7 nietypowych aut używanych, których nie trzeba się bać. Omijanie ich to błąd
Często, szukając samochodu używanego, przeglądamy ogłoszenia sprzedaży popularnych, znanych modeli i omijamy szerokim łukiem te, które wydają się być "wynalazkami". To błąd, bo niektóre z nich są bardzo udane, a nierzadko można je kupić taniej niż te popularne.
22.04.2020 | aktual.: 22.03.2023 11:49
Na rynku aut używanych nie brakuje marek, ale i samych modeli, które rzadko widujemy na ulicach, a jeśli już do tego dojdzie, myślimy: co to za dziwadło? Niekiedy zakup takiego samochodu może być poważną wpadką, bo na przykład brakuje części do napraw. Jednak nie zawsze tak jest.
Nierzadko tylko pozornie auta wydają się być nietypowe, podczas gdy pod oryginalną karoserią kryją się sprawdzone, znane podzespoły. Marki, które nie należą do pierwszej piętnastki, też nie muszą sprawiać kłopotów, bo rynek części zamiennych jest dobrze rozwinięty. Czasami boimy się "wynalazków", ale to wynika z niewiedzy. Poniżej znajdziecie kilka propozycji naprawdę polecanych samochodów, które rzadko spotykamy na ulicach. Zaletą większości z nich jest niska cena zakupu.
Audi A2, czyli maluch na bogato
Byłoby świetne, gdyby jeszcze silniki były lepsze, bo Audi A2 jest bardzo dopracowanym i przemyślanym autem, które sprawdzi się w każdej sytuacji, pomimo niedużych rozmiarów. Wnętrze jest nieporównywalnie lepiej wykonane i wyposażone niż u konkurentów, a jego funkcjonalność zachwyca.
Samochód jest wygodny, nowoczesny nawet dziś, ale problemem jest wybór silników. Benzyniak 1.4 o mocy 75 KM bywa nieco problematyczny, ale można go tanio wymienić. Większy 1.6 FSI ma bezpośredni wtrysk. Wydaje się najbezpieczniejszą opcją, choć nie ma mowy o założeniu instalacji gazowej.
Z kolei diesel 1.4 TDI jest oszczędny, dość dynamiczny, ale miewa poważny problem z wałem korbowym (luz na wale). Nie jest to reguła, ale się zdarza. Wydaje się, że lepiej silnik wymienić, niż naprawiać. Dość ryzykowną opcją jest superoszczędny diesel 1.2 TDI.
Póki silnik Audi A2 nie sprawia problemów, auto jeździ niezawodnie i nie jest nadmiernie drogie w utrzymaniu. Jedynie naprawy blacharskie są kłopotliwe, ponieważ poszycie nadwozia wykonano z aluminium. Choć auto sprzedawało się słabo, można kupić części używane.
Ceny używanych egzemplarzy zaczynają się od około 7 tys. zł i dość rzadko przekraczają 12 tys. zł. Najdroższe auta osiągają ceny w okolicy 14 tys. zł. Produkcja trwała od 1999 do 2005 r., więc nawet te najnowsze są już dość stare. Jak widać, powoli tracą na wartości, a nierzadko mają nieduże przebiegi.
Chevrolet Spark III – jak Matiz, ale dużo lepszy
Prosty, trwały, tani, często krajowy i świetnie - jak na swój segment - wyposażony Chevrolet Spark to naturalny następca Daewoo Matiza. Auto sprzedawano od 2009 r., więc jest też w miarę nowoczesne, a standardowe wyposażenie, obejmujące sześć poduszek powietrznych, ABS i często ESP, można uznać za bezpieczne. Idealny, choć nietypowy pojazd na dojazdy do pracy czy poruszanie się po mieście.
Choć auto faktycznie zastępuje wcześniejszego Sparka, to ten pierwszy powstał na bazie Matiza. Trzecią generacją (M300) zajął się już koreański oddział GM, więc samochód jest zbudowany na bazie znanych i popularnych podzespołów, ale wciąż z Korei. Samochodów powstało ponad milion, nie ma więc problemów z serwisem i dostępem do części, a benzynowe silniki nie stanowią wyzwania dla mechanika czy instalatora LPG, jeśli ktoś chce jeszcze bardziej obniżyć koszty jazdy.
