Widziałem nową Toyotę RAV4 z bliska. Nic nie stoi na przeszkodzie, by odniosła sukces
Nowa Toyota RAV4 znalazła w Polsce 300 klientów, którzy zamówili ją bez czekania na ceny czy chociażby możliwość przyjrzenia się jej z bliska. Pierwsze egzemplarze – w tym jeden przedprodukcyjny – pojawiły się w kraju. Miałem okazję zobaczyć je na żywo. Poznałem też ceny tego SUV-a.
07.01.2019 | aktual.: 28.03.2023 12:13
Nie tylko w Polsce auto cieszy się olbrzymią popularnością. Na targach w Paryżu nie udało mi się dopchnąć do wystawionych egzemplarzy, choć sama impreza nie powalała na kolana pod względem frekwencji. Trzeba jednak pamiętać, że gdy światowa sprzedaż RAV4 wynosi ok. 750 tys. sztuk rocznie, to na drogi Europy trafia zaledwie tych 79 tys. samochodów. Znacząca większość – bo aż 416 tys. – dociera do Stanów Zjednoczonych i właśnie pod takiego klienta auto było tworzone.
Tworzone niemal od zera, ponieważ dotychczasowe RAV4 i auta, które widzicie na zdjęciach, to dwie różne konstrukcje. Nowa RAV4 naprawdę jest nowa – teraz wykorzystano w niej płytę podłogową TNGA z Priusa, przez co ma większy rozstaw osi (o 30 mm, aktualnie 2690 mm), jest niższa, a rozstaw tylnych kół powiększono o prawie 6 cm. Oprócz korzyści mierzonych centymetrem należy też zwrócić uwagę na niższą pozycję za kierownicą oraz większy zakres jej regulacji o – 50 proc. Jest też zwiększona o 57 proc. sztywność w stosunku do starszej konstrukcji.
Stylistycznie auta Japończyków zawsze były albo nudne, albo trudne do przełknięcia. Jednak znosiły dobrze próbę czasu. Na początku nowe RAV4 w ogóle mi się nie podobało (Mariusz Zmysłowski zauważył, że ma wąsy), więc tym bardziej ustawienie dwóch egzemplarzy przodem na prezentacji nie wydawało się dziełem przypadku, gdyż nieco ukrywało nietypowy wygląd. Jestem pewny, że za pół roku przyzwyczaję się do tego designu. Zgodnie z panującą modą, Toyota oferuje ciemny, kontrastujący z resztą nadwozia dach. Czarne wykończenie progów, nadkoli i zderzaków wygląda efektownie, ale wykonane jest z przerażająco taniego plastiku, który sprawia wrażenie, jakby miał pęknąć od samego patrzenia.
Ale za to znacznie lepiej jest we wnętrzu! Japończycy w końcu zajęli się tą kwestią, choć nie było to tak bardzo konieczne. Amerykanie nie zwracają zbytnio uwagi na wykończenie kabiny, Japończycy preferują twardy jak kamień plastik. Tymczasem bardzo dużo tutaj miękkich materiałów, przyjemnych w dotyku plastików (na razie nie trzeszczą), choć nie można odmówić im charakterystycznej dla Toyoty toporności. Z bliska niezbyt dobrze wyglądają pokrętła klimatyzacji (to zwykła guma), ale ich projekt umożliwia kręcenie w grubych rękawiczkach. Specjaliści z Toyoty podkręcili też system multimedialny (już w standardzie ma 7 cali), przez co wygląda nieco lepiej, choć dalej działa z zauważalnymi opóźnieniami.
Większy rozstaw osi pozwolił na wygospodarowanie większej ilości miejsca w drugim rzędzie. Tutaj naprawdę niczego nie brakuje, byłem nawet zaskoczony, ile przestrzeni mam na kolana, gdy ustawiłem przednie fotele pod siebie (180 cm wzrostu). Bagażnik jest teraz dłuższy o 65 mm (ma 1015 mm), jest też większy o 79 l.
Problemem jest – jak to w SUV-ach – wyższy próg załadunku. Nie mogę się też pozbyć wrażenia, że bagażnik jest nieco za niski. Dlatego pewnie, gdy już załadujemy go po dach, można wyświetlić na lusterku wstecznym obraz z z kamery zamontowanej z tyłu u góry. Wygląda to całkiem realistycznie, ale wydaje się być odpowiedzią na pytanie, którego nikt nie zadał.
Jeśli Toyota, to oczywiście hybrydy, które startują od wysokiego progu cenowego z racji pojemności jednostki spalinowej. Układy hybrydowe oferowane są z benzynowym silnikiem 2,5 l, przez co automatycznie objęte są wysoką akcyzą. Takie auta mają 218 KM i napęd na przednią oś. Wersja 4x4 oznacza montaż kolejnego silnika elektrycznego, tym razem na tylnej osi, przez co moc wynosi już 222 KM i takie auta przyspieszają do setki w 8,1 s.
Dla osób, które nie są przekonane do hybryd, w ofercie znajdzie się dwulitrowy silnik benzynowy. To całkowicie nowa konstrukcja, która łączy chociażby wtrysk pośredni z bezpośrednim, może pochwalić się też wydajnością przekraczającą 40 proc. Nowa, wolnossąca jednostka ma 173 KM, sparowana jest z manualną, 6-stopniową skrzynią biegów lub bezstopniową przekładnią CVT. Auta z takim silnikiem będą też miały opcjonalny napęd na 4 koła, lecz będzie on dołączany, a nie realizowany silnikiem elektrycznym.
Ile kosztuje Toyota RAV4?
Polski importer już podzielił się oficjalnym cennikiem Toyoty RAV4. Startuje od kwoty 109 900 zł (silnik 2,0, manualna przekładnia). W pakiecie Active otrzymujemy bazowe światła LED czy system multimedialny z ekranem o rozmiarze 7 cali. Przekładnia automatyczna podnosi cenę do 117 400 zł, hybryda do 129 000 zł, a dodatkowo napęd na 4 koła to kolejne 10 tys. zł.
Średnia cena transakcyjna RAV4 poprzedniej generacji utrzymywała się na poziomie przekraczającym 150 tys. zł. Wydaje się, że nowa generacja podniesie poprzeczkę, bowiem w wersji Executive, z kamerami 360, tapicerką ze skóry naturalnej z wstawkami ze skóry syntetycznej i cyfrowym lusterkiem dochodzimy do poziomu 156 900 zł, ale już za auta z większym silnikiem i napędem na cztery koła trzeba będzie zapłacić 179 900 zł. Mało? To jeszcze można dokupić audio JBL i dach panoramiczny.
Nowa Toyota RAV4 może nie narzuca tempa konkurencji, ale jest rozwinięciem idei stojącej za poprzednikiem. Na papierze prezentuje się całkiem sensownie. O tym, jak RAV4 jeździ, przekonamy się już niedługo. Pierwsze samochody jadą do dealerów.