"Samochody są moimi dziećmi". Z Akio Toyodą o emocjach w Toyocie i nowym flagowcu Lexusa
Akio Toyoda, stojący u steru największego producenta samochodów na świecie, to naprawdę wyjątkowa osoba. Jeździ jedyną na świecie limuzyną po tuningu, regularnie rywalizuje w wyścigach długodystansowych, a teraz wziął się za budowę jachtów. W krótkiej rozmowie wytłumaczył mi, dlaczego trzeba być dobrym, a nie najlepszym i kiedy wstydził się za markę Lexus.
25.09.2019 | aktual.: 22.03.2023 17:59
- Szukali dobrze zbudowanego i przystojnego mężczyzny do promocji tego jachtu. Zaproponowałem siebie, ale się nie zgodzili – zaczyna prezentację Lexusa LY650 Akio Toyoda. Tym zdaniem od razu zdobywa moją sympatię. Wszyscy dyrektorowie zarządzający, z jakimi się spotkałem, choć mili, nie mieli do siebie dystansu. Tutaj jest zupełnie inaczej.
O ile jednak przemówienie Akio Toyody, wnuka założyciela marki, odbywało się po angielsku, ten wytrawny 63-letni menadżer nie zamierza dać się zaskoczyć podczas spotkania z mediami. Wówczas korzysta z pomocy tłumacza i przechodzi na japoński. Nie dlatego, że miałby problem ze zrozumieniem pytania – korzystając z takiego buforu ma więcej czasu na odpowiedź. A jedno niewłaściwe słowo mogłoby zmienić naprawdę dużo na światowych rynkach.
Toyoda przejął zarządzanie firmą w jednym z najbardziej skomplikowanych okresów jej historii – w 2010 roku do serwisów musiało trafić kilka milionów pojazdów, bowiem istniało podejrzenie, że pedał gazu mógł zacinać się o niewłaściwie zamontowany dywanik (czy w niektórych przypadkach wadliwe działanie systemu drive-by-wire). – Czułem, że to ja jestem odpowiedzialny za problemy tych ludzi – stwierdził. – Dostarczamy przecież mobilność, bezpieczeństwo, radość z prowadzenia. To ja za to odpowiadam – tłumaczył.
Radość z jazdy i Toyota w jednym zdaniu to nie przypadek. Akio ściga się w wyścigach długodystansowych i to on jest odpowiedzialny za powrót Japończyków do rajdów, ekspansję w WEC i powrót Supry. Zapytany, na jakim poziomie przemiany marki jesteśmy, odpowiedział jasno. – Nie ma takiego etapu, bowiem proces zmian cały czas trwa. Moglibyśmy dojść do pewnego poziomu, gdzie stwierdzilibyśmy, że jesteśmy najlepsi. Wówczas przestalibyśmy się rozwijać, nie robilibyśmy lepszych aut. Filozofia Toyoty to zawsze dążyć do lepszego [stanu], a nie być najlepszym – tłumaczy.
Dziadek Akio, Kiichiro Toyoda, zmienił profil działalności firmy na motoryzację w latach 30. XX wieku. – Samochody są moimi dziećmi, a jeśli model jest krytykowany, czuje się tym dotknięty osobiście. - Lexus [luksusowa dywizja Toyoty] odniósł sukces np. w Stanach Zjednoczonych, ale był uważany za nudną markę. Gdy się o tym dowiedziałem, odczuwałem wstyd i było mi przykro. Uznałem, że muszę zrobić wszystko, aby jak najbardziej oddalić ją od tego stereotypu – wyjaśniał Toyoda.
Rzeczywiście, w ofercie za czasów Akio pojawił się ekstremalny LFA, teraz w salonach znajduje się LC500, który jako jeden z ostatnich pojazdów w sprzedaży ma wolnossący silnik V8. Ale dla Toyody odejście od nudy oznacza też takie projekty jak jacht LY650.
Dlaczego akurat jacht, a nie helikopter, plecak odrzutowy czy samolot? – Będę z Tobą szczery. Jachty są symbolem prywatnej przestrzeni. Pozwalają na ucieczkę. W Japonii cały czas jestem "na świeczniku", każdy mój ruch jest obserwowany. Tutaj, w Miami, nikt mnie nie poznaje, mogę być sobą. Podobnie jest na wodzie. Gdy jestem na jachcie, nikogo nie udaję, odpoczywam blisko natury – wyjawia Akio.
Później nieoficjalnie dowiaduję się, że komórka Toyoty zajmująca się sprzętem wodnym nie była zbyt ekskluzywna dla topowego menadżera, dlatego Japończycy potrzebowali flagowego okrętu. Dosłownie.