Ogromną zaletą Sparka – podobnie jak Matiza – jest jego wysokie i pięciodrzwiowe nadwozie, które pomieści cztery osoby lub dwie i spory bagaż. Można nim przewieźć mebel, który nie zmieści się w sedanie klasy średniej. Stylistyka kokpitu może się podobać, choć jakość wykonania niekoniecznie.
Jeśli chodzi o wybór silnika to polecam mocniejszy 1.2 generujący aż 82 KM, co przy tak małym autku daje dobre osiągi. Ma łańcuch rozrządu, ale warto go sprawdzać co jakiś czas, jeśli samochód jeździ na krótkich dystansach.
Ceny rynkowe Sparków wahają się od niecałych 10 tys. zł do 20 tys. zł. Wszystko zależy od stanu i pochodzenia. Co ciekawe, można też kupić wersję elektryczną, choć pochodzącą z importu. Ceny to ponad 40 tys. zł.
Daihatsu Sirion – prawdziwy Japończyk, tylko mało znany
Daihatsu to ciekawa marka. W Polsce nie oferowano tych samochodów oficjalnie (nie licząc krótkiego epizodu w roku 2009), natomiast w Niemczech była dość popularna. Wszak nie mogła stanowić konkurencji dla właściciela, którym jest Toyota. Jako że nie ma polskiego importera, nie ma więc też mowy o serwisie autoryzowanym w naszym kraju, ale o problemach z brakiem części zamiennych też mówić się nie powinno.
Do najpopularniejszych modeli oferowanych oficjalnie w Europie kupić można wszystko. Chodzi o Siriona, Cuore czy Teriosa – to te najczęściej występujące. Tak na dobrą sprawę każdy z nich można eksploatacyjnie traktować tak samo, poza Teriosem, który może mieć napęd na cztery koła.
Zaletą małych Daihatsu jest pojemne, praktyczne nadwozie pięciodrzwiowe oraz trwałe, niezawodne i ekonomiczne silniki. Oczywiście nie należy spodziewać się wysokiego komfortu jazdy – wyciszenie, wykonanie czy wyposażenie to klasyka segmentów A i B. Schludnie i tanio. Przy zakupie polecam zwrócić uwagę na minimum wyposażenia: klimatyzacja i ABS. Z reguły elektryka w tych autach działa bez zarzutu.
Daihatsu Sirion, najpopularniejszy na polskim rynku wtórnym model, występuje przeważnie w dwóch generacjach. Częściej spotyka się tę drugą. Ceny najtańszych aut mieszają się więc pomiędzy generacjami, natomiast przy zakupie powinniśmy się kierować przede wszystkim stanem technicznym. Ładne egzemplarze można kupić za mniej niż 10 tys. zł, choć i za 5 tys. trafią się niezłe sztuki. Natomiast te najdroższe, niespełna 10-letnie, mogą kosztować 18-20 tys. zł.
Wspomnę raz jeszcze, że każdy model Daihatsu, nawet ten najbardziej egzotyczny (jak np. Materia) jeśli pochodzi z rynku niemieckiego, nie będzie sprawiał problemów eksploatacyjnych. Po prostu - nie ma się czego bać.
Honda FR-V – dziwna, ale bardzo praktyczna
Jeśli jesteś wielbicielem marek japońskich, a zwłaszcza Hondy, i jednocześnie potrzebujesz samochodu rodzinnego, to wybór masz dość ograniczony. Jedną z ciekawszych - choć nietypowych - propozycji jest minivan FR-V. Cechą charakterystyczną tego auta jest – podobnie jak w Fiacie Multipli – sześciomiejscowa kabina w konfiguracji 3+3. W przeciwieństwie do włoskiego auta Honda wygląda jednak dość normalnie.
Pomimo premiery w roku 2004, nawet dziś FR-V nie sprawia wrażenia samochodu przestarzałego, a kokpit wygląda nad wyraz nowocześnie. Przypomnę, że są to czasy Civica VIII i Accorda VII, czyli okres, w którym Honda nadała nowy styl swoim samochodom.
