Minęło 20 lat i jest lepiej. Nowoczesne systemy bezpieczeństwa ułatwiają życie
Przesiadka z nowoczesnego samochodu do takiego sprzed 20 lat może wywołać spory szok. Największy przychodzi jednak dopiero na drodze, gdy zdajesz sobie sprawę, że wielu systemów bezpieczeństwa dzisiaj uznawanych za powszechne wtedy nie było. Wiem, bo robię to praktycznie cały czas.
Kiedyś było… gorzej
Jednym z najmilszych dodatków mojej pracy jest dostęp do samochodów prasowych. Dzięki temu mogę być na bieżąco ze wszystkimi nowinkami, które pojawiają się w świecie motoryzacji. Odbierając każde kolejne auto, dokładnie sprawdzam nowoczesne rozwiązania z zakresu komfortu i bezpieczeństwa, bo to one mnie najbardziej fascynują. Potem oddaję taki samochód i wracam do swojego prywatnego samochodu, który debiutował na rynku ponad 20 lat temu.
Nad faktem, że moje auto nie ma kolorowego, dotykowego wyświetlacza z możliwością podpięcia telefonu przez Bluetooth czy nawigacją nie ubolewam specjalnie. Zdaję sobie sprawę, że gdybym bardzo chciał, mógłbym takie zainstalować. Podobnie sprawa ma się z czujnikami parkowania czy nawet kamerą cofania. Prawdziwym problemem są jednak systemy i rozwiązania z dziedziny bezpieczeństwa, których po latach nie ma jak dołożyć do wiekowego samochodu.
Nowe znaczy bezpieczniejsze
Na pokładzie mam ABS, ale ESP już nie. System stabilizujący samochód w razie poślizgu co prawda pojawił się w 1995, ale początkowo trafiał tylko do najdroższych aut. W Europie stał się obowiązkowym wyposażeniem stosunkowo niedawno, bo dopiero w 2011 roku. Ostatnie 20 lat to również coraz częściej występujący system kontroli trakcji. Ponadto od 2014 roku każdy nowy samochód musi mieć czujnik ciśnienia w oponach. Mój tego nie ma, więc co jakiś czas podjeżdżam pod kompresor, by samemu to sprawdzić.
Tyle z obowiązkowych, a co z wyposażeniem, które jeszcze nie jest wymagane? Tutaj producenci stworzyli wachlarz rozwiązań i systemów, które nie tylko ratują w podbramkowej sytuacji, ale w ogóle pozwalają ich uniknąć. Moim ulubionym jest asystent pasa ruchu. Jego zadaniem jest dbać o to, bym przez nieuwagę nie zjechał na jeden z pasów obok. W niektórych samochodach potrafi on nie tylko ostrzec kierującego, ale też przejąć kontrolę nad autem, by przywrócić poprawny tor jazdy.
Niejednokrotnie skórę uratował mi układ ostrzegający przed ryzykiem wystąpienia zderzenia. Używając kamer i laserów, potrafi ocenić odległość od poprzedzającego pojazdu. Jeśli stwierdzi, że zbliżam się za szybko, usłyszę irytujący dźwięk, a na desce rozdzielczej pojawi się i odpowiedni komunikatem. Z kolei gdy zignoruję alarm, auto samo rozpocznie hamowanie aby uniknąć kolizji lub zminimalizować jej skutki. Doskonałe rozwiązania w obecnych czasach, kiedy z każdego punktu dociera do nas mnóstwo informacji. Unia Europejska zadecydowała, że od 2022 roku będzie to element standardowy we wszystkich nowych samochodach.
Skoro już mowa o hamowaniu, to warto wspomnieć o dwóch systemach. Pierwszy wspomaga nagłe zatrzymanie się. Potrafi wykryć, gdy zbyt słabo naciskam pedał hamulca i jeśli uzna to za stosowne, „dociśnie” go, by zwiększyć efektywność działania. Drugi pomaga przy czymś wprost przeciwnym. Gdy samochód stoi na wzniesieniu, a ja chcę ruszyć, system przytrzyma hamulec, by ułatwić płynne rozpoczęcie jazdy. Koniec z majstrowaniem przy „ręcznym” i staczaniem się.
Tematem często bagatelizowanym przez kierowców jest oświetlenie. Dowodzą temu regularnie przeprowadzane akcje policji mające na celu sprawdzenie odpowiedniego ustawienia świateł. Nowoczesne samochody potrafią to zrobić same. Ponadto, jeśli są wyposażone w automatyczne światła drogowe, będą w stanie automatycznie je włączyć, jeśli warunki będą sprzyjające i wyłączyć, gdy z naprzeciwka będzie nadjeżdżał inny samochód. Dzięki temu zawsze mam świetnie oświetloną jezdnię i nie muszę się martwić o przełączenie tego samemu.
Ostatnim rozwiązaniem, za którym tęsknię, gdy wsiadam do swojego auta, jest system rozpoznawania znaków drogowych. W nowych samochodach zawsze wiem, jakie obowiązuje ograniczenie na danej drodze oraz czy można wyprzedzać. Stosowną informację mam przed oczami. Jadąc moim wozem, muszę samemu tego pilnować.
Nie wyręczać, a asystować
Jestem przekonany, że nawet najbardziej doświadczony kierowca doceni je, udając się w długą trasę lub zmęczonym wracając z pracy przez zakorkowane miasto. Właśnie dlatego cieszy mnie, że czasy, gdy te rozwiązania były dostępne tylko w topowych limuzynach, szybko minęły. Dzisiaj każdy z tych systemów można mieć w niedrogim aucie miejskim, jak chociażby Toyota Yaris. Więc choć uwielbiam jeździć moim wysłużonym autem zaprojektowanym w końcówce lat 90., na co dzień chętnie wsiadam w coś nowszego. W takim jest nie tylko wygodniej, ale i bezpieczniej.
Partnerem treści jest Toyota