Samochód na ryby to nie bujda z internetu. To poważny temat
Samochód specjalnie do wędkowania – jako osoba z branży motoryzacyjnej traktowałem to jako wymysł, bo uważałem, że nie ma czegoś takiego. Jednak przejrzałem kilka for wędkarskich i teraz już wiem, że nie tylko jest, ale też musi mieć specjalne właściwości.
04.04.2018 | aktual.: 30.03.2023 11:07
Post na Facebooku ze zdjęciem, na którym wędkarz siedzi na swoim Lamborghini i czeka na rybę, zrobił furorę w internecie.
Jakiego samochodu naprawdę szukają wędkarze? Raczej nie takiego, choć jak widać, jego niska sylwetka ma swoje zalety.
Zasadniczo auta taniego, którego nie szkoda uszkodzić na leśnej czy polnej drodze. Niezbyt kosztownego również w utrzymaniu i w miarę ekonomicznego, choć tu wiele zależy od pokonywanego dystansu.
Jedni jeżdżą tylko na pobliskie łowiska, inni po całej Polsce. Są nawet osoby, które modyfikują samochody stricte pod wędkarstwo, przerabiają wnętrza, dorabiają półki i schowki. To jednak wyjątki.
Auto musi być też przestronne, by można było podczas nocnych łowów wygodnie się zdrzemnąć lub zabrać ze sobą dużo sprzętu. Dowiedziałem się na przykład, że Ford Focus Kombi to dla wielu za mało.
Napęd na cztery koła? Niekoniecznie, choć każdemu się takie auto marzy. W praktyce nawet trudniejsze drogi można pokonać z napędem na jedną oś, choć dowiedziałem się po lekturze, że Passat B5 łatwo się zakopuje i ma zbyt delikatne zawieszenie na wędkarstwo.
Przejdźmy do rzeczy
Wędkarze często pytają o terenowe Nissany, skłaniając się ku Terrano II. Ten model jest bardziej cywilizowany od Patrola, tańszy w utrzymaniu i wygodniejszy.
Najdroższe egzemplarze kosztują maksymalnie 20 tys. zł, ale najtańsze są już dostępne od ok. 7 tys. zł. Nic nie stoi na przeszkodzie by kupić anglika, choć tu należy dobrze przemyśleć koszt polisy OC. Może się po prostu nie opłacać.
Jego największą zaletą są właściwości terenowe, które pozwolą dojechać w każde miejsce. Ma reduktor i dołączany napęd na cztery koła. Jest też w miarę wygodny, a do tego przestronny.
Duży bagażnik ma tylko jedną wadę – drzwi otwierane na bok. Co prawda we właściwą stronę (w lewo), ale dla wędkarzy klapa jest numerem jeden, ponieważ pozwala schronić się przed deszczem lub żarem słońca.
Silniki Diesla mają złą opinię i kiepską dynamikę. Do wyboru mułowaty 2.7 TD, trochę lepszy 2.7 TDI lub awaryjny i drogi w naprawach, ale dynamiczny 3.0 TDi. Dlatego z diesla najlepiej zrezygnować i wybrać benzynowe 2.4 z instalacją gazową.
Normalne kombi?
Drugim wozem, bodaj najczęściej wymienianym jest Ford Mondeo. Mowa o drugiej generacji. To w miarę nowoczesny i wygodny samochód, który może rdzewieć, ale nie jest to wielkim zmartwieniem wędkarzy. Natomiast ogromną zaletą jest cena – od 2 tys. zł!
Ogromne gabaryty wnętrza, duży bagażnik i świetne prowadzenie – tylko gdy zawieszenie jest sprawne – dają wędkarzowi wszystko, czego potrzebuje oprócz zdolności do poruszania się w terenie. Nie każdy jednak tego wymaga. Do auta polecam silnik 2,0 TDDi o mocy 90 lub 116 KM, ale odradzam TDCi o mocy 130 KM. Benzyna tak, ale najlepiej 2.0 (145 KM) i to bez gazu.
Samochód uchodzi za awaryjny, ale z reguły to kwestia ogromnych zaniedbań. Przy zakupie zwróćcie uwagę na stan zawieszenia i podłogi. Jeżeli są mocno skorodowane, naprawy mogą być kosztowne.