Zaletą wnętrza jest jego układ z trzymiejscowymi fotelami w dwóch rzędach. Wbrew pozorom, takim autem wygodniej jest przewieźć szóstkę pasażerów niż w klasycznym 2+3+2. Zwykle w kompaktowych minivanach w trzecim rzędzie mieszczą się jedynie dzieci i to nie zawsze w fotelikach. Warto jednak podkreślić, że w hondzie dodatkowe (środkowe) miejsca siedzące też są przeznaczone głównie dla dzieci, ponieważ trzy dorosłe osoby będą narzekać na brak swobody.
Choć samochód jest ponadprzeciętnie niezawodny, to naprawy mogą być stosunkowo drogie z uwagi na brak części. Nie wszystko występuje w zamienniku, ale niekiedy można ratować się używanymi elementami. Choć płytę podłogową zapożyczono z modelu CR-V, to zmieniono tylne zawieszenie i tu - ze względu na inne rozwiązania - czasami trzeba kombinować.
Na szczęście układ napędowy jest już zupełnie standardowy, więc serwis wygląda jak w przypadku Civica czy Accorda. Do wyboru są same dobre silniki, w tym kultowe K20, a polecam szczególnie benzynowe, które taniej naprawić. Jeśli często jeździcie na trasach, to odradzam zakup auta z najsłabszym silnikiem 1.7 – najlepszy wybór to 1.8. Jeśli zdecydujecie się na LPG, to pamiętajcie o regulacji zaworów.
Jeep Commander, czyli tak naprawdę większy Grand Cherokee
Gdyby ten projekt powstał nieco później, pewnie stanowiłby normalną ofertę do dziś, konkurując m.in. z nowym Fordem Explorerem. Niestety, po ostatnim wielkim kryzysie w 2009 r. zdecydowano się zakończyć jego produkcję. Niemniej jednak dziś wydaje się autem bardzo interesującym, zwłaszcza dla osób, które preferują samochody SUV do jazdy bardziej po asfalcie niż w terenie.
Z racji większych rozmiarów Commander nie jest tak sprawny na bezdrożach jak jego techniczny dawca Grand Cherokee WK, ale za to oferuje więcej miejsca i możliwość przewiezienia siedmiu osób. Z racji znanej techniki, nie ma absolutnie żadnych problemów z serwisem samochodu, a silniki Diesla i benzynowe są dokładnie takie same.
Rozsądnym wariantem napędu wydaje się być 3-litrowy diesel od Mercedesa, jednak jego kosztowny serwis i ryzyko potencjalnych drogich napraw skłania ku benzynowej jednostce HEMI o pojemności 5,7 litra. Jest to silnik dający lepsze osiągi, a po zamontowaniu instalacji gazowej - porównywalne koszty jazdy. Nie jest co prawda całkowicie niezawodny, ale mniej ryzykowny od diesla.
Jedna uwaga – Commander to bardzo dobre auto, ale należy je kupować świadomie i tylko wtedy, kiedy faktycznie potrzebujecie dużej przestrzeni lub wam się po prostu ten samochód podoba. Jeśli preferujecie szybką jazdę czy "upalanie" w terenie, lepszy będzie Grand Cherokee.
Rynek commanderów nie jest zbyt bogaty, ale da się coś kupić. Ceny startują z poziomu poniżej 30 tys. zł. Dla porównania grand cherokee kupicie jeszcze taniej – poniżej 20 tys. zł. Wynika to z faktu, że tego drugiego jest 10 razy więcej, zatem i rynek nie jest tak wyselekcjonowany.
Gdybym miał kupować takie auto, wybrałbym Commandera, bo jest większe prawdopodobieństwo zakupu samochodu od osoby z nim związanej silniej niż tylko prawem własności. Najdroższe egzemplarze wystawia się za 50 tys. zł i są to wyłącznie odmiany V8.
Renault Scenic RX4 – alternatywa dla SUV-a
Jeśli bardziej niż na samym wyglądzie zależy wam na funkcjonalności SUV-a, to świetną i tanią alternatywą dla azjatyckich marek jest Renault Scenic RX4, który wszedł na rynek w roku 2000. Wówczas jeszcze dominowały produkty z Dalekiego Wschodu, ale Francuzi zaproponowali coś lepszego. Szkoda, że produkcja trwała tylko 3 lata.
