Volkswagen zapowiada wzrost cen nowych samochodów. Będzie to dotyczyło niemal wszystkich marek
Konieczność dostosowania samochodów do zaostrzonych przepisów o emisji dwutlenku węgla przełoży się na ceny samochodów. Podrożeją przede wszystkim najtańsze modele.
14.01.2019 | aktual.: 28.03.2023 12:08
Jeden z największych graczy na rynku motoryzacyjnym, Volkswagen, oficjalnie przyznał że dostosowania samochodów do nowych przepisów o emisji CO2 nie da się przeprowadzić bez podwyżek cen aut. Jak informuje "Automotive News Europe", na razie władze niemieckiego koncernu nie przedstawiły żadnych wyliczeń w tym zakresie, ale konieczne podwyżki zostały określone jako "znaczące". Co najważniejsze, zmiana cen dotknie przede wszystkim małe i tańsze samochody.
Różnica w cenie będzie wynikała nie tylko z konieczności zaoferowania napędów charakteryzujących się niższą emisją, ale też użycia do budowy samochodów innych materiałów. Emisja CO2 jest nieodłącznie związana ze spalaniem. Jasne jest więc, że niższa masa oznacza mniejszy apetyt na paliwo, a co za tym idzie zmniejszy poziom emisji dwutlenku węgla. Chodzi więc o wykorzystanie lekkich materiałów, które pod względem sztywności nie będą gorsze od ich tradycyjnych odpowiedników.
Czynnikiem, który ostatecznie przeważy w sprawie podwyżek cen samochodów, będzie konieczność zaoferowania przez producentów wielu modeli z napędem elektrycznym oraz z jednostkami hybrydowymi typu plug-in. Opracowanie większej liczby takich odmian pociągnie za sobą ogromne nakłady inwestycyjne. W 2018 r. Volkswagen sprzedał 100 tys. takich pojazdów, co stanowiło zaledwie 1 proc. całego wolumenu. Firma musi więc dokonać przeglądu swoich modeli i oferowanych wariantów. Podobne działania czekają każdą markę. W przypadku większości z nich należy się spodziewać efektu podobnego do tego, który zapowiada Volkswagen, czyli podniesienia cen aut.
Samochody staną się droższe również przez dodatkowy czynnik. Począwszy od 2021 r. Unia Europejska będzie karać producentów kwotą 95 euro za każdy sprzedany egzemplarz samochodu, jeśli średnia emisja CO2 dla floty oferowanych aut przekroczy dopuszczalny limit wynoszący 95 g CO2 na km. Trudno sobie wyobrazić, by opłaty te w rezultacie nie zostały przerzucone na klientów. Jednocześnie wytwórcy samochodów będą musieli w jakiś sposób sfinansować badania i inwestycje w infrastrukturę zakładów, by w przyszłości zaoferować produkty zgodne z przepisami.
Zgodnie z przyjętym w grudniu 2018 r. porozumieniem Parlament Europejski będzie wymagał, by do 2030 r. zredukować średni poziom emisji CO2 we flocie samochodów osobowych o 37,5 proc. Osiągnięcie takiego pułapu nie będzie możliwe bez szerokiego stosowania w gamie napędów hybrydowych typu plug-in oraz w pełni elektrycznych. Oznacza to, że w ciągu najbliższego dziesięciolecia czeka nas poważna zmiana na rynku motoryzacyjnym. Musimy zacząć przyzwyczajać się do tego, że samochody się ładuje, a nie tankuje.
Czy przyniesie to spodziewany efekt ekologiczny? Kontestatorzy nowych przepisów akcentują, że na motoryzację należy patrzeć globalnie, a porównanie uciążliwości dla środowiska aut elektrycznych i spalinowych od etapu produkcji, przez eksploatację, aż po złomowanie nie wypada dla pojazdów elektrycznych tak korzystnie, jak można byłoby sądzić na pierwszy rzut oka. Z drugiej strony popularyzacja aut elektrycznych i hybryd plug-in wpłynie na zmniejszenie emisji szkodliwych substancji w centrach miast.