Pierwsza jazda: Kia Sportage po liftingu - coś trzeba było zrobić
Koreańczycy wyszli z prostego założenia - jeśli sprzedałeś już 7 mln sztuk danego modelu, nie zmieniaj tego, co dobre. I tak powstał Sportage po liftingu.
Sportage znajduje się w pierwszej dziesiątce najchętniej wybieranych SUV-ów w Polsce. Teraz na rynek wjeżdża wersja po liftingu. Od razu poznacie ją po nowym pasie przednim (zachowano jednak grill w kształcie tygrysiego nosa) oraz innych zderzakach. Uwagę zwracają duże, szklane obudowy świateł, które jako pierwsze polegną w parkingowych obcierkach. Co ciekawe, przedni zwis jest większy o 25 mm, by, jak twierdzi producent, spełniać normy emisji spalin Euro 7.
Chciałbym powiedzieć, że to duża zmiana, ale bądźmy poważni – przedliftowe egzemplarze dalej wyglądają nieco futurystycznie i tak naprawdę nie trzeba było tam dużo zmieniać. W gamie pojawiły się też nowe obręcze, mające nawet 19 cali w wersji GT-line.
Mazda CX-60 - test napędu i-ACTIV AWD
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W środku na pewno zauważycie nową kierownicę, dość charakterystyczną, ale przyjemną w dotyku. Kia zgrabnie uniknęła pomyłki, jaką popełnił Volkswagen – nie ma tu ani jednego panelu dotykowego. Być może jedynym szaleństwem – choć już znanym – jest pokrętło wyboru przełożenia. Działa ono specyficznie, trzeba się przyzwyczaić. Topowa wersja GT-line ma wnętrze w kolorach czarnym i białem ze sztucznej skóry oraz zamszu. Producent planuje też użycie tapicerki zamszowej Dynamica, która będzie niemal w 100 procentach wykonana z przetworzonego plastiku.
Ekrany ekranami (są dwa, mają po 12,3 cala), ale Sportage ma też kilka ciekawych punktów wyposażenia jak kluczyk cyfrowy udostępniany na telefon, audio firmy Harman Kardon czy platformę usług na żądanie z dostępem do YouTube czy z nowymi wystrojami menu (np. w tematyce Disneya).
Największe wrażenie może jednak sprawić fakt, że Sportage jest wykonana w środku lepiej niż niektóre niemieckie limuzyny klasy premium. To zresztą trend, który Koreańczycy (również w Hyundaiu) zapoczątkowali już kilka lat temu. Czy to klasa premium tak się stoczyła, czy też Kia poczyniła taki postęp? Nie mówmy tego głośno. Najważniejsze, że przy prędkości 140 km/h do kabiny nie dostaje się prawie żaden niepożądany hałas.
Pod maską bez rewolucji – mamy silnik o pojemności 1,6 l w różnych stopniach hybrydyzacji. "Proste" 1.6 l generujące 150 lub 180 KM. Mocniejsza jest hybryda z mocą 239 KM, a na szczycie znajdziemy hybrydę plug-in mającą 288 KM. W każdej wersji wybieramy pomiędzy napędem na przednią oś lub cztery koła.
Na początku sprzedaży – czyli w trzecim kwartale 2025 roku – do salonów zjadą auta z silnikami o mocy 150 i 180 KM. Kia testuje możliwości podciągnięcia ceny (w sumie przy takiej sprzedaży jest to zrozumiałe). Startujemy z poziomu 135 500 zł, a ta sama wersja wyposażenia (M) z napędem na cztery koła, mocniejszym silnikiem i automatyczną skrzynią podnosi poprzeczkę do 202 tysięcy złotych. To nie wszystko – można skończyć na poziomie 240 tys. zł w topowej hybrydzie!