Nowy Ford Shelby Mustang GT500 na tle poprzedników. Czuję, że Carroll Shelby byłby dumny
Ford długo zapowiadał nowe wcielenie Shelby GT500 i w końcu odsłonił karty. Może nie wszystkie, ale na tyle dużo, by móc porównać go z poprzednikami i innym przedstawicielem spod znaku kobry – GT350R. Nową wersję świetnie określa jedno słowo: więcej.
15.01.2019 | aktual.: 28.03.2023 12:07
Jeżeli jakiemuś modelowi udało się wybić ze swoją premierą w dniu, gdy na rynek powraca Toyota Supra, to znak, że mówimy o czymś wyjątkowym. Tak właśnie jest w przypadku nowego Shelby Mustanga GT500 przygotowanego przez Forda przy współpracy z Carroll Shelby International. Pokazany podczas salonu samochodowego w Detroit model ma ponad 700 KM, przyspiesza do 60 mil/h w mniej niż 3,5 s i przejeżdża ćwierć mili w mniej niż 11 s. Do tego wygląda jak prawdziwy potwór, a brzmi jeszcze lepiej.
Historia GT500
Dobrze, ale czym w ogóle jest ten cały Shelby GT500? Najprościej mówiąc: to najmocniejsze i najszybsze wcielenie Mustanga. Nazwa pochodziła oczywiście od nazwiska jego twórcy – Carrolla Shelby’ego. W 1964 roku dostał on zadanie, które określił jako niewykonalne. Lee Iacocca, ówczesny jeden z wiceprezesów Forda, kazał mu zrobić z Forda Mustanga samochód sportowy. W oczach Shelby’ego model był "autem dla sekretarki", więc niechętnie zabrał się do pracy. Pierwsze egzemplarze gotowego wozu trafiły do salonów rok później. Samochód nazywał się Shelby GT350 i podobno był niesamowity.
Różnic było sporo. W porównaniu do zwykłego Mustanga ta wersja miała większy silnik, zmienione zawieszenie, była dwuosobowa, pojawiły się też większe hamulce. Dla Shelby’ego to było jednak za mało. Chciał, by jego Mustang wyglądał inaczej niż wszystkie pozostałe. To udało się osiągnąć dopiero w 1967 roku. Wtedy też zadebiutował GT500.
Pod maską miał 7-litrowy silnik o mocy 360 KM i momencie obrotowym równym 570 Nm. Większość osób może kojarzyć go z filmu "60 sekund" z 2000 roku. Występuje tam w zmodyfikowanej wersji pod nazwą Eleanor. Latem 1969 roku Carroll Shelby rozstał się z Fordem i wszystko wskazywało na to, że historia modelu skończy się w tym miejscu.
Powrót legendy
Tak jednak się nie stało. W 2005 roku Ford zaprezentował raz jeszcze Shelby GT500. Model bazował na Mustangu piątej generacji, a w projekcie ponownie brał udział Carroll Shelby. Razem z inżynierami fordowskiego SVT stworzyli ponad 500-konnego auto, który na nowo zaczął zapisywać karty historii tego wozu. W późniejszych latach pojawiały się także nowe interpretacje pozostałych wersji GT500, czyli KR oraz Super Snake. Ford produkował mocniejsze odmiany piątej generacji muscle cara do 2014 roku.
Miałem okazję przejechać się ostatnim wcieleniem wersji Shelby GT500, jak i zwykłym Mustangiem GT, na którym bazowała. Poza kształtem są to dwa zupełnie różne wozy. Wysiadając z tego drugiego miałem uczucie niedosytu. Tak, jest szybki, tak, jest głośny, ale nie porywa, nie ekscytuje. Tymczasem Shelby na każdym kroku jest wyzwaniem. To potwór, który nawet nie myśli o tym, by pójść na ustępstwo. Skrzynia biegów tak kiepska w zwykłym GT, tutaj jest fenomenalna. Musi być: w końcu na tylną oś przekazuje 671 KM i wręcz przerażające 855 Nm. Jeden zły ruch i tylne koła odmiany Shelby zaczynają żyć własnym życiem. Nie spodziewałem się, że w tej dekadzie produkowano jeszcze tak brutalne samochody.
Za kierownicą "kobry" wylądowałem już po premierze szóstej generacji Mustanga. Wtedy o nowym Shelby GT500 słyszałem jedynie plotki, ale już mogłem sobie wyobrażać, jak fantastycznym wozem będzie. Przecież wiedziałem, jak dobrze jeździ nowy Mustang. Pewnym przedsmakiem był też zaprezentowany w 2015 roku Shelby GT350R. Mariusz Zmysłowski miał okazję wypróbować go na torze w Lommel i stwierdził, że jest brutalnie szybki.
Jedynka, pedał w podłodze. Ogień, czuję kopnięcie w plecy. Sprzęgło, dwójka, gaz. Moc jest dostarczana potwornie szerokim strumieniem. Potężna dawka momentu obrotowego szarpie samochodem naprzód, od samego dołu. Wskazówka obrotomierza wspina się w everestowe okolice 8000. Kolejny bieg. V8 rozdziera powietrze w całej okolicy. (…).
Ford stworzył z marką Shelby prawdziwego wojownika. To maszyna, którą można już uznać za wyczynową. Nieporównywalne z niczym V8 ziejące naturalną mocą, napęd na tył, ręczna skrzynia biegów. Genialne zawieszenie. W połączeniu ze slickami doskonale trzy… Przegiąłem. Żółte Shelby sunie już bokiem i po chwili staje tyłem. Do kierunku jazdy.
Nowy model ma wszystkiego więcej
W porównaniu do tych dwóch modeli nowy Shelby GT500 zdaje się stawiać poprzeczkę jeszcze wyżej. Podobnie jak model z 1967 roku, dostał zupełnie nowy wygląd. Miejsce szerokiego grilla zajęła atrapa przywodząca na myśl otwartą paszczę węża, który ma pożreć cokolwiek pojawi się na jego drodze. Może silnik nie ma już 5,8 litra pojemności, jak w poprzedniej generacji, ale wzrost mocy rekompensuje tę stratę. Dość powiedzieć, że sprężarka, dzięki której znana z GT350R jednostka osiąga ponad 700 KM ma większą pojemność niż bazowy silnik Mustanga.
Bardziej ciekawi mnie, jak na wrażenia z jazdy wpłynie zmiana skrzyni biegów. Tutaj mamy bowiem do czynienia z siedmiostopniowym automatem o dwóch sprzęgłach. Jestem przekonany, że będzie piekielnie szybko zmieniał biegi, ale na pewno odbierze GT500 tej brutalności i mechaniczności, za którą doceniłem poprzednika. Ale czy to źle? Patrząc na listę zmian w zawieszeniu, a także dodatkowe pakiety z częściami, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mimo wszystko Shelby GT500 będzie tym, czym Carroll Shelby chciał by był. Świetnym samochodem sportowym.