Elektromobilność w Polsce ma się kiepsko. Mało aut, niewiele ładowarek
Na każde 100 km dróg w Polsce przypada 0,13 ładowarki. Liczba aut elektrycznych z kolei nie przekracza nawet 2000 sztuk. Elektromobilność to ciągle fikcja, ale za sprawą planowanych inwestycji może się to zmienić.
07.01.2019 | aktual.: 28.03.2023 12:13
Rok 2019 ma być prawdziwym wysypem elektrycznych samochodów. Tesla otworzyła już konfiguratory Modelu 3 dla Europejczyków. Wkrótce do salonów trafi Audi e-tron, później czeka nas premiera Polestara 2, Volvo XC40 na prąd oraz Porsche Taycana. Mercedes rozpocznie produkcję EQC, zaś Nissan i BMW wyposażą swoje auta w pojemniejsze baterie. Swojego pierwszego elektryka szykuje również Škoda, zaś prawdziwą rewolucję ma zaserwować nam Volkswagen. Tylko co z tego, skoro w Polsce nie ma gdzie ładować samochodów?
Liczba ładowarek w Polsce
Raport brytyjskiej firmy GoCompare o nazwie "Electric Avenues" wyraźnie wskazuje, że do miana elektromobilnej potęgi nam ciągle sporo brakuje. Badacze naliczyli w Polsce 552 punkty ładowania, z czego 142 to tzw. szybkie ładowarki. Daje to 0,13 stacji na każde 100 km dróg, gorzej jest tylko w Australii. Oczywiście to nie oznacza, że odległości pomiędzy nimi wynoszą 770 km, lecz daje to pewien pogląd na obecną sytuację. Dla porównania, w Austrii na każde 100 km szos przypada 2,98 stacji ładowania. To już jest liczba, która może sprawić, że mieszkańcy faktycznie rozważą zakup samochodu elektrycznego.
Statystyka wygląda inaczej, jeśli policzymy proporcję samochodów do ładowarek. Przy 1774 elektrykach, jakie według GoCompare poruszają się po polskich drogach, daje to 3,21 auta na jedno "gniazdko". Dla porównania, gdyby taki stosunek miał występować w autach spalinowych, to musielibyśmy mieć 6,8 miliona stacji paliw, czyli tysiąc razy więcej niż obecnie. Dodając do tego fakt, że większość kierowców aut elektrycznych ładuje je w domach, czysto teoretycznie można powiedzieć, że punkty ładowania przez większość czasu powinny być puste. Z mojego doświadczenia często tak nie jest, bo stoją tam samochody spalinowe, ale to już inna historia.
Zobacz także
Jak wypadamy na tle świata?
Zdecydowanym liderem elektromobilności są Chiny. Na tamtejszych drogach porusza się 951 190 elektryków, które mogą ładować się na jednej z blisko 214 tys. stacji. Drugie miejsce przypadło USA, gdzie jeździ ponad 400 tys. aut elektrycznych. Słynąca z zamiłowania do samochodów na prąd Norwegia znalazła się na trzecim miejscu z liczbą ponad 116. tys. sztuk. Skandynawski kraj jest liderem w stosunku ładowarek do stacji paliw – tych pierwszych jest ponad 6,5 raza więcej.
Natomiast porównując się do naszych bliższych sąsiadów już nie wypadamy tak źle. Liczba elektryków w Polsce nie jest dużo niższa od tej w Czechach (1908), mamy też niewiele mniej stacji ładowania (619 u nich). Na Słowacji jeździ zaledwie 831 elektryków, choć mogą one korzystać ze stosunkowo dużej liczby ładowarek, bo 443. Daje to zagęszczenie około 2 stacji na 100 km. Z kolei Węgry wyprzedzamy patrząc na liczbę punktów ładowania. Tam przy 1766 samochodach do użytku oddano zaledwie 272 stacje.
Jakie plany na przyszłość?
Pierwszym, co może przełożyć się na zwiększenie popularności elektryków w Polsce, jest ustawa o elektromobilności. Pod koniec 2018 roku Komisja Europejska wydała pozwolenie na zniesienie akcyzy na auta elektryczne, zwiększono też do 225 tys. zł limit amortyzacji dla tych samochodów. Tylko, że najpierw potrzebna jest nam odpowiednia infrastruktura, a ta w 2019 roku ma się znacznie poprawić.
Operator sieci ładowarek GreenWay podał, że przez najbliższe 12 miesięcy planuje oddać do użytku 136 punktów ładowania, z czego 7 będzie ultraszybkimi ładowarkami o mocy 350 kW. Uzupełnienie akumulatora w Audi e-tronie na takiej stacji zajmie około 30 minut, a to z kolei wystarczy na przejechanie 400 km. Po 50 ładowarek ma postawić Orlen i Energa, planowane są też 4 kolejne Superchargery od Tesli. Czy to wystarczy, by poprawić sytuację w Polsce? Przekonamy się wkrótce.