Najlepsze auto na ryby?
Teraz trzymajcie się. Dużo osób poleca Volkswagena Sharana. Tak minivana, który podobno na ryby jest świetnym wozem. Zresztą, oddajmy głos jednemu z wędkarzy z forum wterenie.pl:
"(...) fotele można wyjmować, przestawiać i obracać o 180 stopni. Cecha ta okazuje się niesamowicie przydatna w sytuacji, kiedy wybieramy się na ryby w dwie osoby. Wtedy ostatnie dwa fotele możemy właśnie obrócić o 180 stopni, co pozwoli nam wygodnie siedzieć w samochodzie i mieć widok przez otwartą klapę bagażnika na wędki".
"Klapa bagażnika dodatkowo służy za osłonę przed deszczem lub słońcem. Jeśli chcemy, to na klapie można zamontować oświetlenie, co świetnie się sprawdzi przy łowieniu nocą. Jeśli mowa o nocy i ewentualnym spaniu w samochodzie, to oferuje on komfort nieznany w mniejszych samochodach".
"Komfort ten zapewniają opcjonalne obracane fotele, które można skonfigurować tak, żeby tworzyły leżankę, lub można je wymontować całkowicie, co pozwala na wygodne ułożenie się dwóch osób na zupełnie płaskiej powierzchni".
"Jeśli do tego mamy wersję z silnikiem Diesla, to możemy liczyć na umiarkowanie niskie spalanie (ok. 7l/100km w trasie) oraz dogrzewanie silnika (te często szwankuje w Sharanach), które jest nieocenione w czasie podłogowego wędkowania w zimie. Aby się ogrzać, wystarczy odpalić samochód i cieszyć się ciepłem już po kilku minutach. Parę chwil spędzonych w ciepłym wnętrzu auta i można wracać na lód".
Co ciekawe, Sharan stał się gwiazdą na forum przeznaczonym dla posiadaczy aut terenowych, a warto wspomnieć, że samochód można kupić z napędem na cztery koła. Niestety takie wersje występują dopiero od 2000 roku z silnikiem Diesla, natomiast z benzynowym, ale paliwożernym 2.8 od 1995 roku.
Sharana z napędem na cztery koła można kupić za 7 tys. zł, choć łatwiej jest, gdy macie w kieszeni przynajmniej 10 tys. zł. Auto z przednim napędem kupicie za 3-4 tys. zł. Polecam wersję z silnikiem 1.9 TDI – im mniejsza moc tym prostsza konstrukcja. 90 KM wystarczy na ryby.
Renault ma wszystko
Ciekawą propozycją dla wędkarza od wędkarzy jest Renault Kangoo, opcjonalnie Citroën Berlingo lub Peugeot Partner. Kombivan w wersji osobowej ma bardzo funkcjonalne wnętrze z dużym bagażnikiem. Auto na chodzie kupicie za 2-3 tys. zł. Renault Kangoo może być niewiele droższy. Ma jedną przewagę nad Berlingo i Partnerem.
Renault oferowało napęd 4x4 do Kangoo i takie samochody świetnie sprawdzają się w pracy. Podniesione zawieszenie to kolejny atut. Na ryby ideał, ale ceny są znacznie wyższe. Trzeba mieć minimum 8-9 tys. zł, by kupić takie auto.
Wysoka awaryjność Kangoo nie przesłoni jego zalet. Ma długą klapę bagażnika podnoszoną do góry – są też wersje ze skrzydłowymi drzwiami – i dodatkowo odsuwane drzwi boczne. Jest wysokie, więc daje cień, a w kabinie bogatej w schowki można siedzieć wyprostowanym. Unikajcie silnika 1.9 dCi, kupujcie benzynowe 1.6 i nie martwcie się usterkami – wszystko da się tanio naprawić.
Trzeba przyznać, że propozycje wędkarzy są bardzo trafione. Terenowym nissanem wjedziecie wszędzie, Ford Mondeo jest wygodny na dłuższe wyjazdy i pomieści bardzo dużo szpargałów. Jeszcze więcej zmieści się do dużego Sharana, natomiast Kangoo łączy wszystkie cechy trzech wcześniejszych, nawet tylko z przednim napędem. Teraz czas na moje propozycje alternatywne.
