Test Toyoty GR Supry: wyjaśniam, dlaczego nowa generacja udźwignęła legendę
Jeśli trochę interesujesz się motoryzacją, to możliwe, że czekałeś na nową Toyotę Suprę. Jeśli interesujesz się bardzo, kochasz JDM, a 2JZ stoi u ciebie w salonie zamiast telewizora, to powrotem tego modelu jarasz się jak gumy na Daikoku PA. To bez wątpienia najbardziej wyczekiwany samochód 2019 roku, a ja sięgnąłem po kluczyki do jego limitowanej wersji A90 trzy razy. Oto, czego się nauczyłem o tej maszynie.
Matowo-szare nadwozie Supry stawało przede mną kilka razy i za każdym razem w mojej ręce widniał pilot otwierający drzwi tej maszyny. Pierwszy raz traktuję jako prolog - mogliście o tym przeczytać w materiale o klasycznych toyotach. Trzeci raz był krótkim przypomnieniem, już w Polsce. To było bardzo przelotne. Najważniejsze było drugie spotkanie.
Drugie spotkanie było na Rodos, na drogach opustoszałych po sezonie turystycznym, z reguły z doskonałym asfaltem. Bez szczególnego zobowiązania czasowego – nie była to jedna z tych prezentacji, na których trzeba przejechać szybko trasę z A do B, żeby zdążyć na konferencję, potem szybko zdjęcia, znowu szybko, bo już czeka kolejny punkt. Nie tym razem. Teraz po prostu dostałem kluczyki, cały czas na świecie, pełen bak i roadbooka. I cześć. I sprawdź, co ten brzydal potrafi.
No właśnie - brzydal? Niektórym komentującym nowa Supra się nie podoba. Po pierwsze – na żywo zyskuje. Po drugie – Supra, na szczęście, nie jest uniwersalnie ładna. Dzięki temu jest JAKAŚ. Ja kupuję ten wulgarny wygląd. Jest kompletnie szurnięty - ma dziwny front, szeroki tyłek, wyraźnie nakreślone biodra. Od razu widać JDM-owe pochodzenie tego wozu. Tylko Japończycy mogli wymyślić taką karoserię.
I tylko Niemcy mogli wymyślić takie wnętrze. Wsiadamy do środka i znaczek Toyoty próbuje nas oszukać, że to, co widzimy, wcale nie pochodzi z blisko spokrewnionego z Suprą BMW Z4. Mamy tu znajomy joystick, kierownicę, iDrive i wiele innych elementów.
Nie zrozumcie mnie źle - to dobre wnętrze, świetnie skrojone. Wszystko działa, jak trzeba, pozycja jest wzorowa, a kierownica doskonale leży w rękach. Na dodatek uważam, że mylą się ci, którzy twierdzą, że Supra jest po prostu BMW Z4 z inną budą i innymi znaczkami. Po pierwsze - mamy tu zamknięte, więc z założenia sztywniejsze nadwozie. Po drugie przedstawiciele Toyoty twierdzą, że konstrukcję, którą przygotowało BMW, zabrali do siebie i oddali w ręce swoich inżynierów, więc po swojemu Japończycy zrobili tu więcej już u podstaw, niż tylko przy samym strojeniu samochodu, jak niektórym się wydaje.
W czym więc w ogóle mam problem z tym japońsko-niemieckim związkiem na cztery koła i sześć garów? Moim zdaniem budowa halo cara, bo tym obecnie dla Toyoty jest Supra, powinno pokazać, co MY potrafimy zrobić. Jeśli dobierasz do tego partnera, nawet wybitnego w dziedzinie aut sportowych, a nikt nie zaprzeczy, że takim partnerem jest BMW, to zawsze ktoś będzie mógł przyjść i pokazać palcem na bawarską szachownicę, kryjącą się gdzieś głęboko pod maską i powiedzieć: ha! Nakryłem was! To nie wasze.
Jednak czy powinno was to obchodzić? Jeśli nazwa Supra stawia wam włosy na rękach na baczność, to gwarantuję - nie będziecie rozczarowani. Co to, to nie...
Już trochę wjeździłem się w GR Suprę A90. Z baku ubyło nieco paliwa, a ja mam za plecami sporo łuków różnego rodzaju. Jeszcze nie czuję jej całkowicie, ale widzę, że mogę sobie pozwolić na trochę więcej. Kolejny łuk biorę już szybciej, nadal z lekką dozą nieśmiałości, ale daję suprze trochę więcej pola do popi... błąd... błąd! BŁĄD! Nie spojrzałem na nawigację, ten łuk się zacieśnia. Na zewnętrznej tylko morze. Po drodze nie widzę barierek.
W ciągu pół sekundy na moim czole występują krople zimnego potu. Niepotrzebnie. GR Supra poradziła sobie z tym niespodziewanym zadaniem jak rasowy zawodnik. W połowie zakrętu myślałem, że przeceniłem trakcję, którą mam do dyspozycji. Na wyjściu już rozumiałem, jak bardzo nie doceniłem tego szarego bandyty.
Ruszam szybciej. Wiem, że gdzieś po prawej znajduje się droga właściwie donikąd, bez celu na mapie, ale z celem na każdym z kilkudziesięciu zakrętów. W końcu znalazłem drogę. Ciasną, piekielnie krętą, wyzwalającą w suprze wszystko, co najlepsze. To maszyna stworzona dla każdego z tych zakrętów.
Dojechałem na górę, gdzie jak się okazało, nie jest żadne "donikąd", tylko klasztor. Odnotowałem, że jest tu ładny widok, po czym ruszyłem w dół. To były kolejne kilometry czystej euforii.
GR Supra jest totalnym pożeraczem zakrętów. Satysfakcja z jazdy: 10/10. Jest zwarta, nie czułem, że miałem tu ponad tonę do poprzerzucania po łukach. Kiedy potrzebujesz trakcji, masz ją. Bierzesz zakręt jak kolejka górska. Kiedy nie chcesz mieć tylnych opon, z tym również nie ma problemu - pozbędziesz się bieżnika bardzo szybko.
Chociaż widać, że normy unijne narzuciły trochę ugrzeczniaczy w tym aucie (to R6 naprawdę ma potencjał na większy hałas), Toyota dobrze je wybroniła. To samochód odpowiadający na wszelkie potrzeby kierowcy, który oczekuje od maszyny całej fabryki emocji.
Tak naprawdę mam tylko jeden obiektywny zarzut do GR Supry. Uważam, że tryb Sport powinien być domyślnym ustawieniem, a tryb Comfort włączalną, łagodniejszą opcją. Poza tym to samochód sportowy - uwaga, już raz to napisałem i napiszę ponownie – lepszy od swojego poprzednika. Serio. Standardowa Supra mk IV z 2JZ-GTE owiana legendą, jest w praktyce zupełnie przeciętnym wozem sportowym. Rozumiem, że potencjał tej konstrukcji jest kosmiczny, ale to, co wyjeżdżało z fabryki, nie do końca nadąża za legendą, jaką ta maszyna obrosła - uprzedzając komentarze z kategorii #kiedyśtobyłasupra #supraskończyłasięnakillemall.
Japońskie maszyny sportowe doskonale opowiadają historie. Popkultura i kultura samochodowa z wielką łatwością przyjmują kolejne legendy z Kraju Kwitnącej Wiśni, nie tylko te spod znaku Toyoty. To auta, które dobrze leżą bohaterom filmów, komiksów, a na ścianie, na plakacie, wyglądają jak milion dolarów. Dla mnie GR Supra jest doskonałą, nową historią w wykonaniu Toyoty.