Ekologia sprawi, że na zakup aut będzie stać tylko bogatych? Tak twierdzi szef Volkswagena
Nieustannie zaostrzane normy emisji spalin stawiają producentów samochodów przed coraz większymi wyzwaniami. Czyste powietrze ma jednak swoją cenę - dosłownie. Szef Volkswagena, Herbert Diess, zwraca uwagę, że ceny samochodów będą coraz wyższe. Szczególnie tych do tej pory najtańszych.
23.01.2019 | aktual.: 28.03.2023 12:03
Silnik wysokoprężny przeżywa obecnie największy kryzys wizerunkowy w swojej historii. Pojawiają się już głosy rychłego końca kariery tego typu napędu. Już w tym roku starsze diesle nie będą wpuszczane do określonych centrów miast i na wybrane autostrady w Niemczech.
Dokładne daty, w których samochody z silnikami spalinowymi nie będą mogły być w ogóle sprzedawane na rynku, wyznaczyło już siedemnaście krajów. W niektórych z nich eliminacja samochodów pobierających napęd wyłącznie z paliw kopalnianych ma być kwestią najbliższych lat.
Plany te stanowią ogromne wyzwanie przed producentami samochodów, z których wielu już teraz nie nadąża za spełnianiem kolejnych, gwałtownie zaostrzanych z roku na rok norm emisji spalin. Budżety producentów na rozwój nowych technologii będą musiały być znacznie większe. Kto za to zapłaci? Szef Volkswagena, Herbert Diess, mógłby przytoczyć tutaj pamiętne słowa z filmu Rejs: "Pan płaci, pani płaci, my płacimy. Społeczeństwo".
Podczas targów motoryzacyjnych w Detroit prezes zarządu największego koncernu motoryzacyjnego na świecie ostrzegł Unię Europejską, że proponowane cele emisji CO2 samochodów na rok 2030 doprowadzą do gwałtownych podwyżek cen nowych aut. Według niego może to doprowadzić do sytuacji, w której wiele osób nie będzie już mogło pozwolić sobie na zakup nowego samochodu.
Unia Europejska chce, by w 2030 roku średni poziom emisji samochodów w ramach jednego koncernu motoryzacyjnego wynosił 60 g CO2 na kilometr. Diess zapowiedział, że Grupa Volkswagena jest na dobrej drodze, by osiągnąć ten cel. Umożliwić ma to ekspansja gamy bezemisyjnych modeli elektrycznych. Do tego czasu mają one odpowiadać nawet za połowę całej produkcji Volkswagena.
Jednocześnie Diess zaznacza, że nawet jeśli do tego dojdzie, będzie to zasługa droższych modeli w ofercie. "Klientom klasy premium stosunkowo łatwo będzie przenieść się na elektromobilność, ale nie jestem pewien co stanie się z odbiorcami w szerszym kontekście" – wyznał Niemiec.
Szef Volkswagena wskazuje, że podwyżki cen, wynikające z potrzeby zaaplikowania nowych technologii ratujących środowisko, będą szczególnie dotkliwe w segmentach, gdzie samochody są do tej pory najtańsze. Za przykład podaje najmniejszy w gamie marki model Up. Wersja spełniająca normy środowiskowe z 2030 roku, twierdzi Diess, byłaby droższa o 3,5 tys. euro. Dopłata do Polo na podobnej zasadzie wynosiłaby 4 tys. euro.
Oprócz tego, najważniejszy człowiek w Wolfsburgu zapowiedział, że dalszy rozwój elektromobilności może doprowadzić do masowych zwolnień. "Jeśli samochody elektryczne mają przejąć połowę produkcji Volkswagena, to oznacza to, że Volkswagen będzie musiał zredukować o połowę swoje moce przerobowe w fabrykach silników spalinowych i tradycyjnych układów przeniesienia napędu". A to już sytuacja, która "daleko wykracza poza nasze ustalenia ze związkami zawodowymi" – ostrzegł Niemiec.
Diess krytykował w Detroit Unię Europejską za "nieskoordynowany" plan rozwoju elektromobilności. Za wzór do naśladowania wskazał Chiny, gdzie zaostrzane normy emisji spalin są planowane wraz z rozbudową infrastruktury ładowarek i powstawaniem kolejnych przywilejów dla klientów wybierających ten typ transportu.
W podobnym tonie w niedawnej rozmowie z Autokultem wypowiadał się August Achleitner z Porsche. Szef rozwoju kultowego modelu 911 przez ostatnie osiemnaście lat wyznał mi, że "projektowanie nowych samochodów jeszcze nigdy nie było tak trudne jak obecnie. Problem polega na tym, że wcześniej wiedzieliśmy, w którym kierunku podążać i jak się rozwijać. Teraz tymczasem Unia Europejska potrafi wprowadzić rewolucyjne zmiany z trzy-czteroletnim wyprzedzeniem. Jeśli Komisja wprowadza jakąś nową wytyczną z trzyletnim wyprzedzeniem, oznacza to, że na starcie mamy już dwa lata opóźnienia w pracach rozwojowych".
W Detroit Diess zastanawiał się przed dziennikarzami, jakie skutki może przynieść taka polityka Unii Europejskiej. Potencjalne zwolnienia tysięcy pracowników niskiego szczebla i wzrost cen najpopularniejszych samochodów o nawet 4 tys. euro zestawił on z niedawnymi protestami "żółtych kamizelek" w Paryżu. "Zamieszki w centrum stolicy Francji wywołał wzrost cen paliw o 10 eurocentów" – przypomniał.