Napęd na cztery koła bezpieczniejszy? Z reguły… nie!
Mityczne bezpieczeństwo jakie daje napęd na cztery koła prowadzi do niebezpiecznych zachowań, a wiara w skuteczność tego rozwiązania do lekceważenia praw fizyki. Napęd 4x4 podnosi bezpieczeństwo, ale nie w każdej sytuacji. Właściwie to w niewielu przypadkach.
09.03.2018 | aktual.: 30.03.2023 11:08
Jeżeli rozłożycie ruch pojazdu na czynniki pierwsze, to składa się nań przyspieszanie, hamowanie, skręcanie i jazda na wprost. Gdyby pójść w nieco bardziej złożoną fizykę, to mamy jeszcze kilka kombinacji, jak przyspieszanie w zakręcie czy hamowanie w zakręcie. Zastanówmy się, kiedy rzeczywiście napęd na cztery koła daje przewagę.
Przyspieszanie na wprost i w zakręcie
W słabszych autach na śliskiej nawierzchni, zwłaszcza w tych z przednim napędem, łatwo stracić przyczepność podczas ruszania, ale nie przyspieszania. Im większa moc silnika tym łatwiej.
Układ 4x4 bardzo poprawia bezpieczeństwo względem samochodu tylnonapędowego, który przy gwałtownym ruszaniu z miejsca na śliskiej nawierzchni może wpaść w niebezpieczny poślizg. Zwłaszcza, gdy ruszanie czy przyspieszanie odbywa się w zakręcie. Dla auta przednionapędowego nie jest to aż tak niebezpieczne.
Podsumowując, napęd na cztery koła znacząco poprawia bezpieczeństwo podczas przyspieszania, w tym ruszania z miejsca. Takie samochody mają tym większą przewagę, im bardziej śliska jest nawierzchnia, zarówno podczas jazdy na wprost jak i w zakręcie.
Jednak jest też druga strona medalu. Jeżeli przyczepność jest dobra, a samochód jest wyposażony w manualną skrzynię biegów i napęd na cztery koła, to łatwiej zdusić silnik podczas szybkiego ruszania z miejsca jeżeli zbyt gwałtownie kierowca włączy sprzęgło.
Hamowanie na wprost i w zakręcie
Przeciwieństwem powyższego jest hamowanie, gdzie rola układu napędowego ma znikomy wpływ na zachowanie auta. W czasie hamowania najzwyczajniej nie działa, najwyżej delikatnie w łuku pomagają bardziej zaawansowane technicznie rozwiązania. A może jednak wpływ, tyle że negatywny?
Wszak napęd na cztery koła to dodatkowe elementy, które ważą nieco więcej, a od dawna wiadomo, że wyższa masa ma negatywny wpływ na zachowanie auta w czasie hamowania.
Nie ma co jednak przesadzać, bo nie jest to dodatkowe 200 kg, lecz najwyżej kilkadziesiąt. Jednak prawa fizyki są nieubłagalne. Również hamując w zakręcie nie ma co liczyć na pomoc ze strony napędu.
Jazda w zakręcie
Wyższa masa to jedno, ale jeszcze warto zauważyć inną zależność. Napęd na cztery koła jest oferowany zazwyczaj do aut typu SUV. Nawet w klasycznych osobówkach często jest połączony z wyższym o kilkanaście milimetrów zawieszeniem, co podnosi środek ciężkości.
Co prawda wszystko zależy od szczegółów budowy samochodu, bo jednak 4x4 jest jednym z najniżej zamontowanych w aucie układów, ale ogólnie można tak przyjąć.
Nie ma co do tego wątpliwości, że kompaktowy crossover ma wyższą masę i wyżej umieszczony środek ciężkości niż porównywalny z nim tradycyjny kompakt. Co więcej, pasażerowie siedzą w SUV-ach i crossoverach wyżej, co jeszcze bardziej wpływa na ten drugi czynnik.
Z kolei umieszczenie środka ciężkości wpływa na zachowanie auta w zakrętach – im wyżej, tym gorzej. Nie tylko w zwykłym zakręcie istnieje większe ryzyko utraty przyczepności, ale także w poślizgu, gdy auto zaczyna wymykać się spod kontroli.
