Wyglądają jak milion dolarów, kosztują grosze. Używane auta, które straciły sporo na wartości!

Mało osób sprawdza podczas zakupu, jak prezentuje się utrata wartości danego modelu. Tymczasem po kilku czy kilkunastu latach rynek wtórny szybko weryfikuje sytuację. To sposób na zakup ciekawego auta za ułamek jego pierwotnej ceny.

Od premiery 350Z minęło kilkanaście lat, a Nissan wciąż prezentuje się świetnie
Od premiery 350Z minęło kilkanaście lat, a Nissan wciąż prezentuje się świetnie
Źródło zdjęć: © mat.prasowe / Nissan
Mateusz Lubczański

20.12.2017 | aktual.: 14.10.2022 14:34

Na utratę wartości składa się wiele elementów – wiek auta, przebieg, wyposażenie, wizerunek marki czy modelu wśród klientów, a nawet jego pozycjonowanie względem konkurencji. Reprezentacyjne, drogie limuzyny tracą najwięcej, już po wyjechaniu z salonu. Gdy na rynku znajdzie się nowa generacja modelu, okazuje się, że nasze wypieszczone, godne prezydenta czarne cacko jest warte niewiele więcej niż gnijące Daewoo sąsiada.

Zdarzają się jednak ewenementy, jak chociażby fiaty 500, które są wyjątkowo drogie, nawet jeśli od kilku lat przemierzają ulicę miast. Przeglądając portale z ogłoszeniami motoryzacyjnymi można natknąć się na mnóstwo ciekawych ofert pojazdów, których trudno wypatrywać w codziennym krajobrazie motoryzacyjnym.

Nissan 350Z
Nissan 350Z© mat. prasowe / Nissan

Wystarczy np. zerknąć na Nissana 350Z. Japońska konstrukcja dalej wygląda świeżo, choć od premiery minęło już kilkanaście lat! Ceny zaczynają się od 30 tys. zł, ale podczas zakupu trzeba zwrócić szczególną uwagę na stan pojazdu. Wielu właścicieli identyfikowało się z bohaterami drugiej części NFS: Underground, stąd też silniki V6 musiały mierzyć się z ciężkimi warunkami "upalania" na zimno pod osiedlowym marketem. Nadal jednak jest to auto godne zainteresowania.

Jeśli pozostaniemy jeszcze w Kraju Kwitnącej Wiśni, znajdziemy tam inny samochód, który zaskakuje swoimi cenami. Mazda RX-8 wygląda jeszcze lepiej niż 350 Z, ma dodatkową (choć nietypową) parę drzwi i kręcący się do ponad 8 tys. obrotów silnik. Ten element nie tylko jest charakterystyczny ze względu na generowany dźwięk (brzmi jak wściekły odkurzacz), ale i niecodzienną budowę oraz wymogi serwisowe. Jeśli tylko macie w okolicy mechanika, który wie jak działa silnik Wankla, nie ma się nad czym zastanawiać.

Mazda RX-8
Mazda RX-8© mat.prasowe / Mazda

Kolejnym autem które wygląda jak milion dolarów (ale tyle nie kosztuje) jest Peugeot RCZ. Francuscy projektanci zdecydowali się zrobić odważny krok i zaprezentować wersję produkcyjną, która wyglądała jak pierwotny koncept. Optyczny środek ciężkości przeniesiono do przodu, a dach zainspirowany był liniami Zagato. Oprócz mocnych silników benzynowych (270 KM z jednostki 1,6!) Peugeot montował pod maską tych aut też oszczędne motory wysokoprężne. RCZ dzielił sporo elementów z 308, więc serwis nie stanowi większego problemu. Ceny wynoszą około 40 tys. zł.

Peugeot RCZ
Peugeot RCZ© mat. prasowe / Peugeot

To chyba jedyne zestawienie w którym to Porsche okazuje się tańsze od Peugeota. Gigantyczny spadek wartości odnotowała pierwsza generacja Porsche Cayenne. Po latach kabina może wykazywać śladu zużycia, a lakier nie prezentować się tak rewelacyjnie jak w dniu zakupu. Trudno jednak nie ulec pokusie jeśli za około 30 tys. zł można już dostać wersję Turbo o mocy 450 KM. Trzeba tylko przymknąć oczy na wpadki jakościowe oraz (a może przede wszystkim) dyskusyjny wygląd.

Rzadkie zdjęcie Porsche Cayenne poza asfaltem.
Rzadkie zdjęcie Porsche Cayenne poza asfaltem.© mat.prasowe / Porsche

Jeśli jednak nie w smak wam niemiecki "uberSUV", zawsze można zainteresować się Range Roverem drugiej generacji. Nawet najdroższe egzemplarze na polskiej stronie z ogłoszeniami nie przekraczają psychologicznej bariery 30 tys. zł. Pod maską znaleźć można silnik V8, a do tego gratis dostajemy ponadczasowy styl i nalepkę "wolę pchać mojego Range Rovera niż jeździć Jeepem".

Range Rover
Range Rover© mat.prasowe / Land Rover

Na liście nie mogło oczywiście zabraknąć motoryzacji zza Oceanu. Jedną z ciekawszych ofert okazuje się Chrysler 300C. Dostojna, nawet nieco barokowa limuzyna może i współdzieli sporo elementów z Mercedesem Klasy E, jednak to Chrysler wydaje się bardziej dostojny i pasujący do czarnego charakteru. Oszczędni kierowcy mogą zainteresować się silnikiem Diesla, a poszukujący mocnych wrażeń przygotowano auta z silnikami V8. Jeśli z kolei bardziej lubujemy się we włoskiej motoryzacji, koncern FCA sprzedawał później 300C pod marką Lancia. Włosi chyba nie byli zadowoleni.

Na wszystkich oficjalnych zdjęciach Chrysler unika zakrętów. Ciekawe czemu...
Na wszystkich oficjalnych zdjęciach Chrysler unika zakrętów. Ciekawe czemu...© mat. prasowe / Chrysler

Jeśli jednak szukamy auta na wskroś amerykańskiego, nie pozostaje nam nic innego jak Ford Mustang. Oczywiście, okazją mogą wydawać się egzemplarze czwartej generacji, pamiętające jeszcze ubiegły wiek, jednak tak naprawdę chcecie kupić auto wyprodukowane po 2004 roku. Wtedy właśnie Mustang nawiązał do swojego pierwowzoru i niejako powrócił do klasycznej stylistyki. Klimat retro z dodatkiem nowoczesnych rozwiązań sprawił, że auto zdobyło ogromną popularność, więc można przebierać w ofertach Mustangów z silnikami V6 i V8. Przecież przechodnie i tak nie będą wiedzieli co znajduje się pod maską.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)