Kia Stinger GT: po latach udowadnia, gdzie tak naprawdę leży jej siła
Niedowierzanie. Tak zareagowałem na pierwsze doniesienia o Stingerze. Wszystko w tym wozie było szokujące: od wyglądu, przez moc i osiągi, po fakt, że to – no wiecie – kia. Dzisiaj Stinger już tak nie zadziwia, dzięki czemu można przyjrzeć mu się z innej strony.
Kia Stinger GT - test
Od premiery Stingera minęły już dwa lata, ale żeby naprawdę docenić ten model, trzeba się cofnąć jeszcze dalej, bo przecież ta marka jest wyjątkowo młoda. Swój pierwszy własny samochód zaprezentowała dopiero w 1992 roku i była to kompaktowa Sephia. Przez lata Koreańczycy zdobywały klientów głównie dzięki argumentowi ceny, ale od zawsze mieli aspiracje na coś więcej. Ten przełom na naszym rynku nastąpił w 2006 roku.
Wtedy zadebiutował kompaktowy cee'd, który dzisiaj nie tylko stawia czoło zachodnim rywalom, ale miejscami rozdaje nawet karty. Dla Europejczyków ten model sprawił, że Kia pokazała się jako producent samochodów, które z powodzenie mogą konkurować z modelami znacznie dojrzalszych marek. Z kolei następne premiery udowadniały, że nie było to dzieło przypadku. Wreszcie przyszedł czas na coś naprawdę specjalnego.
Stworzony we współpracy z Albertem Biermannem (pan wcześniej odpowiadał za serię M w BMW) liftback zachwycał od pierwszego wejrzenia. Wyglądał świetnie. Sportowe linie, muskularne nadwozie, zwarta sylwetka, szeroko rozstawione reflektory czy zachodzące na boki tylne światła sprawiły, że Stinger wyróżniał się na tle... no właśnie, konkurencji? Kto miał w ofercie auta, które mogły stawiać mu czoła? Na łamach Autokultu porównaliśmy kię do BMW Serii 4 i Volkswagena Arteona, ale ten pierwszy jest mniejszy i droższy, zaś temu drugiemu brakuje mocnej wersji. Topowy Stinger GT ma bowiem pod maską 3,3-litrowe V6 o mocy 366 KM.
Zwróćcie też uwagę na jeden detal – grill. Nic tak nie buduje wizerunku marki, jak spójna atrapa chłodnicy. Każdy model Audi ma single frame, każde BMW ma "nerki", zaś Mercedes używa ich do rozróżnienia poszczególnych rodzin modeli: zwykłych, AMG i tych z serii EQ. Kia to rozumie, dlatego ich wszystkie auta mają grill o spójnym kształcie, a ten w Stingerze jest zdecydowanie największy. W końcu dla Koreańczyków to najważniejszy model, więc sprawa jest w zupełności zrozumiała.
Na wyglądzie się nie kończyło. Stinger też zachwycał, gdy przychodziło do jazdy. Mateusz Żuchowski w teście wersji z silnikiem 2-litrowym chwalił "dobry, profesjonalnie ustawiony model prowadzenia", a Mateusz Lubczański podkreślał, że "połączenie sporego rozstawu osi z napędem na cztery koła faworyzującym tylną oś daje sporo zabawy".
Gran turismo z Korei wywołało takie zamieszanie na rynku i było tak dużym zaskoczeniem, że przyznaliśmy mu tytuł Samochodu Roku Wirtualnej Polski 2017. Pisaliśmy wtedy, że "Stinger nie tylko stanowi jedno z najważniejszych dzieł koreańskiej motoryzacji, ale i zapewnia powiew świeżości na nieco skostniałym rynku zawładniętym przez wszelkiej maści SUV-y i crossovery. Stinger potwierdza, że istnieje rynek dla tego typu samochodów. Co więcej, to ostateczny argument Kii, która jest w stanie rzucić wyzwanie nie tylko Volkswagenowi, ale nawet markom pozycjonującym się w tzw. segmencie premium."