Mała terenówka od Suzuki
Alternatywą dla terenowego Nissana może być jeden z dwóch modeli Suzuki – Vitara oraz Ignis. Jeśli Vitara, to najlepiej pięciodrzwiowa, a jeśli ma być tanio, to pierwszej generacji. Takich aut nie ma zbyt dużo na rynku, a ceny zaczynają się od dobrych 8-9 tys. zł.
Do zalet można zaliczyć solidną, niezawodną konstrukcję opartą na ramie oraz dość przestronne wnętrze i znakomite właściwości terenowe za sprawą reduktora i napędu na cztery koła. Wady to paliwożerne silniki benzynowe – diesli raczej nie polecam – oraz drzwi tylne zamiast klapy.
Alternatywą dla mniej wymagających wędkarzy może być miejski crossover Ignis 4x4 lub jego odpowiednik Subaru Justy G3X. Zapłacicie za nie ok. 7 tys. zł. To sprytnie zaprojektowane, solidne autko, które na bezdrożach czuje się jak mała rybka w wodzie – ma nawet sztywny most z tyłu – pod warunkiem, że założycie solidne opony.
Wnętrze nie jest przestronne, a silniki nie są zbyt ekonomiczne, ale Ignis zmieści się tam, gdzie żaden z opisanych wyżej samochodów. Możecie wjechać nim pomiędzy drzewa czy zaparkowane nad rzeką auta. Wady? Drogie i trudno dostępne niektóre części zamienne.
Zobacz także
Honda ze stoliczkiem…
...który możecie mieć w każdym aucie, ale nie jako fabryczną pokrywę schowka pod bagażnikiem. To sprytne rozwiązanie zasłużyło na nasze uznanie, choć nie tylko ono. Model CR-V pierwszej generacji jest nieprzeciętnie niezawodny i tani w eksploatacji. Części kosztują grosze jak na japończyka, w brud jest używanych, a wymienność z niektórymi elementami z innych modeli jeszcze obniża koszty.
Samochód jest też SUV-em, czyli ma podniesiony prześwit i napęd na cztery koła, choć akurat właściwości terenowe raczej marne. Dla wędkarza jednak wystarczające, a na dłuższą trasę auto sprawdzi się bardzo dobrze.
Oczywiście nie ma co liczyć na zadbany egzemplarz bez korozji – to niemożliwe. Tak jak znalezienie diesla. Niestety ceny są dość wysokie – od ok. 8 tys. zł. Czy warto? Ze względu na wysoką niezawodność tak. Niekoniecznie z powodu stolika.
Najbardziej terenowe kombi świata?
Jeśli mówimy o Subaru Foresterze pierwszej generacji to nie mam co do tego wątpliwości. Zwłaszcza w wersji 2.0 z reduktorem.
Auto solidne jak dąb, niezawodne jak Honda, ale droższe w naprawach. Jednak nie na tyle, by się tym stresować. Wysokie spalanie zrekompensuje instalacja gazowa, a nic nie przebije jego napędu na cztery koła.
Czy to na szosie, czy na szutrze, czy w terenie, Subaru poradzi sobie wszędzie. W każdych warunkach, przy każdej pogodzie. Przyjemność z jazdy tym autem jest ogromna pomimo jego wieku. Ma podniesiony prześwit, który niektórzy jeszcze zwiększają na własne potrzeby.
Forester to po angielsku leśnik, ale równie dobry z niego wędkarz. Ma nadwozie kombi o odpowiedniej na wędki długości. Ma klapę bagażnika i solidną konstrukcję dachu, pozwalającą na nim usiąść. No i jest tani – za jeżdżące egzemplarze zapłacicie 5 tys. zł. Ładniejsze i dwa razy droższe auta mogą służyć za wielozadaniowe pojazdy rodzinne.
Alternatywą dla Forestera, choć mniej terenową, jest Škoda Octavia 4x4 pierwszej generacji. Taki samochód kupicie za około 8-9 tys. zł i jest to normalny kompakt, tyle że z ogromnym bagażnikiem i sprawniejszym napędem.
Niskie koszty utrzymania takiego auta to jego największe zalety. Najczęściej występuje w wersji benzynowej 1.8 turbo lub jako diesel 1.9 TDI. Jeżeli macie taką możliwość, wybierzcie wolnossące 2.0.