Szczególnie, gdy dochodzi do przekładania samochodu z prawej na lewą, tzw. wahadło. Plusem jest jedynie to, że SUV-y zwykle mają spory rozstaw kół i osi, a także szerokie ogumienie. Nie mniej jednak, napęd na cztery koła nie poprawia bezpieczeństwa w zakręcie jeżeli nie przyspieszamy. Jeżeli auto ma stracić przyczepność, to ją straci, niezależnie od rodzaju napędu.
Tu drobna uwaga – w poślizgu odpowiednia praca pedałem gazu i kierownicą pozwala łatwiej kontrolować auto w zakręcie, jeżeli jest wyposażone w napęd na cztery koła. Umówmy się jednak, że takie umiejętności posiada znacząca mniejszość kierowców. Taka jazda wymaga też odpowiedniego samochodu, z właściwie skalibrowanym lub wyłączonym systemem ESP, który nie wyhamuje kół gdy kierowca doda gazu.
Wspomnę jeszcze – nie po raz pierwszy pewnie – że w nowoczesnym samochodzie wyposażonym w system ESP na tzw. szarpaku, napęd na cztery koła niewiele pomaga, a czasami nawet przeszkadza.
Mowa o próbie, gdy podczas jazdy na wprost, specjalne urządzenie umieszczone na wjeździe na płytę poślizgową gwałtownie wytrąca z równowagi tylną oś, co wprowadza samochód w poślizg nadsterowny. Zadaniem kierowcy jest opanowanie auta poprzez odpowiednią kontrę i przejechanie przez bramkę ustawioną dalej.
Takie zadanie wykonywałem wielokrotnie autami różnych marek i bazując na tych doświadczeniach, nie mogę uczciwie potwierdzić, że napęd na cztery koła w tym pomaga. Tymczasem raz zdarzyło mi się porównanie dwóch identycznych modeli, gdzie ten z napędem na przednią oś był znacznie (!) łatwiejszy w opanowaniu. Natomiast ogromną pomocą zawsze jest system ESP.
Jazda na wprost
Oczywiście podczas jazdy na wprost ze stałą prędkością nie da się zauważyć jakichkolwiek różnic pomiędzy autem czteronapędowym a przednio- lub tylno napędowym, chyba że w ekstremalnie trudnych warunkach będzie nieco stabilniejsze. Jedyną jest to, że tym pierwszym, mając złudne poczucie posiadania pojazdu bezpieczniejszego, niektórzy kierowcy będą jechać szybciej. I w tym jest problem!
To jak w końcu jest?
Instruktorzy bezpieczniej jazdy nierzadko podkreślają, że napęd na cztery koła jest rozwiązaniem dla świadomych użytkowników, którzy wiedzą kiedy rzeczywiście pomaga, a kiedy nie. Na śliskiej nawierzchni przyspieszasz szybciej, ale hamujesz tak samo jak bez napędu na cztery koła. To może być zabójcze.
O zdanie na temat wpływu napędu na cztery koła zapytałem instruktora bezpiecznej jazdy Michała Nowosiadłego.
- Osoby, które na to stać, kupują samochód z napędem na cztery koła, bo dzięki niemu czują się bezpieczniej. Moim zdaniem poczucie bezpieczeństwa też jest ważne. Nie zmienia to jednak faktu, że niektórzy z nich podchodzą do tego w ten sposób: mam napęd na cztery koła więc mogę zasuwać 200 km/h.
- Przy dzisiejszych rozwiązaniach technicznych, nowoczesnych zawieszeniach i coraz lepszym ogumieniu, napęd na cztery koła nie odgrywa dużej roli w ogólnym bezpieczeństwie. Oczywiście są pewne grupy użytkowników, jak mieszkańcy gór, dla których jest on niezbędny. Jednak dla przeciętnego, statystycznego kierowcy, w ogólnym rozrachunku, w skali roku, nie jest aż tak ważny element. Są rzecz jasna zwolennicy teorii, że jeżeli raz w życiu przydarzy się trudna sytuacja na drodze, gdy napęd uratuje im życie, to warto było go dokupić. Można się z nimi zgodzić. Wiele osób traktuje napęd na 4 koła jako dodatkowy gadżet na długiej liście opcjonalnego wyposażenia auta. – dodaje.
