Test: Porsche 911 (930) Turbo – stanąłem oko w oko z "twórcą wdów"
Wskazówka obrotomierza rosła powoli po dużej tarczy, budując napięcie niczym we wzorowym horrorze. Gdy przekroczyła cyfrę "4", wyskoczyła bestia i od razu rozpoczęła pościg. Właściwie była to ucieczka przed strachem, jaki w latach 70. siało wśród kierowców pierwsze Porsche 911 Turbo. W tej chwili w niewybredny sposób artykułowało argumenty świadczące o jego możliwościach. Z narastającym świstem turbosprężarki, świat za szybą zaczął przyspieszać.
Oto #HIT2024. Przypominamy najlepsze materiały ubiegłego roku.
Niewiele jest samochodów, które obrosłyby taką legendą, jak pierwsze Porsche 911 Turbo. Ze względu na swoją odmienność zyskał zresztą własne oznaczenie – 930. Nie tylko był prekursorem ery "turbo" wśród aut sportowych, ale okazał się nieobliczalnym narzędziem w rękach nieokrzesanych kierowców, co niektórzy przepłacili życiem. Nic więc dziwnego, że gdy wysiadając z busa w deszczowy poranek w Kallenbergu (gdzie mieści się muzealny magazyn Porsche), poczułem przeszywający dreszcz na widok stojącego przy wejściu zielonkawo-błękitnego egzemplarza. Oto on. Widowmaker.
Wkrótce miałem zasiąść za jego sterami podczas obchodów 50-lecia "turbo" w Porsche. Przez te pięć dekad nazwa przeszła ewolucję – od zaznaczenia swojej obecności w silniku, aż do podkreślenia odpowiednio wysokiego statusu w hierarchii Porsche. Znamienne, że w 2019 r. "Turbo" pojawiło się również jako sufiks w… elektrycznym Taycanie.
Tego dnia mieliśmy odmienić "turbo" przez wszystkie przypadki – od luksusowej Panamery, przez jeszcze nieokiełznanego pierwszego Cayenne’a, niedoceniane 944 Turbo, kontrowersyjnego Taycana Turbo, współczesne 911 Turbo, aż po samochód, od którego wszystko się zaczęło – modelu 930. Tymczasem prognoza pogody nie wróżyła nic dobrego. Od rana było mokro, a znaki na niebie wskazywały, że lada moment zacznie padać.
Nie były to wymarzone warunki na poznanie najszybszego i z pewnością najdzikszego niemieckiego samochodu lat 70. Kilka chwil później potwierdziły się przypuszczenia. Gdy już ruszyliśmy na trasę, szczerze współczułem jednej z grup, która musiała prowadzić 930 w strugach gęstego deszczu. W głębi modliłem się tylko by samochód "dotrwał" do mojej zmiany. Ta miała nadejść po obiedzie.
Dotrwał. Mało tego. Dotychczasowe chmury rozeszły się, a słońce błyskawicznie wysuszyło mokry asfalt. Gdy usiadłem na dosyć płytkim, wąskim fotelu i przekręciłem kluczyk budzący do życia 3-litrowego, 6-cylindrowego boksera, poczułem, jak rośnie mi gula w gardle. To ten moment. Przesunąłem w głowie suwak odpowiadający za pokorę do maksimum i z lekko drżącymi z podekscytowania rękami ruszyłem.
Osiągając granicę
Historia powstania pierwszego Porsche 911 Turbo była długa, ale jak w większości przypadków powstania legendarnych drogowych aut, swoje korzenie znajduje w motorsporcie. Na początku lat 70. Porsche odnosiło liczne sukcesy na torach – od Le Mans zaczynając, a na wyścigowych mistrzostwach świata kończąc.
Na tablicy sukcesów pozostawała jedna luka – Can-Am. Wówczas była to najpopularniejsza seria wyścigowa w Ameryce Północnej. Wyposażone w wolnossący, 4,5-litrowy silnik V12 Porsche 917 nie dawało rady konkurencji, a Porsche bardzo zależało na zwycięstwie. Postanowiono więc stworzyć nową jednostkę, a za jej powstanie odpowiadał Hans Mezger. Tymczasem Ferdinand Piëch, ówczesny dyrektor ds. rozwoju i wyścigów, zasugerował, by równolegle zbudować silnik wyposażony w turbosprężarkę.
Powstały dwie jednostki – wolnossąca miała 16 (!) cylindrów, 755 KM i ważyła 320 kg. Bardziej kompaktowy, 12-cylindrowy silnik z turbosprężarką generował 850 KM, był lżejszy o 50 kg i krótszy o 25 cm. Zarząd nie miał problemu z podjęciem decyzji. Tak rozpoczęła się era "turbo" w Porsche, która rozlała się na wszelkie możliwe klasy wyścigowe i zapewniła sukcesy w brakującej serii.
