TestyMercedes-BenzMercedes G55 AMG Kompressor 12V Cabrio - test

Mercedes G55 AMG Kompressor 12V Cabrio - test

Mercedes G55 AMG Kompressor 12V Cabrio - test
Źródło zdjęć: © fot. Marcin Łobodziński
Marcin Łobodziński
01.04.2015 14:08, aktualizacja: 28.03.2023 15:53

Być może stanie się to już tradycją Autokultu, że 1 kwietnia publikujemy dość nietypowy test samochodu.

Mercedes G55 AMG Kompressor 12V Cabrio - test

Pewnie zastanawiacie się dlaczego testu nie przeprowadził mój tata. Zdradzę Wam pewien sekret. Wydaje mi się, że on myśli, że Škoda Yeti to samochód terenowy. Jak mógłbym powierzyć komuś takiemu legendarną Gelendę? Poza tym, przez ostatni rok przybrał trochę na wadze i nie mieści się w tym samochodzie. Dlatego zająłem się nim ja.

Obraz
© fot. Marcin Łobodziński

Co my tu mamy? Testowany egzemplarz Mercedesa to w rzeczywistości produkt firmy AKAI. Wykonane z tworzyw sztucznych nadwozie nie jest oparte na ramie jak tradycyjna Gelenda. Jest to kit-car do samodzielnego montażu, który przy dobrych wiatrach i bez mojej ingerencji trwał na spokojnie ok. 2 godziny. Do dziś zastanawiam się, jak to możliwe, że koła trzymają się nie na śruby lecz zwykłe zawleczki. Z drugiej strony nie dziwię się, dlaczego podczas jazdy czuć luzy, a koła sprawiają wrażenie, jakby miały za chwilę poodpadać. Na szczęście nic takiego nigdy się nie zdarzyło i na to się nie zanosi.

Auto w wersji odkrytej nie jest lekkie, waży ok. 18 kg, mniej więcej tyle co ja, ale bierze na siebie drugie tyle. Maksymalna ładowność to 30 kg, chociaż moja starsza koleżanka zmieściła się bez trudu i Mercedes bez większego wysiłku pojechał. Teoretycznie jest dwuosobowy, ale w praktyce najlepiej jeździ się samemu. Kanapa nie jest miękka, wykonana z tworzyw sztucznych nie zapewnia komfortu wbrew temu, co piszą w folderach reklamowych. Niby jest wyposażona w pas bezpieczeństwa, ale ja go nie zapinam. Przyczyna jest prosta – jeżdżę często w takim terenie, że lepiej jeśli będę miał możliwość wypadnięcia z auta. Mimo 5-drzwiowego nadwozia, żadne z drzwi się nie otwierają więc z wychodzeniem czasami jest problem, ale z drugiej strony jak ktoś ma zamiar mnie wyjąć z auta siłą, to też ma problem.

Trudno nazwać to siedzenie wygodnym lub dwuosobowym
Trudno nazwać to siedzenie wygodnym lub dwuosobowym© fot. Marcin Łobodziński

Nadwozie mierzy 1300 mm długości, 740 mm szerokości i 600 mm wysokości. Znaczna przewaga szerokości nad wysokością i dość nisko położony środek ciężkości dobrze wpływają na stabilność. Niestety gorzej jest z amortyzacją wstrząsów, której nie ma. Z całym szacunkiem dla tego uznanego producenta, ale jeśli to ma być komfort Mercedesa to dziękuję.

Ze względu na restrykcyjnie, absurdalne normy emisji spalin w naszym pobliskim parku miejskim, moja wersja AMG napędzana jest dwoma 12-woltowymi silnikami o mocy 35W każdy. Energię pobierają z akumulatora 7Ah umieszczonego pod maską. Ładowanie akumulatora trwa ok. 8-10 godzin, ale kiedyś przypomnieliśmy sobie o konieczności wyłączenia ładowarki po 4 dniach. Nic się nie stało. Wygodny jest zasilacz z długim przewodem i gumowa osłona gniazda ładowania, dzięki czemu można bez obaw jeździć w deszczową pogodę.

