Unia chce tańszych aut. Oto, co może być "wycięte" z nowych samochodów
Według nieoficjalnych informacji w grudniu władze Unii Europejskiej mają przedstawić projekt zmian, które umożliwią wprowadzenie na rynki Starego Kontynentu tańszych samochodów. Chodzi o najmniejsze modele, które w ostatnich latach w zasadzie zniknęły z rynku.
W ostatnich latach byliśmy świadkami masowego wymierania małych i z założenia tanich samochodów. Jeszcze dziesięć lat temu w takich modelach można było przebierać. Potem do głosu doszły zaostrzające wymagania regulacje dotyczące emisji CO2, a następnie znaczne podniesienie wymogów bezpieczeństwa aktywnego. W efekcie tym, którzy na samochód chcą wydać mniej, pozostaje oferta rynku wtórnego. Według "Automotive News Europe", teraz ma się to zmienić.
Jak informuje ANE, w grudniu 2025 r. władze Unii Europejskiej mają przedstawić zarys przepisu, który zmniejszy wymagania dla najmniejszych samochodów. Nie będzie to jednak oznaczało powrotu małych, prostych aut benzynowych. Wyjątkiem w wymogach UE co do pojazdów mają być auta o napędzie elektrycznym. Nowe prawo ma stworzyć w Europie kategorię podobną do kei carów popularnych w Japonii, a ustępstwa mają dotyczyć długiej obecnie listy obowiązkowych systemów zwiększających bezpieczeństwo.
Mazda 6e - takiego wnętrza nikt się nie spodziewał!
O takim rozwiązaniu w wywiadzie z dziennikarzem Autokultu, Mateuszem Lubczańskim, we wrześniu wspominał Ivan Segal – dyrektor Renault odpowiedzialny za światową sprzedaż. "Niektóre funkcje wymagane prawem mogą znacznie podnosić koszt samochodu, co jest szczególnie trudne dla segmentu B. Apelujemy do Komisji Europejskiej o wyważenie regulacji, by nie wymuszać kosztów za funkcje, które są mało przydatne klientom. Przykładem jest asystent zmęczenia kierowcy – kosztowny i mało wykorzystywany w mieście, gdzie jeździ większość aut segmentu B" – powiedział wówczas Segal.
Jak informuje ANE, prawdopodobne jest, że propozycja nowych przepisów zostanie ujawniona 10 grudnia. Władze Unii Europejskiej liczą na to, że wskutek zmiany podejścia na europejskim rynku pojawi się liczna grupa małych elektrycznych samochodów w cenie 15-20 tys. euro. Przy obecnym kursie walut oznaczałoby to zakres od 64 do 85 tys. zł.
Aktualnie najtańszym samochodem elektrycznym w Polsce jest Dacia Spring w cenie 73,5 tys. zł. Tylko nieco więcej kosztuje Leapmotor T03, za którego w promocji trzeba zapłacić 74,9 tys. zł. Więcej kosztuje BYD Dolphin Surf wyceniony na 82,7 tys. zł. Wierny wspomnianej idei kei cara jest Hyundai Inster za 105 tys. zł. Gdybyśmy zaś zechcieli odwołać się do nazw, które znamy z przeszłości, to za Fiata Grande Panda Electric zapłacimy przynajmniej 106 tys. zł.
Od lipca 2024 r. wszystkie nowe samochody sprzedawane na terenie Unii Europejskiej muszą być wyposażone w szereg systemów i rozwiązań, podnoszących bezpieczeństwo. Wśród nich można wymienić:
- system utrzymywania pojazdu w założonym pasie ruchu,
- zaawansowane systemy zapobieganiu kolizjom – m.in. czołowym zderzeniom, a także potrąceniom pieszych i rowerzystów,
- inteligentny asystent prędkości (ISA) – system mający pomagać kierowcy w przestrzeganiu ograniczeń prędkości,
- czarna skrzynka, czyli rejestrator danych drogowych, który ma pomagać w analizowaniu przebiegu wypadków,
- system wykrywania przeszkód podczas cofania,
- system ostrzegający o senności lub rozproszeniu kierowcy,
- awaryjne światła stopu, informujące kierowców jadących z tyłu o rozpoczęciu nagłego i silnego hamowania,
- rozwiązania konstrukcyjne, ułatwiające montaż blokady alkoholowej,
- rozwiązania, które mają ograniczać obrażenia u potrąconych pieszych lub rowerzystów.
Unijna lista jest długa, więc urzędnicy w Brukseli będą mieli z czego rezygnować. Jeśli UE wykona krok w kierunku tańszych samochodów, z pewnością zamieni się to w korzyść dla kierowców. Są jednak dwa problemy. Po pierwsze, to nie pomoże w zatrzymaniu pochodu chińskich marek na Starym Kontynencie, na czym zależy władzom UE. Po drugie, zmotoryzowani z pewnością z większym entuzjazmem przyjęliby zwolnienie najmniejszych samochodów również z wymogów dotyczących emisji CO2, co pozwoliłoby na powrót tanich spalinówek.