W praktycznym minivanie podniesiono zawieszenie i zainstalowano układ napędowy austriackiej firmy Steyr, wyspecjalizowanej w budowie pojazdów terenowych. Jest to najprostszy system z dołączającym tylną oś sprzęgłem. Niestety, konstrukcja dla Scenica nie stanowi ich wizytówki, gdyż średnio wytrzymuje bez awarii 50-100 tys. km.
Nie ma jednak obaw o wielkie wydatki. Problemem jest wał napędowy, który co pewien czas wymaga regeneracji. Bez trudu znajdziecie warsztat, który to zrobi, a wydatek rzędu 1200 zł to niewiele, zwłaszcza jeśli jeździcie mało. Zasada jest prosta – im więcej terenu, tym częściej trzeba wymieniać wał. Owszem, w toyotach czy nissanach wytrzymuje on dłużej, ale za te auta trzeba zapłacić więcej.
Auto ma jednak swoje zalety. Prześwit 21 cm daje lepsze właściwości terenowe niż spora część tzw. SUV-ów. Proste silniki, zwłaszcza benzynowy, nie są wymagające i szczególnie awaryjne, a części zamienne wspólne ze zwykłym Renault Scenic pozwalają tanio utrzymać samochód w dobrej kondycji.
Ostatnią - jeśli nie największą zaletą Scenica RX4 - jest cena. Rzadko przekracza 10 tys. zł, a średnia to ok. 6 tys. zł. Mało który konkurencyjny samochód jest tańszy. Średnio chwalony Nissan X-Trail kosztuje 2-3 tys. zł więcej, a na Toyotę RAV4 trzeba wydać minimum 10 tys. zł.
Warto jeszcze wiedzieć, że na tej samej zasadzie Renault zbudowało użytkowe Kangoo.
Renault Koleos, czyli drugie podejście do klasy SUV
Po nieudanym debiucie marki Renault w segmencie aut uterenowionych (wspomniany Scenic RX4) w 2008 r. podjęto drugą i też średnio udaną próbę. Tym razem Francuzi nie eksperymentowali i zapożyczyli technikę z Nissana X-Traila, obudowując ją zupełnie oryginalnym nadwoziem, które wyposażono w oryginalne wnętrze. Był to na tyle oryginalny samochód, że niektórzy nie wiedzą nawet o jego istnieniu.
Renault Koleos to model technicznie udany, choć niedoceniony przez rynek. Co ciekawe, auto było tak (nie)francuskie, że nawet produkcję prowadzono w fabryce Samsunga w Korei Południowej. Ma dość skromny bagażnik (450 litrów), ale przestronną kabinę i jest wygodnym, bezpiecznie prowadzącym się SUV-em.
Obsługa auta niczym nie zaskoczy użytkownika innych modeli Renault, a mechanik znający nissany też nie będzie miał kłopotów. Koleos jest dość trwały i zaskakująco niezawodny, a porządny silnik Diesla 2.0 dCi należy do jednych najlepszych w klasie. Drugim motorem do wyboru był benzyniak o pojemności 2,5 litra i mocy 170 KM, niezbyt popularny na rynku europejskim.
Przy zakupie Koleosa z dieslem trzeba pamiętać o dość nowoczesnej konstrukcji i ewentualnych wysokich kosztach napraw. Napęd i zawieszenie są wystarczająco trwałe, a z częściami mechanicznymi nie ma kłopotów. Gorzej z blacharskimi w razie drobnej stłuczki – taki urok nietypowych modeli.
Niemniej jednak Koleos jest nietypowy tylko pozornie (nadwozie i wnętrze). Auto można natomiast stawiać na równi z popularnym Nissanem X-Trailem. I tu tkwi sekret. O ile za X-Traila zapłacimy mniej więcej tyle samo, o tyle wyposażenie Koleosa może być lepsze. Co więcej, samochód jest tańszy od japońskich konkurentów innych marek czy choćby VW Tiguana. Ceny rynkowe zaczynają się od 16-17 tys. zł, a kończą na ok. 45 tys. zł za egzemplarze z 2014-2015. Wbrew pozorom, aut na sprzedaż jest całkiem sporo.