Pierwsza jazda: Lexus LBX Morizo - Japończycy znów zaszaleli
Dali nam GR Suprę, GR Yarisa, GR86 i GR Corollę, teraz znów zaskakują świat kolejną propozycją skrojoną pod petrolheadów. Sprawdziłem, czym tak naprawdę jest Lexus LBX Morizo i czy powinniśmy żałować, że nie dostaniemy go w Europie.
Akio Toyoda jest prezesem zarządu największego koncernu motoryzacyjnego na świecie i wielkim pasjonatem motoryzacji. Jego miłość do samochodów i motorsportu zaowocowała stworzeniem wielu wspaniałych modeli, z GR Yarisem na czele.
To małe, ale jakże emocjonujące auto odniosło ogromny sukces na całym świecie. Toyoda, a właściwie "Morizo" - bo taki jest wyścigowy pseudonim Akio - postanowił wykorzystać sprawdzony przepis. Jak wyszło?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dobrze znany zestaw, ale bez ograniczeń
LBX to najmniejszy model w ofercie Lexusa, technicznie zbliżony do Yarisa Crossa. Mówimy jednak o cywilnej wersji, gdyż tę sportową, sygnowaną przez samego "Morizo", więcej łączy z GR Yarisem - ostrym hatchbackiem z doładowaną trzycylindrówką i napędem na cztery koła.
Inżynierowie Lexusa pod przewodnictwem Kunihiko Endo i nadzorem Akio Toyody sięgnęli bowiem po te same rozwiązania - 1,6-litrowy silnik GE16E-GTS oraz stały napęd na cztery koła z elektronicznym sterowaniem. Warto odnotować, że w Japonii nie obowiązują unijne kagańce, więc trzycylindrowa jednostka generuje aż 304 KM mocy (o 24 KM więcej niż w europejskim GR Yarisie) i 400 Nm maksymalnego momentu obrotowego (więcej o 10 Nm). Dzięki takim parametrom 1,4-tonowy LBX Morizo osiąga setkę w 5,2 s.
Za przeniesienie napędu na wszystkie cztery koła w zależności od wersji odpowiada 8-stopniowy automat lub manualna przekładnia 6-iMT z automatycznymi międzygazami. Standardem są też blokady mechanizmu różnicowego typu Torsen na każdej osi. Domyślnie system faworyzuje przednie koła w proporcji 75:25, ale w razie potrzeby, na tylną oś może trafić nawet 50 proc. napędu.
To więcej niż luksusowy GR Yaris
Stwierdzenie, że Lexus wziął nadwozie LBX-a i wsadził w nie napęd GR Yarisa byłoby sporym niedopowiedzeniem. Japończycy zadbali bowiem o maksymalne dopracowanie konstrukcji w kwestii osiągów. Świadczą o tym chociażby modyfikacje samego nadwozia, które zyskało 469 dodatkowych spawów oraz kilkanaście metrów klejów strukturalnych zwiększających sztywność.
Do tego dorzucono dodatkowe rozpórki zawieszenia i wzmocnienia komponentów z wykorzystaniem autorskiej technologii Response-Enhancing Damping Structure. Wypełnienia z mieszanki polimerów i włókna węglowego usztywniają elementy zawieszenia, zwiększając ich wytrzymałość i poprawiając wrażenia z jazdy zarówno pod kątem komfortu, jak i responsywności podwozia.
Auto jest też o 10 mm niższe od standardowego LBX-a, a 19-calowe, lekkie felgi o większym odsadzeniu przekładają się na większy rozstaw kół. Za nimi znajdziemy wydajny układ hamulcowy z dwutłoczkowymi zaciskami i wentylowanymi tarczami (z przodu w wersji z automatem lub na obu osiach w odmianie z manualną skrzynią).
Wisienką na torcie są elementy aerodynamiczne, które poprawiają nie tylko docisk i chłodzenie, lecz przede wszystkim prezencję LBX-a. Spore wloty powietrza w przednim zderzaku, splitter, nakładki drzwiowe, tylny spojler i dyfuzor są dziełem zespołu Lexus Pathfinder Air Racing i zdecydowanie wyróżniają wersję Morizo na tle standardowej.
Trzeba jednak przyznać, że auto wciąż wygląda dość zachowawczo i elegancko, szczególnie na tle wspominanego GR Yarisa. Zdecydowanie więcej tu sportowej klasy niż festyniarskiej krzykliwości - Lexus pozostał Lexusem. Zresztą, w kabinie jest podobnie.
Hot hatch w wydaniu premium
Wnętrze LBX-a nie jest przesadnie sportowe. Gdyby nie czerwone przeszycia, trójramienna kierownica i aluminiowe pedały, można by je pomylić ze standardową wersją. Nie ma w tym jednak nic złego, gdyż materiały i montaż prezentują najwyższą jakość, a fotele, choć trzymają świetnie, są jednocześnie bardzo wygodne. Co więcej, pozycja za kierownicą nie przypomina siedzenia na stołku, co było dużą wadą GR Yarisa przed liftingiem.
Kabina wersji Morizo to bardzo przyjazne i komfortowe miejsce. Jak widać, świetne osiągi mogą iść w parze z odrobiną luksusu i wygody. Klienci z pewnością docenią to w codziennym użytkowaniu. Zresztą, po kilku chwilach spędzonych za kierownicą ostrego LBX-a doszedłem do wniosku, że jest to przyjazne auto, które mimo świetnych osiągów niczym nie odstrasza i sprawia bardzo cywilizowane wrażenie. Pozwoli jednak zaszaleć, gdy tylko tego zapragniemy, zapewniając szeroki margines bezpieczeństwa w każdych warunkach.
Podczas pierwszych jazd prototypowymi egzemplarzami na japońskim torze Sodegaura towarzyszyły nam ekstremalne ulewy. Pogoda nie pozwoliła więc w pełni odkryć potencjału pojazdu, ale pomogła uwydatnić wiele zalet. Z pewnością zaliczyłbym do nich minimalne wychyły nadwozia, bezpośredni układ kierowniczy i niezłą trakcję z odrobiną nadsterowności, gdy tego chcesz. Trudno też mieć zastrzeżenia do pracy skrzyń biegów - automat trafnie dobiera przełożenia i pracuje szybko, a manual działa z przyjemnym oporem i ma krótkie skoki lewarka.
Czuć jednak, że mimo podobnych komponentów, jest to auto inne niż GR Yaris - grzeczniejsze i łatwiejsze w obyciu, mniej narowiste i bardziej wygładzone w każdym aspekcie. To raczej szybki crossover na co dzień niż torowy wyjadacz. I dobrze, gdyż w gamie Toyoty lub właśnie Lexusa brakowało takiego auta. Szkoda tylko, że go nie dostaniemy. Przynajmniej nie w kontynentalnej Europie.
LBX Morizo powstał bowiem z myślą o rodzimym japońskim rynku. Być może pojawi się też w Australii, ewentualnie na Wyspach. Nam natomiast zostaje GR Yaris. Jeszcze.