W tym samym czasie rósł głód wrażeń wśród klientów prywatnych, kupujących samochody drogowe. Po zaskakującym sukcesie rynkowym surowej 911 Carrery 2.7 RS, Porsche zastanawiało się, jak podnieść poprzeczkę. Zadowolony pasmem sukcesów Ernst Fuhrmann, ówczesny dyrektor generalny Porsche, zasugerował, by wykorzystać innowacyjne rozwiązanie w drogowym aucie. Jednocześnie, zamiast dalej brnąć w czysto wyścigowy charakter, chciał obdarować flagowe coupe bardziej luksusowym obliczem.
Świat ujrzał efekt na targach IAA we Frankfurcie, 13 września 1973 r. Srebrny prototyp 911 Turbo dumnie prężący się na czerwonym podium nie był jedynym, którego obdarzono hipnotyzującym skrótem. W tym samym czasie BMW pokazało swoją interpretację sportowego auta z turbosprężarką – 2002 Turbo. Jak wspominają twórcy coupe, prezentacja tak radykalnego pod względem osiągów auta, jak 930, było wówczas niczym bomba spuszczona na pokojowe miasteczko.
911 Turbo zostało opracowane w epoce, która właściwie powinna była zwiastować koniec 911. Zapewnienie możliwości jazdy 911 Turbo wykwalifikowanym kierowcom na co dzień było przyjemnym wyzwaniem, chociaż początkowo mieliśmy kilka trudnych momentów, ponieważ podwozie było nieco przytłoczone mocą i masą samochodu. Procesy decyzyjne w tamtym czasie byłyby dziś nie do pomyślenia. Na przykład wiosną 1977 roku udało mi się przekonać doktora Fuhrmanna do zastosowania układu hamulcowego pochodzącego z samochodu wyścigowego 917 w 911 Turbo 3.3. Fuhrmann początkowo nie był zwolennikiem tego pomysłu, mówiąc: "Po co w ogóle hamować? Chcemy, żeby ludzie jeździli". Po trzech whisky w końcu uzyskaliśmy jego zgodę. Nasza rozmowa odbyła się podczas premiery 928 w barze na południu Francji
Prezentacja zbiegła się z pierwszym nasileniem kryzysu naftowego. Podczas gdy wszyscy musieli zacząć szukać ekonomicznych rozwiązań, Porsche chwilę wcześniej postawiło w świetle reflektorów prawdziwe monstrum. 3-litrowy silnik wyposażony w turbosprężarkę KKK generował 260 KM. Przypomnę, że przeciętne auta dysponowały wówczas mocą 40-80 KM.
Na zarząd padł blady strach. Zastanawiano się, czy pchanie projektu naprzód na sens. Wbrew krytyce, zainteresowanie klienteli nie było marginalne. Rok i niecały miesiąc później do Paryża przyjechał już gotowy do produkcji model, który wiosną 1975 r. wjechał do salonów.
Trudno określić zainteresowanie "szturmem", bowiem 911 Turbo sprzedał się w pierwszej serii w liczbie "tylko" niecałych 3 tys. egzemplarzy, ale pierwotnie planowano skromną serię 1000 egzemplarzy, podczas gdy do uzyskania homologacji wyścigowej (o którą również chodziło) wystarczyło 400 aut. Każde kosztowało co najmniej 65 800 niemieckich marek. Dla porównania – Ferrari 308 GT 4 było 17 tys. DM tańsze. Klasa S startowała wówczas z poziomu 29 tys. DM. Mercedes SL R107 – od 34 tys. DM.
Porsche nie traktowało jednak pierwszego 911 Turbo po prostu jako kolejnej odmiany. Był to poważny projekt, który względem zwykłego 911 wymagał modyfikacji, dopracowania, a w wielu miejscach całkowicie nowych rozwiązań. Z tego powodu samochód otrzymał oficjalnie osobne oznaczenie – 930. Jak zdradził mi Hermann Burst (odpowiedzialny wówczas za aerodynamiczną stronę 930 i jeden z pomysłodawców "kaczego kupra" 911 Carrery 2.7 RS) obecny podczas obchodów 50-lecia "turbo", model spędzał im wówczas sen z powiek.
Jak wspomina inżynier, najtrudniejsze było zestrojenie wszystkiego ze sobą. Pamiętajcie, że o komputerowych obliczeniach można było pomarzyć. Wszystko – każdy pomysł, zmiana — odbywało się ręcznie, na papierze. Pierwszym problemem była aerodynamika, która miała mieć wpływ na utrzymanie samochodu na drodze. Nie bez powodu tylna klapa została przyozdobiona masywnym spojlerem, a stosowna dokładka znalazła się także przy przednim zderzaki.
Szlifując odpowiedni balans, skorzystano z doświadczenia pracy nad wyścigowymi 908 i 917. Z tego drugiego zapożyczono też łożyska kół. Z kolei zawieszenie wzięto z wyścigowej Carrery RSR. Nowością były aluminiowe tylne wahacze, grubsze, 18-milimetrowe stabilizatory z przodu i z tyłu oraz drążki skrętne - 19 mm z przodu i 26 mm z tyłu. Podobnie jak w Carrerze 2.7 RS postawiono na szersze opony przy silniku. Z dzisiejszego punktu widzenia ich rozmiar nie robi wrażenia – mogły mieć 215 lub 225 mm.