Test: SsangYong Tivoli 1.5 T‑GDI - lifting sprawił, że przestał być szarą myszką
SsangYong, mimo starań, od lat nie może się przebić na europejskim rynku i nie pomaga tu nawet fakt, że gra tylko w najmodniejszej lidze crossoverów i SUV-ów. Czy kolejna modernizacja gamy modelowej odwróci monetę? Sprawdziłem to, jeżdżąc przez tydzień odświeżonym Tivoli.
Myśląc o koreańskich producentach, większość osób bez ogródek wskaże na Hyundaia i Kię. Sam zrobiłem u niektórych osób ten eksperyment i dopiero po małej podpowiedzi, przypominali sobie o SsangYongu. Choć wiele lat temu dzielił z wymienionymi koreańskimi markami opinię specyficznego i stosunkowo nudnego, pozostali dwaj dzięki trafionym inwestycjom i decyzjom zdążyli wystrzelić w kierunku sprzedażowej czołówki poszczególnych segmentów.
SsangYong w dalszym ciągu czeka na swoje 5 minut. Jak słusznie zauważył Mateusz Żuchowski podczas testu flagowego Rextona (którym miałem okazję jeździć przed liftingiem i byłem bardzo miło zaskoczony), koreańska marka jest na polskim rynku obecna od lat i mniej więcej tyle samo czasu dziennikarze piszą, że tym razem już na pewno losy producenta się odmienią. W ostatnim czasie SsangYongowi nie wiodło się najlepiej nie tylko w Polsce (przez problemy z importerem), ale przede wszystkim przez potężne problemy finansowe całej marki.
O ile pierwszy problem został już zażegnany, tak w drugim przypadku wszystko powoli zaczyna wychodzić na prostą. Przed tymi wydarzeniami Koreańczycy odświeżyli swojego najmniejszego przedstawiciela – Tivoli – który przez wspomniane perturbacje trafił w moje ręce dopiero teraz. Czy warto było czekać? Nie jest to hit sezonu, ale podchodząc do niego na chłodno, prędzej się miło zaskoczymy, niż przykro rozczarujemy.
Koniec z brzydkim kaczątkiem
Czasy, kiedy ładnego ssangyonga trzeba było szukać ze świecą, już minęły. Chociaż Tivoli jest stosunkowo świeżym produktem (i przyznam, że jego tył podlega dyskusji), to pozostała oferta w składzie Korando, Musso czy Rexton naprawdę wyładniała. A Tivoli po liftingu zyskał kilka przyjemniejszych rys z zewnątrz, nowe zderzaki oraz przednie i tylne światła. Głównych zmian należy jednak upatrywać w środku.
To m.in. nowa deska rozdzielcza, której zarówno pod kątem stylistycznym, jak i ergonomicznym praktycznie niczego nie brakuje. Wszystko, co powinno być pod ręką, jest pod ręką – od sterowania oświetleniem zegarów, przez wyłączanie podstawowych asystentów jazdy, aż po fizyczny (i muszę przyznać, że nawet elegancki) panel klimatyzacji.
Szkoda tylko, że ktoś w Korei stwierdził, że doskonałym pomysłem będzie wylanie wanny fortepianowej czerni na praktycznie każdy element. Dzięki temu zakurzone i zapalcowane będą zarówno podłokietniki w drzwiach, część kierownicy, cały panel centralny, jak i dźwignia przełożeń. Z przyjemniejszych rzeczy, nowością jest 10,25-calowy, opcjonalny ekran cyfrowych zegarów, który może wyświetlać także mapy z Android Auto czy Apple Car Play. Niestety, w moim testowym egzemplarzu miałem zwykłe, analogowe tarcze. Z drugiej strony, podkreślają one prosty i przystępny charakter ssangyonga. A przy okazji, zmieniono ich design.
Nowe są także multimedia, wyświetlane teraz na ekranie o przekątnej 8 lub 9 cali. Ja miałem ten drugi i o ile pod kątem szaty graficznej (podobnie jak panelu klimatyzacji) wykonano milowy krok, tak jeśli chodzi o spójność opcji oraz łatwość i intuicyjność obsługi, wciąż wiele trzeba poprawić. Ale przecież nie wszystko na raz. Szkoda tylko, że zabrakło menu w języku polskim.