Bogate wyposażenie nie dziwi w wersji AMG
Bogate wyposażenie nie dziwi w wersji AMG© fot. Marcin Łobodziński

Ile mogę jeździć na naładowanym akumulatorze? Producent podaje, że maksymalnie około 2 godzin, ale szczerze przyznam, że ja już po godzinie zwykłe zasypiam jak niemowlę. Tata twierdzi, że bez problemu można jeździć przez ok. 3-4 godziny po płaskim podłożu. Wszystko da się kontrolować na bieżąco, dzięki dużemu i czytelnemu wskaźnikowi naładowania, który normalnie pokazuje 12-13V podczas jazdy i 10,5-11,5V podczas pokonywania najtrudniejszych przeszkód. Spadki poniżej 10V na płaskiej drodze oznaczają, że warto już wracać do domu, a poniżej 9V tata musi mi pomagać na podjazdach pod nawet niewielkie wzniesienia.

Obraz
© fot. Marcin Łobodziński

No dobra, teraz do rzeczy. Auto ma dwa kluczyki – jeden już gdzieś zgubiłem – i klasyczną stacyjkę. Bez kluczyka nie da się włączyć samochodu. Po jego przekręceniu z głośnika dobiega ciekawy dźwięk zapalanego motoru. Tak, głośnika, bo samochód jest wyposażony w zestaw audio ze sterowaniem przy pomocy przycisku na kierownicy i z kilkoma melodiami, od disco polo do melodii kojarzących się z tzw. zimną wojną. Do tego jest wejście na urządzenia zewnętrzne i oczywiście regulacja głośności. Jeśli włączy się muzykę, włączają się również kolorowe diody na kierunkowskazach, aby każdy, nawet niewidomy czy niesłyszący zwrócił na mnie uwagę. W razie czego, mam też klakson. Mimo to, takie akcesoria nie są potrzebne, bo i tak wszyscy patrzą się na mnie z uśmiechem. Samochód zdecydowanie bardziej zwraca na siebie uwagę niż testowany rok temu Cozy Truck, ale jest wykonany gorzej. Na przykład oznaczenia wersji silnikowej i modelu przykryte folią ochronną odchodzą od karoserii razem z folią.

Taki teren to gratka dla małej Gelendy
Taki teren to gratka dla małej Gelendy© fot. Marcin Łobodziński

Jeśli chodzi o wnętrze, to poza kierownicą mam tu jeszcze dźwignię służącą do zmiany kierunku jazdy oraz reduktor z dwoma przełożeniami, jak przystało na samochód klasy premium włączany przyciskiem. Można go włączać podczas jazdy, ale tata zawsze mnie za to ochrzania, że niby producent zakazuje. Mam tu jeszcze przycisk służący do zmiany trybu jazdy. RC oznacza, że nad samochodem kontrolę przejmuje mój tata, twierdząc jednocześnie, że jest to bezpieczniejsze. Manual to tryb pozwalający kierować samodzielnie. Ja tam niespecjalnie go lubię, bo zwykle jazda kończy się kontaktem z drzewem lub innym przedmiotem. Rzekomo gaz można nie tylko wciskać, ale także puszczać, czego nie rozumiem, bo jeśli mam go puszczać, to wolę nie wciskać wcale i siedzi mi się wygodniej. A propos wygody, to myślę, że tak do 4 roku życia powinienem się zmieścić, później trzeba będzie poszukać czegoś większego.

Nie ma problemów w błocie, brodzenie też jest możliwe do około 15 cm
Nie ma problemów w błocie, brodzenie też jest możliwe do około 15 cm© fot. Marcin Łobodziński

Z samochodem jest jeden problem, bo po wyborze trybu Low Speed jadę z taką prędkością, że po 15 minutach już śpię. W trybie High Speed zawsze jak ruszam, mało nie urwie mi głowy. Tata zwykle ostrzega „trzymaj się”, ale ja zazwyczaj odbieram to jako pożegnanie, a potem jest bum i już jadę. A to bum jest spore, bo dzięki firmie AMG ten pojazd rozpędza się do prędkości maksymalnej w mniej niż sekundę. Po sekundzie, to ja dopiero zaczynam kumać co się dzieje. Z hamowaniem jest podobnie jak z ruszaniem. Hamulec silnikowy działa tylko na tylną oś i wyhamowanie trwa nieco dłużej niż przyspieszanie, ale tu też trzeba się mocno trzymać, by nie uderzyć głową w kierownicę. Nie wiem, ale być może jest to zasługa dość dziwnej konstrukcji hamulców z nawiercanymi tarczami i kręcącymi się wraz z nimi zaciskami.

