Pierwsza jazda: Porsche 718 Cayman GT4 RS - zaciera granicę między fascynacją a szaleństwem
Niedowierzanie w Porsche 718 Caymanie GT4 RS zaczyna się, gdy na niego spojrzysz. Widzisz masę włókna węglowego, ogromne skrzydło i multum wlotów, które pozwalają sądzić, że tym autem nie wyjedziesz na drogi publiczne. A to dopiero początek.
Obserwuj nas na Google News
Do tej pory o imprezie z cyklu Porsche Driving Experience słyszałem tylko z opowieści. Wydarzenie określane jako przedsmak dnia dziecka nie tylko powodowało wyrzuty serotoniny, ale także uczyło pokory i wzbogacało wiedzę oraz umiejętności z racji obecności doświadczonej kadry instruktorów pod wodzą Janusza Dudka. Gdy więc pojawiła się możliwość uczestnictwa w kolejnej edycji, nie wahałem się ani sekundy.
Organizowany przez Porsche cykl szkoleń podzielony jest na kilka poziomów i choć miałem uczestniczyć w pierwszym stopniu, ekscytacja i tak była duża. Podczas kolacji poprzedzającej dzień jazd zaanonsowano nam, że czeka na nas niespodzianka. Próby wyciągnięcia choć krzty szczegółów spełzły na niczym, więc musiałem poczekać do następnego ranka.
Gdy zajechałem pod Silesia Ring, który awansował do miana oficjalnego centrum szkoleniowego Porsche, zaraz obok takich miast jak Szanghaj, Atlanta czy Los Angeles, i przekroczyłem próg padoku, musiałem na chwilę przystanąć. W rozciągającym się i ustawionym z chirurgiczną precyzją morzu porschowych skittelsów wybijało się kilka ekscentrycznych skrzydeł. Obok wyglądającego jak miętówka 911 GT3 i takiego samego modelu w kanarkowożółtym lakierze, którym zresztą kilka dni wcześniej miałem okazję przejechać się po ulicy, stał on. Porsche 718 Cayman GT4 RS.
Cisza przed burzą
To (kolejny zresztą od Porsche) model, który nie tylko aspiruje do miana auta torowego na drogi, ale jeży włos na głowie samymi suchymi danymi. A do jego stworzenia powściągliwi i rozsądni z natury Niemcy musieli chyba zapożyczyć pokłady szaleństwa od innych narodów. Jeśli myślicie, że to po prostu Cayman GT4 z większym spojlerem i kilkoma bonusami aerodynamicznymi, jesteście w błędzie.
Inżynierowie wsadzili tu bowiem silnik z 911 GT3. Przy okazji go obrócili, zmodyfikowali układ smarowania, zaaplikowali inne koło zamachowe i "osłabili". To ostatnie zostało jednak wymuszone przez ekwilibrystykę związaną z układem wydechowym. Ale nie oszukujmy się. 500 KM osiąganych przy 8400 obr./min. i 450 Nm przy 6750 obr./min. przy aucie ważącym ok. 1400 kg to wynik, którego nie będziemy się wstydzić, nawet w wyścigowych kręgach.
Bo i cała reszta auta także się z nich wywodzi. Od GT3 topowy Cayman zapożyczył kilka elementów z zawieszenia (które ma zmienioną geometrię i jest obniżone o 30 mm), większe hamulce, a na dodatek poddał się kuracji odchudzającej. Z włókna węglowego są przednie błotniki i pokrywa, tylną szybę wykonano ze specjalnego pleksi, zrezygnowano z wielu elementów wygłuszających, a nadkola wypełniają kute, 20-calowe felgi (choć za 76 tys. zł mogą to robić 21-calowe magnezowe). Wszystko to dałoby to rezultat o ponad 50 kg lepszy od standardowego GT4, ale konieczność zastosowania wzmocnień, z racji wstawienia mocniejszego silnika sprawiła, że kierowca zyskuje "tylko" 35 kg.
Ale elementów, których nie spotkamy w pierwszym lepszym cywilnym aucie, jest więcej. A każdy z nich pełni swoją funkcję. Skromne wloty na przednie masce kierują powietrze chłodzące do hamulców. Pokaźny przedni splitter może być regulowany. Podcięcia przy przednich nadkolach mają zmniejszyć ciśnienie powietrza, które gromadzi się w nadkolu. I nie zapominajmy przy tym o wielkim tylnym skrzydle, z mocowaniem rodem z torowego 911 RSR.
W porównaniu do Caymana GT4 docisk aerodynamiczny jest tu większy o 25 proc. Niemcy opanowali do perfekcji opisywanie swoich modeli enigmatycznymi skrótami, które przez dekady zdążyły się jednak ugruntować w naszej świadomości. Jeśli za pracę wzięliby się Amerykanie, GT4 prawdopodobnie nazwaliby imieniem jakiegoś złowieszczego stwora. Natomiast w przypadku GT4 RS odmiana piekła przez przypadki zagościła by tu z pewnością.