W motoryzacji widać dwa trendy. Z jednej strony samochody są coraz mocniejsze i szybsze, zatem w modelach, które do tej pory nie miały napędu na cztery koła, pojawia się to rozwiązanie. Przykładem jest choćby BMW M5. Najnowsza generacja ze względu na wysoką moc oraz bezpieczeństwo klientów jest wyposażona w napęd xDrive, ale by być uczciwym względem purystów, można na stałe wyłączyć przedni napęd.
Jednak z drugiej strony SUV-y, które na początku swojej kariery były obowiązkowo wyposażone w napęd 4x4, teraz mają go coraz rzadziej. Statystyki mówią, że jedynie kilkanaście procent klientów decyduje się na taką opcję.
Co więcej, obecnie w wielu modelach napęd 4x4 jest dostępny głównie w dobrze wyposażonych i mocniejszych wersjach silnikowych, na co wpływ miały decyzje klientów. Wolą mieć tańsze auto bez napędu na cztery koła.
- Dziś samochody są tak bezpieczne, są wyposażone w systemy wspomagające jazdę tak skuteczne, że niektóre marki odchodzą od napędu na cztery koła i nie chcą stosować tego rozwiązania z uwagi na aspekt obniżenia kosztów eksploatacji, czego dobrym przykładem jest Peugeot. Ich SUV-y mają napęd na jedną oś, a marka, by udowodnić skuteczność takiego rozwiązania, wystawiła do Dakaru tylnonapędowy samochód, który wygrał trzykrotnie najtrudniejszy rajd cross country. – zauważa mój rozmówca.
To oczywiście działanie typowo marketingowe, a Peugeot nie był pierwszy. Legenda Dakaru i zwycięzca edycji 1999 i 2000, Jean-Louis Schlesser startował w przygotowanym przez siebie buggy z napędem na jedną oś, bo zawsze wyznawał zasadę, że nie ma takich warunków, gdzie napęd na cztery koła byłby naprawdę potrzebny, a odpowiednio przygotowane auto poradzi sobie bez tego rozwiązania.
Coś w tym jest, nawet odnosząc się do samochodu drogowego. Dobry kierowca, sprawne auto z właściwymi oponami i system ESP poradzą sobie z niemal każdą sytuacją.
Warto pamiętać, że napęd na cztery koła wymyślono dla pojazdów terenowych, a nawet Audi udowadniając wyższość tego rozwiązania, wzięło quattro na próbę terenową. Lepsze czasy przejazdu danego odcinka to nie to samo co bezpieczeństwo.
- Podsumowując, wpływ napędu na cztery koła na bezpieczeństwo czynne nie jest aż tak duży, jak wielu osobom się wydaje. Warto zauważyć, że większość wypadków, w tym tych groźniejszych ma miejsce latem, przy dobrej pogodzie, a nie zimą, gdy jeździmy ostrożniej. Więc wtedy, gdy rodzaj napędu ma mniejsze znaczenie. Dla wielu osób zakup samochodu z napędem na cztery koła jest czymś, co podnosi prestiż, kierują się modą, a inni czują się po prostu bezpieczniej. – kończy Michał Nowosiadły.
Czy napęd na cztery koła może być niebezpieczny?
Jeżeli kierowca ma zbyt bujną fantazję, za to ograniczoną wyobraźnię, a także poczucie posiadania wysokich umiejętności, które w praktyce są znacznie poniżej realiów, to jak najbardziej.
Są też tacy, którzy mając auto z napędem na cztery koła kompletnie nie dbają o opony, a to już jest brnięcie w ślepy zaułek. Bo praw fizyki nie da się oszukać, a przyczepność zależy właśnie od ogumienia, nie rodzaju napędu.