Na pierwszy rzut oka ssangyong sprawia wrażenie po prostu zwykłego, taniego samochodu, ale w rękawie ma naprawdę kilka przydatnych opcji, w tym indukcyjną ładowarkę, LED-owe reflektory czy wentylowane fotele, dostępne w topowej wersji za dopłatą za 5,5 tys. zł w zestawie z elektryczną regulacją i wypychaniem lędźwi. A skoro przy regulacji lędźwiowej jesteśmy, to niestety nie doświadczycie jej w zwykłych fotelach, co jest odczuwalne na dłuższych trasach.
Do tego Tivoli jest naprawdę przestronny – zabranie całej rodziny na dłuższy weekend nie będzie problemem, a z bagażnikiem dachowym można się nawet pokusić o tygodniowe wakacje. Na tylnej kanapie wygodnie usiądą nawet wysokie osoby – sam znalazłem tam wystarczająco dużo miejsca zarówno na głowę, jak i nogi (dzięki nowej kanapie), siadając sam za sobą, a mam 186 cm wzrostu. Także bagażnik nie zawodzi – z pojemnością 427 litrów nie należy do segmentowych liderów, ale z pewnością nie rozczarowuje. Przydałby się jednak jakikolwiek haczyk na zakupy.
Byłoby dobrze, gdyby nie jedna rzecz
Przy okazji liftingu SsangYong zadbał też w końcu, by pod maską znalazło się coś mocniejszego. Nie oszukujmy się, 128-konne, wolnossące 1.6 do dynamicznych nie należało. Co prawda zmiany przyniosły też modernizację diesli, jednak te zdążyły w międzyczasie wypaść z oferty. Co więc zostało? 3-cylindrowe 1.2 z turbo o mocy 128 KM (które poniekąd zastąpiło wspomniane 1.6) oraz 163-konny 1.5 T-GDI. I to właśnie ten ostatni znalazł się pod maską testowanego egzemplarza.
Połączenie napędu na przednie koła (za 8,5 tys. zł jest napęd 4WD) i automatycznej skrzyni (dodatkowe 7,5 tys. zł) docenicie, nie wyjeżdżając za często z miasta, jednak ciężko jednoznacznie określić, gdzie ten samochód czuje się najlepiej. A to z jednego powodu – spalania. 1,5-litrowy benzyniak jest dynamiczny, ale nawet przy łagodnym traktowaniu pochłania niebotyczne, jak na tej wielkości silnik, ilości paliwa. Przy stosunkowo normalnej jeździe po mieście, trudno nim zejść poniżej 10 litrów, a jeżdżąc dynamiczniej, bez problemu można przekroczyć i 12 l/100 km.
Także na autostradzie nie jest kolorowo – abstrahując od kiepskiego wygłuszenia. Tivoli przy 140 km/h pochłaniało 9,5 l/100 km. Może na drodze krajowej będzie lepiej? Bynajmniej. Tu wynik z 6 z przodu był dla mnie nie do osiągnięcia, a naprawdę się starałem. Być może z manualną skrzynią wynik byłby nieco lepszy. 6-biegowemu automatowi daleko zresztą do ideału – nie spieszy się z wrzuceniem kolejnego przełożenia czy redukcją, kiepsko odczytuje nasze intencje, a jej zapał do pracy, można porównać do typowego polskiego budowlańca.
Na szczęście działa stosunkowo płynnie i nie niepokoi szarpaniem. Bez wątpienia odbiera za to sporo z dynamiki 163-konnego silnika, który powinien zapewniać ważącemu niespełna 1400 kg Tivoli niezłe osiągi. Niestety, producent z jakiegoś powodu nie podaje katalogowego czasu przyspieszenia do setki. Czyżby chciał się zabawić w Rolls-Royce'a? Z moich przybliżonych pomiarów wynika jednak, że trwa to blisko 10 sekund.