Podczas jazdy nie jest już tak źle. Tak jak wspomniałem, nie ma amortyzacji więc moje poliki trochę się trzęsą gdy jadę po kostce, ale na przykład w terenie nie czuć już tak bardzo nierówności – najgorzej jest na twardym. Zresztą na twardym to chyba każda Gelenda jeździ słabo. Słabo jest też ze skrętem. Średnica zawracania jest niewiele mniejsza niż tych większych samochodów, które muszę przepuszczać gdy przejeżdżam przez jezdnię. Widoczność uznaję za dobrą, ale gdybym miał patrzeć przez przednią szybę, to za dużo bym nie zobaczył. Pomysł z przyciemnianiem szyb jest dobry, ale niekoniecznie sprawdza się to, gdy w aucie mamy tylko jedną. W lusterkach też za dużo nie widać, ale przynajmniej można je składać, co przydaje się w ciasnych miejscach.

Obraz
© fot. Marcin Łobodziński

Ostatnia rzecz to wyciszenie, które jest największą wadą tego samochodu. Nie dość, że silniki jęczą dość głośno, to jeszcze opony z tworzyw sztucznych głośno pracują na twardym podłożu, zwłaszcza na kostce. Taki nieduży pojazd, a robi więcej hałasu niż te duże.

Testowaną Gelendą zdecydowanie przyjemniej jeździ się po bezdrożach. Napęd na jedną oś nie jest dużym problemem, ale przyznam, że 4x4 robiłoby tu niezłą robotę. Nie jest problemem również mechanizm różnicowania prędkości obrotowej obu kół. Działa jak LSD więc nawet na dużych nierównościach nie ma większych problemów z trakcją. Możliwe jest nawet ruszenie z miejsca, gdy jedno z kół napędowych wisi w powietrzu, więc jest lepszy od LSD. Brak zawieszenia Mercedes nadrabia dość agresywną rzeźbą bieżnika, zapewniającego mu dobrą trakcję. Nie ma problemów w błocie, na piachu i mokrej trawie. Trochę trudniej jest na liściach i w kopnym piachu, gdy silnikom zaczyna brakować mocy. To jest właściwie jedyny problem na podjazdach na miękkim podłożu, choć trzeba przyznać, że ten pojazd jest zaskakująco dzielny podczas pokonywania wzniesień. Na tych przeznaczonych dla wózków daje sobie radę bez trudu, nawet jeśli silniki stękają tak, jakby za chwile miały się wykończyć. Średniej wielkości górki, z których dzieci jeżdżą na sankach też nie stanową problemu. Ostatnio nawet pod taką podjechałem… podobno zasnąłem w połowie.

Obraz
Obraz
© fot. Marcin Łobodziński

Podsumowując, Mercedes G55 AMG Kompressor od AKAI to bardzo udane auto dla kogoś takiego jak ja. Jeździ się nim dobrze, jest sprawny w terenie, zapewnia bardzo duży zasięg – tak na oko 3 km przejedzie bez problemu – a do tego jest odporny na uderzenia. Wady według mnie to trochę za głośna praca opon (polecam gumowe) i brak płynności podczas ruszania i hamowania (polecam kask i system HANS). Problemem są też wyjazdy w okolice placu zabaw, bo zwykle ustawia się kilku chętnych do przejażdżki, a jak nie mają nic na wymianę, to nie mamy o czym rozmawiać.

Obraz
© fot. Marcin Łobodziński

Według mojego taty, wadą jest również mały skręt i mało precyzyjny układ kierowniczy (co to za określenie?) oraz nieporęczny kształt (pewnie chodzi o garażowanie w piwnicy). Cena to ok. 800-900 zł, w zależności od dilera i wyposażenia. Czy to dużo? Trzeba by zapytać babci i dziadka. Do wyboru jest kilka kolorów nadwozia, ale myślę, że jeśli już G-klasa AMG, to tylko czarna.

Źródło artykułu:WP Autokult
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)