Dwa lata później
"Skoro już tyle o Stingerze było powiedziane, to co jeszcze można dodać" zastanawiałem się, gdy parkowałem do domem pomarańczowy egzemplarz. Tak, ten kolor to nowość w Europie i sprawia, że samochód wygląda na znacznie droższy, niż naprawdę jest. Miał też zamontowany opcjonalny wydech, co w tym aucie jest koniecznością. Ten standardowy skutecznie tłumi brzmienie silnika, więc na każdym kroku musisz przekonywać znajomych, że pod maską naprawdę masz V6. Poza tymi dwoma zmianami był to zwykły Stinger GT. Tylko, czy to źle?
W kwestii konkurencji wiele się nie zmieniło. BMW szykuje się do wprowadzenia odświeżonej Serii 4, a Volkswagen ciągle nie oferuje mocniejszej wersji Arteona. Gdyby mocno naciągnąć rzeczywistość można by powiedzieć, że alternatywą dla Stingera może być nowy Peugeot 508, ale przecież francuskie auto jest zauważalnie mniejsze. Jest też wolniejsze, a przynajmniej dopóki na rynku nie pojawi się mocna odmiana hybrydowa. Z przekonaniem powiem więc, że Kia wypełnia tym modelem niszę, której nie zagospodarował żaden inny producent.
Na polskim rynku okazało się to strzałem w dziesiątkę. Stinger sprzedaje się znacząco powyżej oczekiwań i choć daleko mu do okupowania wysokich miejsc na liście najpopularniejszych aut, zdecydowanie można uznać go za sukces. Doceniła go nawet polska policja, która w swoich szeregach ma zarówno oznakowane, jak i nieoznakowane stingery.
Stinger jest przemyślany
Bardzo łatwo dać się oczarować Stingerowi. Gdy wsiadasz za kierownicę tego dużego gran turismo, czujesz się jak pilot samolotu. Dźwignia zmiany biegów przypomina wolant, okrągłe kratki wentylacyjne to nawiązanie do silników odrzutowych, a analogowe zegary (z prędkościomierzem wyskalowanym do 300 km/h) są ukryte w głębokich tubach. Kierownica świetnie leży w dłoniach, a po znalezieniu mojej ulubionej pozycji – czyli nisko i z oparciem fotela na sztorc – od razu czuję się połączony z autem.
Przyciskiem rozbudzam do życia 366-konne V6, a z tyłu dociera do mnie wyraźny dźwięk wspomnianego wydechu. A potem włączam tryb Eco, podpinam telefon, a do kieszeni w drzwiach wrzucam butelkę na wodę. Cel? Sprawdzić, jak stinger sprawuje się, gdy nie sprawdzamy jego osiągów, a po prostu żyjemy w nim na co dzień. Przez tydzień chciałem się przekonać, czy jego możliwości nie sprawiały, że podświadomie coś przegapiliśmy.
Pierwszym zadaniem, jakie postawiłem przed stingerem, było pomaganie mi przy przeprowadzce. Wiem, brzmi to absurdalnie. W końcu do wożenia kartonów i toreb najlepiej jest użyć dużego vana lub przynajmniej kombi. Tymczasem bagażnik stingera ma 406 litrów (zauważalnie mniej niż np. BMW Serii 4) i jest płytki. Zauważyłem wtedy też, że brakuje haczyków na zakupy.
Na mnie największe wrażenie zrobił jednak sposób otwierania, który odkryłem przypadkiem podczas noszenia kartonów. Wystarczy, że podejdzie się do tyłu samochodu z kluczykiem w kieszeni, a klapa sama się otworzy. Poprzedzone jest to aż pięcioma piknięciami, więc mamy pewność, że nie stanie się przypadkowo np. podczas przechodzenia obok auta. Dużo lepsze od machania stopą pod zderzakiem, jak trzeba robić u konkurentów.
