System automatycznego hamowania awaryjnego będzie obowiązkowy. To doskonała wiadomość
Za trzy lata każdy nowy samochód osobowy wyjeżdżający z salonu będzie wyposażony w system automatycznego hamowania w mieście. Celem jest oczywiście większe bezpieczeństwo. Tak naprawdę to pierwszy system, na którego wprowadzenie czekam z niecierpliwością. Oto dlaczego.
13.02.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:51
System automatycznego hamowania oferowany jest obecnie w kilkudziesięciu pojazdach dostępnych na polskim rynku i jest – co raczej oczywiste – dodatkowo płatnym elementem. Osobiście uważam, że jest to układ wart (niemal) każdej kwoty.
Automatyczne hamowanie awaryjne – od kiedy?
Projekt nowych wymagań dot. systemu automatycznego hamowania awaryjnego został wstępnie opracowany przez Europejską Komisję Gospodarczą i poparty przez 40 krajów z całego świata. Unia Europejska wstępnie wyznaczyła termin na 2022 rok, ale Japończycy chcą wprowadzić to rozwiązanie znacznie szybciej, od 2020 roku. Systemu nie chcą ani Chińczycy, ani Amerykanie.
Do 2022 r. europejskie wymagania dotyczące systemu mają być ujednolicone. Wiadomo, że ma on działać do prędkości 60 km/h, ma wykrywać pojazdy (łatwe) jak i pieszych (to już jest trudniejsze). Wymagania dot. rowerzystów (bardzo trudne) zostaną doprecyzowane w późniejszym czasie. Układ automatycznego hamowania ma mieć postawione dość łatwe do zrealizowania cele – nie będzie wymagane, by pojazd sam ominął przeszkodę, tak jak np. mogą to robić pojazdy Volvo.
Jak działa automatyczne hamowanie awaryjne (AEBS)?
Działanie automatycznego hamowania zależy od producenta, ale efekt zawsze jest ten sam. Gdy nie zdążymy zareagować na sytuację na drodze, zapatrzymy się na telefon czy coś niespodziewanie wyskoczy nam na drogę, samochód sam zacznie hamować, by uniknąć przeszkody. Układ jest szybszy od człowieka, od razu wykorzystuje całą moc hamulców i nawet jeśli nie uda mu się uniknąć zderzenia (co zdarza się raczej rzadko), przynajmniej zmniejszy ewentualne skutki kolizji.
Ile producentów, tyle rozwiązań – Suzuki oferuje system hamowania awaryjnego nawet w najmniejszych modelach, a japoński układ opiera się na czujniku laserowym. Audi z kolei wykorzystuje kamery i czujniki (w zależności od modelu), które potrafią wykryć inny samochód, zanim jeszcze znajdzie się on przed maską naszego pojazdu. Taki system znajdziemy chociażby w Q5 i zrobił on na mnie rewelacyjne wrażenie.
Niezależnie jednak od producenta, systemy nie są jeszcze idealne – zdarza się, że zalegający na czujnikach śnieg wyłącza je z gry. Problemy pojawiają się też latem, gdy komputer stwierdza, że pobliski krzak/wysokie trawy/pachołek jest niebezpieczeństwem i samochód zaczyna hamować. Wychodzę jednak z założenia, że lepiej, gdy system będzie nadgorliwy przez większość czasu, ale sprawdzi się, gdy naprawdę zareaguję za późno.
Ile będzie kosztował system automatycznego hamowania awaryjnego?
Biorąc pod uwagę, że w ciągu 3 nadchodzących lat system będzie rozwijany, jego cena nie powinna zwalać z nóg. Już teraz Mazda oferuje go w bogatym pakiecie za 5900 zł (ale obejmuje on jeszcze np. reflektory LED-owe), Volkswagen oferuje te rozwiązania w standardzie. W Oplu Astra – jednym z najpopularniejszych pojazdów kupowanych przez typowego "Kowalskiego", w bazowych wersjach jest on wyceniany na 2600 zł, w bogatszych jest już oferowany standardowo.
Rocznie na polskich drogach ginie ponad 2,5 tys. osób i choć dla wielu kierowców jest to całkowicie nieistotna liczba, nowe systemy powinny znacząco ją zmniejszyć. Nawet jeśli system uratuje nas od niewielkiej kolizji, można przyjąć, że już spełnił swoje zadanie.