądanych dźwięków. Natomiast fotele budzą mieszane uczucia, bo są obszerne, nie za miękkie i mają długie siedziska, ale tak wyprofilowane, że nie do końca podpierają uda.
Jak jeździ nowe Clio?
Zwinnie i lekko jak na miejskiego hatchbacka przystało, lecz przy tym zaskakująco dojrzale. Francuzi szczególnie mocno przyłożyli się do wyciszenia, które wykracza poza standardy segmentu B. Pogoda podczas pierwszych jazd była fatalna - jeździliśmy w deszczu i przy silnych wiatrach, a mimo to w kabinie było zaskakująco spokojnie, także na autostradzie.
Pochwały należą się także za pracę zawieszenia, które jest sprężyste, ale nie za twarde i pomimo zastosowania 18-calowych felg nie wykazuje większych słabości nawet na krótkich, poprzecznych nierównościach.
Na szybciej pokonywanych zakrętach można się nawet uśmiechnąć, bo układ kierowniczy, choć silnie wspomagany, jest dość bezpośredni i responsywny, a sama kierownica świetnie leży w dłoniach.
Kawał silnika
Póki co mieliśmy okazję sprawdzić jedynie wariant ze 160-konną hybrydą E-Tech opartą na wolnossącej, czterocylindrowej jednostce o pojemności 1,8 litra. W aucie segmentu B, w dobie downsizingu, taka wartość może robić wrażenie. Zestaw z wielotrybową automatyczną skrzynią multi-mode znany już z innych modeli koncernu oferuje więcej niż wystarczającą dynamikę.
Szczególnie w mieście, gdzie nawet przez 80 proc. czasu jeździmy wyłącznie na prądzie. 270 Nm maksymalnego momentu obrotowego robi swoje. Na autostradzie też jest dobrze, choć przy prędkości około 120 km/h czuć delikatne zawahanie wynikające ze specyfiki wielotrybowej skrzyni.
Spora pojemność i setka w 8,3 sekundy dla większości klientów będą jednak mniej ważne niż spalanie. Na tym polu Clio także nie powinno rozczarować. Podczas pierwszych jazd wyniki oscylowały w granicach od 3,5 do 5,5 litra na 100 km, przy czym "piątkę" zobaczyliśmy dopiero po wjechaniu na autostradę. Warto wspomnieć, że poza hybrydą, klienci mogą wybrać także benzynowy silnik 1,2 TCe o mocy 115 KM z manualną skrzynią.
Przepis na sukces
Polską ofertę otwiera kwota 84 900 zł za wersję 1.2 115 KM, a hybryda startuje od 106 900 zł. Jednakże największym wzięciem nad Wisłą powinien cieszyć się planowany wariant 1.2 Eco-G 120 KM z fabryczną instalacją gazową i automatem EDC. Jego ceny poznamy za kilka miesięcy.
Co warte odnotowania, już w bazowej odmianie evolution dostajemy m.in multimedia z 10-calowym ekranem, manualną klimatyzację, adaptacyjny tempomat z automatyczną regulacją prędkości, tylne czujniki parkowania, czujnik zmierzchu i manualną klimatyzację. Dopłaty nie wymaga też bardzo ciekawy lakier "zieleń absolutna". Dzięki niemu nawet podstawowa wersja przykuwa wzrok.
Clio mocno zmieniło się wizualnie, urosło i przede wszystkim dojrzało. Nowa generacja wykracza poza standardy segmentu B poziomem komfortu, jakością prowadzenia i wyposażeniem, zachowując przy tym rozsądne ceny. Jeśli dotychczasowa generacja była sprzedażowym hitem, to nowa odsłona powinna nim być tym bardziej.