Stawianie ładowarek dla elektryków to połowa sukcesu. Jeszcze trzeba móc z nich skorzystać

Stacji do ładowania aut elektrycznych w Polsce przybywa, ale to nie znaczy, że takimi samochodami się łatwiej jeździ. Mimo znaków i zakazów miejsca postojowe przy takich punktach często są zastawiane. Niestety też przez inne elektryki.

Po co ładowarka, do której nie da się dojechać?
Po co ładowarka, do której nie da się dojechać?
Źródło zdjęć: © Fot. Michał Zieliński
Michał Zieliński

28.08.2018 | aktual.: 01.10.2022 17:00

Z pamięci jestem w stanie wymienić miejsca, gdzie w centrum Warszawy można naładować samochód elektryczny. Po kilku przygodach z elektrykami mam świadomość, że sam fakt istnienia ładowarki nie jest równoznaczny z tym, że uzupełnię tam energię w akumulatorze. Powód? Często nie ma jak fizycznie podłączyć samochodu, bo coś stoi na drodze.

Tym czymś zazwyczaj jest auto spalinowe, zostawione przez kierowcę, który najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z problemu, jaki robi komuś innemu. Albo zdaje i robi to celowo. Nieważne. Ważne jest, że jeśli jeździsz na resztce baterii w poszukiwaniu ładowarki i w końcu ją znajdujesz, to ból na widok "spalinówki" utrudniającej podłączenie się jest porównywalny z nadepnięciem gołą stopą na klocek lego.

Niektóre miejsca postojowe są specjalnie oznakowane. Pod znakiem D-18a umieszcza się tabliczkę z informacją, że tutaj mogą parkować jedynie samochody elektryczne na czas ładowania. Dodatkowo takie miejsca są oznaczane kopertami. Logiczne jest, że można tam zaparkować tylko samochód elektryczny, jeśli ten się ładuje. Nie było to jednak oczywiste jednak dla kierowcy skody superb, którego przyłapał samochód Google Maps. Znalezienie przykładu "spalinówki" na miejscu dla ładującego się elektryka zajęło mi 3 minuty.

Obraz
© Zrzut ekranu/Google Maps

Lecz samochody spalinowe to nie jedyne, co utrudnia dostęp do ładowarek. Problemem są też... inne elektryki. Trzeba bowiem podkreślić, że te miejsca są przewidziane tylko dla ładujących się samochodów. Tutaj chciałbym przywołać sytuację, która spotkała Mariusza Zmysłowskiego. Jadąc naładować Volkswagena e-upa trafił na stację z dwoma miejscami. Na jednym stał spalinowy seat leon. Na drugim elektryczne, ale nie podłączone do prądu BMW i3. Więcej takich przypadków znalazłem na grupach dla kierowców elektryków.

W warszawskiej straży miejskiej dowiedziałem się, że jeżeli miejsce jest odpowiednio oznakowane (a więc jest zarówno znak pionowy, jak i koperta) oraz nie jest na terenie prywatnym, to w takiej sytuacji podejmą interwencję. Wątpię jednak, by odholowali tak zaparkowany samochód. Przepisy pozwalają na ten ruch jeśli auto nosi znamiona bycia wrakiem lub zagraża bezpieczeństwu na drodze.

Gdy mowa o miejscu znajdującym się na terenie prywatnym (np. w galerii handlowej), pozostaje jedynie pójść do zarządcy parkingu i z nim spróbować wyjaśnić sprawę. W najgorszej sytuacji są jednak kierowcy, którzy nie mogą dostać się do ładowarek bez wydzielonych miejsc. Straż miejska nic nie wskóra. Tam mogą tylko liczyć na wyrozumiałość innych, choć – o czym się wielokrotnie przekonałem – to prawie nigdy nie kończy się sukcesem.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)