Pozostałe parametry jazdy prezentują się znacznie lepiej. Na dużą pochwałę zasługuje zawieszenie – jest stosunkowo sztywno zestrojone, ale jednocześnie bardzo dobrze wybiera nierówności, nie wydając z siebie hałasu, nawet na gęstych nierównościach. W przeciwieństwie do wnętrza, w którym w takich warunkach trzeszczą plastiki. Do przyjemnego podwozia nie do końca pasuje bardzo miękko zestrojony układ kierowniczy, który daje wrażenie mieszania nożem w miękkim maśle. A szkoda, bo przy elastyczności silnika (maksymalny moment 260 Nm osiągany jest już przy 1500 obr./min.), przydałoby się więcej pewności na zakrętach. Jeśli jednak już zaryzykujemy, ssangyong potrafi zaskoczyć stabilnością i trakcją, nie przechylając się przy tym nadmiernie.
Cena zaskakuje – ale pozytywnie
Cennik Tivoli otwiera kwota 66 tys. zł za samochód w wersji Crystal ze 128-konnym silnikiem, 6 poduszkami powietrznymi, klimatyzacją asystentem pasa ruchu, awaryjnego hamowania, rozpoznawania znaków drogowych, LED-owymi światłami do jazdy dziennej, tempomatem, elektrycznie sterowanymi szybami z przodu i z tyłu oraz radiem i Bluetoothem.
Za 4 tys. zł możecie do tego dokupić pakiet z kamerą cofania, multimediami z 8-calowym ekranem, łącznością z Apple Car Play i Android Auto oraz światłami przeciwmgłowymi. W ten sposób za 70 tys. zł mamy właściwie absolutnie wszystko, czego trzeba, a przy tym otrzymamy lepszą jakość i wykonanie niż np. w dacii czy suzuki.
Nawet jeśli chcecie skusić się na mocniejszy silnik, zapłacicie tylko 3 tys. zł więcej. W przypadku testowanego egzemplarza będzie nieco drożej – pośrednia wersja Quartz zaczyna się od 81 tys. zł za wersję z mocniejszym benzyniakiem, ale tutaj dostaniemy już aluminiowe felgi, relingi, przyciemniane szyby, automatyczne światła drogowe, automatyczną klimatyzację 2-strefową, czujnik deszczu i zmierzchu oraz multimedia z Android Auto i Apple Car Play.
Na pokładzie testowanego egzemplarza znalazły się jeszcze pakiety zawierająca m.in. 18-calowe felgi, podgrzewaną kierownicę i przednie fotele, indukcyjną ładowarkę, bezkluczykowy dostęp do auta czy przednie i tylne czujniki parkowania. Ostatecznie cena zatrzymała się na 103 tys. zł. To niemała kwota, jednak w porównaniu do tego, ile potrafią kosztować nieźle doposażone crossovery segmentu B, gdzie ceny potrafią przekroczyć 130 tys. zł, wydaje się to jednak niewygórowaną wartością.
- Przestronne wnętrze
- Niezłe wyposażenie i zaskakujące opcje jak na ten segment
- Bardzo wygodne zawieszenie
- Przemyślana ergonomia obsługi poszczególnych funkcji
- Przystępna cena
- Mułowata skrzynia biegów
- Spasowanie niektórych elementów mogłoby być lepsze
- Brak regulacji lędźwiowej fotela kierowcy
- Paliwożerny silnik
Pojemność silnika | 1497 cm³ | |
---|---|---|
Rodzaj paliwa | Benzyna | |
Skrzynia biegów | Automatyczna, 6-biegowa | |
Moc maksymalna: | 163 KM przy 5000-5500 rpm | |
Moment maksymalny: | 260 Nm przy 1500 rpm | |
Pojemność bagażnika: | 427 l | |
Osiągi: | ||
Katalogowo: | Pomiar własny: | |
Przyspieszenie 0-100 km/h: | b.d. | ok. 9,8 s |
Prędkość maksymalna: | 181 km/h | - |
Zużycie paliwa (miasto): | 8,1 l/100 km | 9,0 l/100 km |
Zużycie paliwa (trasa): | 6,2 l/100 km | 7,0 l/100 km |
Zużycie paliwa (autostrada): | b.d. | 9,5 l/100 km |
Zużycie paliwa (mieszane): | 6,9 l/100 km | 8,4 l/100 km |
Ceny: | ||
Katalogowa | ||
Model od: | 65 990 zł | |
Wersja od: | 80 990 zł | |
Cena egzemplarza: | 103 790 zł |