Zadanie numer dwa było już znacznie bardziej oczywiste, bo pojechałem nim w trasę. Stinger to gran turismo, więc tam powinien czuć się jak ryba w wodzie i faktycznie tak jest. Silnik rozwija moc bardzo płynnie, a 8-biegowa skrzynia automatyczna jest zdecydowanie nastawiona na komfort. To w połączeniu ze świetnie wyciszoną kabiną sprawia, że trzeba kontrolować prędkościomierz. Bardzo łatwo jest rozpędzić się do prędkości, które w Polsce są karane wysokimi mandatami.
To sprawiło, że chętnie używałem adaptacyjnego tempomatu i asystentów jazdy, które w trasie działają idealnie. Jedyne, czego brakowało do pełni szczęścia to system z mercedesów, dzięki któremu auto potrafi samo zmienić pas ruchu. Kia to rekompensuje świetnym pomysłem, by wskazania asystenta martwego pola pojawiały się nie tylko na lusterkach, ale też na wyświetlaczu na przedniej szybie. Dzięki temu można bez odrywania wzroku od drogi zobaczyć, że coś jedzie na pasie obok. Genialne.
Stinger w trasie ma jeszcze jedną zaletę. Niektórzy kierowcy wiedzą, że policja używa ich jako nieoznakowanych radiowozów, więc na jego widok zwalniają. Doświadczyłem tego, gdy jadąc w nocy zobaczyłem w lusterku, że bardzo szybko zbliża się do mnie ciemny SUV. Gdy dojechał w końcu do stingera, nagle kierowca zdjął nogę z gazu i jechał w zasadzie przepisowo. Przypadek? Nie sądzę.
Na pochwałę zasługuje zapotrzebowanie na paliwo. Choć w mieście nie udało mi się zejść poniżej 15,5 l/100 km, to w trasie uzyskałem już bardzo zacny – jak na takie osiągi – wynik 9,4 l/100 km. Szkoda, że Kia nie przewidziała większego baku, bo przy pojemności 60 litrów trzeba liczyć się z częstymi wizytami na stacji benzynowej.
Stinger jest jak wino?
Tylko że to detale w porównaniu do tego, co Stinger oferuje. Jest przestronny, szalenie komfortowy, szybki, a przy tym dobrze wyceniony. Polskie ceny za wersję z dwulitrowym silnikiem zaczynają się od ok. 153 tys. zł, a odmiana GT kosztuje 234 tys. zł. Przy czym – jak to w Kii – nawet w przypadku bazy mówimy o aucie, które jest dobrze wyposażone.
A najważniejsze jest to, że bez zmian pozostała też kwestia konkurencji. Coraz ostrzejsze normy emisji spalin i wszechobecne nastawienie na projektowanie SUV-ów sprawiają, że trudno nawet spodziewać się bezpośredniego rywala dla Stingera. Więc nawet jeśli dzisiaj ten model już tak nie zaskakuje, jak dwa lata temu, to ciągle pozostaje świetnym wyborem.
- wysoki komfort podróżowania
- bogate wyposażenie dostępne w standardzie
- mocny silnik
- przestronne nadwozie
- jakość materiałów i poziom ich spasowania
- zużycie paliwa w mieście
- bagażnik mógłby być większy
Pojemność silnika | 3 342 cm³ | |
---|---|---|
Rodzaj paliwa | Benzyna | |
Moc maksymalna: | 366 KM przy 6000 rpm | |
Moment maksymalny: | 510 Nm przy 1300-4500 rpm | |
Pojemność bagaznika: | 406 l | |
Osiągi: | ||
Katalogowo: | Pomiar własny: | |
Przyspieszenie 0-100 km/h: | 5,5 s | |
Prędkość maksymalna: | 270 km/h | |
Zużycie paliwa (miasto): | 14,3 l/100 km | 15,5 l/100 km |
Zużycie paliwa (trasa): | 8,3 l/100 km | 9,4 l/100 km |