Kupiłem używany skuter za 2 tys. zł. Wolałbym zgubić te pieniądze
Yamaha Beluga 125 jest tak brzydka, że aż piękna. Kilka tygodni temu kupiłem czerwony skuter za dwa tysiące złotych i postanowiłem podbijać nim miejską dżunglę. Tyle, że pierwotne założenia zostały zweryfikowane przez życie.
06.08.2018 | aktual.: 14.10.2022 14:51
Popularność pojazdów z silnikami do 125 cm3 rośnie, od kiedy zmieniły się przepisy. Teraz każdy, kto ma samochodowe prawo jazdy od 3 lat, może poruszać się motocyklem lub skuterem z niewielkim silnikiem. Wcześniej bez kategorii A można było jeździć tylko "pięćdziesiątką". To wg mnie zdecydowanie za mało, więc zmiany oceniam bardzo dobrze. Pobudzono rynek pojazdów i akcesoriów, a ceny niektórych używanych pojazdów nieco wzrosły.
Niemal trzydzieści lat temu Yamaha miała w ofercie skuter, który podbijał miasta w wielu krajach na świecie. Model ten był zaprojektowany jak wszystko pod koniec lat 80. XX wieku, czyli kanciasto i funkcjonalnie. Na liście najbrzydszych pojazdów, jakie kiedykolwiek udało mi się kupić, był już Tarpan, Polonez Caro, Volvo 960 przed liftingiem, Suzuki Maruti i np. Ducati ST2. Poprzeczka była więc zawieszona dość wysoko, ale Beluga udźwignęła zadanie śpiewająco.
Przód może uchodzić za naciągany styl retro, ale tył jest tak brzydki, że aż się cieszę, że rzadko go widzę. Sytuację ratuje czerwony lakier i kompletność sprzętu. Już kilka lat temu przeglądałem ogłoszenia z Belugami, ale dopiero niedawno znajomy ujawnił się z tym, że w jego garażu stoi taki pojazd, ale ma problemy z paleniem na zimno.
Szast prast i Beluga stała u znajomego mechanika. Do transportu musiałem zdjąć wielką przednia szybę, bo nie wchodziła na wysokość do Vito, ale na szczęście zadanie okazało się wyjątkowo proste.
Po oględzinach zapadł wyrok. Mechanizm automatycznego ssania przestał działać. Inżynierowie Yamahy zastosowali mechanizm wypełniony żelem, który pod wpływem napięcia elektrycznego zmienia gęstość i silnik dostaje więcej paliwa. Po rozgrzaniu ssanie się włącza. Jednym słowem - magia.
Część w ASO kosztuje około 1500 zł, więc padło na warsztatowe przerobienie ssania na ręczne. Yamaha pali, jeździ i ma się świetnie.
Ostatnio miałem do czynienia z kilkoma pojazdami z silnikami o podobnych pojemnościach i muszę przyznać, że w dziedzinach kultury pracy i dynamiki przez te 30 lat dokonał się spory postęp. Oznacza to, że Beluga jest głośniejsza i wolniejsza niż współczesne skutery. Co prawda ma już niemal 30 lat, a konie nie żyją tak długo.
W ofercie Yamahy jej nowym odpowiednikiem jest Nmax 125. Nowy pojazd kosztuje niecałe 13 tys. zł i idealnie sprawdza się w mieście. Ma lepszą reakcje na gaz, skuteczniejsze światła i jedzie o 20 km/h szybciej.
Jest jednak aspekt jazdy, który może być oceny remisem pomiędzy Belugą a Nmaxem. To komfort jazdy. Zawieszenie jest dość miękkie, a duża kanapa tłumi nierówności. Sytuacja zmienia się, gdy na pokład zabierzemy pasażera, ale to marginalne przypadki, więc nie warto się o tym rozpisywać.
Nmax pod kanapą ma duży schowek, a Beluga ma tam akumulator i zbiornik na paliwo. To znacznie ogranicza zdolności przewozowe, ale poprzedni właściciel przezornie zamontował paskudny kuferek centralny. Dzięki temu Belugą można pojechać na małe zakupy. Alternatywą jest schowanie tam kasku.
Jeśli chodzi o jazdę, to nie patrząc na prędkość maksymalną, Beluga daje radę. Jest zwrotna i mało pali (ok. 3 l/100 km). Oprócz tego, jazda nią daje poczucie obcowania z techniką z przeszłości. Analogowe zegary również są nieco retro, a hamulec sterowany nogą to także odwołanie do dawniejszych rozwiązań. Jazda Nmaxem jest nieco syntetyczna. Jest ciszej i bardziej precyzyjnie – tak bezdusznie.
Stwierdzeniem, że skuter za 13 tys. jest lepszy od tego za 2 tys. zł, Ameryki nie odkrywam. Mimo to przestrzegam, że jeśli ktoś spodziewa się, że 30-letni sprzęt dorówna użytecznością pojazdom współczesnym, to jest w błędzie.
Yamaha Beluga 125 przy dużym samozaparciu może służyć do codziennych dojazdów do pracy, ale znacznie lepiej sprawdzi się jako pojazd rezerwowy. Gdybym miał decydować się na skuter, to na pewno szukałbym pojazdu możliwie najmłodszego. Nawet jeśli byłoby to coś z egzotycznie brzmiącą nazwą.