Ulubione minivany [przegląd redakcji #20]
Przez lata były synonimem samochodu rodzinnego. Przestronne i komfortowe podczas dalekich podróży minivany dziś są systematycznie wypierane z rynku przez SUV-y. Niemniej wśród aut używanych nadal możemy znaleźć warte uwagi egzemplarze. Postanowiliśmy więc zaprezentować nasze ulubione modele.
17.05.2022 | aktual.: 14.03.2023 12:08
Mateusz Lubczański – Citroën C4 Grand Picasso (później SpaceTourer)
Długo zastanawiałem się pomiędzy Toyotą Previą pierwszej generacji a Citroënem C4 Grand Picasso. Wybrałem jednak auto francuskie – pamiętam pierwsze jazdy we Francji, zdziwienie inżyniera zapytanego o wycięcie modułu SCR (od AdBlue, wtedy była to nowość!) czy fenomenalne wrażenia zza kółka.
C4 Grand Picasso ujął mnie nie rozwiązaniami praktycznymi, a swoim wspaniałym francuskim charakterem. Miękki, elastyczny, cichy, z dźwignią zmiany biegów przy kierownicy, z miejscem na torbę w pierwszym rzędzie, no i przede wszystkim – daleko zachodzącą szybą, przez co w nocy człowiek odnosił wrażenie, że jedzie szklaną bańką. Nawet stylistyka nadwozia, nieco futurystyczna na początku, ostatecznie doskonale poradziła sobie z biegiem czasu.
I ten silnik Diesla, który palił tyle, co nic. To chyba jedno z tych aut, w przypadku których można powiedzieć, że "takich już się (naprawdę) nie robi" – produkcja została zakończona całkiem niedawno. Szkoda!
Zobacz także
Aleksander Ruciński – Ford Galaxy IV
Wygląda świetnie, a jeździ jeszcze lepiej. Galaxy to "tatusiowóz", który potrafi dać wiele radości nie tylko pasażerom, ale i kierowcy. Szczególnie gdy pod maską drzemie 240-konny EcoBoost lub podwójnie doładowany diesel EcoBlue o takiej samej mocy.
Zawieszenie, układ kierowniczy, a nawet pozycja za kierownicą są tu zdecydowanie bliższe typowym osobówkom niż autom o użytkowym charakterze. A wszystko to w połączeniu z przestronną, dobrze wyciszoną i praktyczną kabiną, która zmieści nawet siedem osób.
Jest tylko jeden minivan, który dorównuje Galaxy pod względem fajności. To nieco mniejszy, choć równie genialny S-MAX. Obydwa modele mają jeszcze jedną zaletę – wciąż można kupić je jako nowe, choć – niestety – już niedługo.
Mateusz Żuchowski – Fiat Multipla
To dobry moment, żeby zrobić coming out i przyznać się publicznie: szanuję Multiplę. Czy uważam, że jest ładna? No jasne, że nie. Ale uważam, że jej projekt jest bardzo dobry. Od lat krytykuje się samochody za to, że stały się przesadnie niesympatyczne z wyglądu, ciężkie, a do ich coraz bardziej zabudowanych wnętrz trafia coraz mniej światła.
Jeśli się z tym zgadzasz (i masz rodzinę), to oznacza, że w swoim życiu potrzebujesz Multipli. Jej duże okna zapewniają świetną widoczność we wszystkie strony. Kabinę można aranżować na niespotykanie wiele sposobów dzięki sześciu indywidualnym fotelom zmieszczonym w dwóch rzędach. W takiej gromadce jazda Multiplą jest radosna i wygodna. Właśnie takie chwile są możliwe tylko w vanach, a szczególnie w tym najbardziej niedocenianym i wyszydzanym z nich wszystkich.
Filip Buliński – Renault Espace I
Jeśli "tatusiować", to tylko w ten sposób. Choć Espace nie był pierwszym vanem w historii, to trudno wyobrazić sobie bez niego historię tego segmentu w Europie. Zapoczątkował niemal taką samą modę na vany, jaka dziś panuje na SUV-y. I pomyśleć, że chociaż Renault zgodziło się na rozwój projektu z Matrą, którą w międzyczasie odrzucili m.in. Peugeot i Citroën, to nie spodziewało się takiego sukcesu, zostawiając kwestie produkcyjne właśnie Matrze.
Z fantastycznym, futurystycznym designem (mimo że był to van), obracanymi fotelami przednimi, zdolnością przewiezienia siedmiu osób, przednią szybą pochyloną o 58 stopni i niezwykłą widocznością dzięki przeszkleniom, Espace I był genialny w swoich założeniach. Pamiętajmy, mamy 1984 rok! Po liftingu w 1988 roku pojawił się nawet napęd na cztery koła.
Francuzi porządnie ocynkowali nadwozie, dzięki czemu samochód nie rdzewiał, a obklejenie nadwozia panelami z tworzywa sztucznego sprawiło, że ważył skromne 1200 kg. A zadziorny wygląd aż prosił, żeby pod maską znalazło się coś mocniejszego. V6 doczekała się dopiero druga generacja, ale 120-konna wersja była zdolna rozpędzić renault do 175 km/h. To niewiele mniej, niż osiągał wówczas Golf GTI.
Tomasz Budzik – Citroën C8
Po co komu minivan? Przede wszystkim po to, by zmieścić całą – nawet nieco liczniejszą – rodzinę, a następnie komfortowo zabrać ją wraz z bagażami na weekend czy wakacyjną podróż. Takie założenia doskonale spełniał Citroën C8. Minivan segmentu D oferował siedem indywidualnych foteli dla każdego z podróżnych. Tego nie ma żaden współczesny luksusowy SUV, a to przecież takie auta roszczą sobie dziś prawo do miana aut rodzinnych.
C8 należał do rodziny dużych wozów, ale zawadiackości dodawał mu umieszczony na dachu spojler. Mnie osobiście zawsze kojarzył się on z wozem Drużyny A. Pod maską mogła gościć jednostka napędowa w jednym z dziesięciu dostępnych wariantów. Do wyboru było nawet trzylitrowe, benzynowe V6. Zawieszenie zestrojono z myślą o komforcie podróżowania. I nic dziwnego, bo do tego to auto zostało stworzone. Samochód można było zamówić nawet z dodatkowym wyposażeniem w formie lodówki. Tradycyjnie dla francuskiego producenta wnętrze wyposażono w ogrom półek, schowków, wysuwanych tac czy dodatkowe lusterko pozwalające obserwować dzieci z tyłu. Dziś już się takich nie robi.