Poradniki i mechanikaRównoczesny skręt w lewo. Na zakładkę czy na mijankę?

Równoczesny skręt w lewo. Na zakładkę czy na mijankę?

Równoczesny skręt w lewo na skrzyżowaniu
Równoczesny skręt w lewo na skrzyżowaniu
Źródło zdjęć: © Autokult | Angelika Sętorek
Marcin Łobodziński
12.02.2024 10:17, aktualizacja: 12.02.2024 11:59

Sytuacja wielu kierowcom sprawia problemy, a wszystko sprowadza się do "dogadania się" na skrzyżowaniu. Jeśli obaj kierowcy mają ten sam status pierwszeństwa, jadą z naprzeciwka i chcą skręcić w lewo, mogą wybrać jedną z dwóch metod – na zakładkę lub na mijankę. Co o nich mówią przepisy?

Pierwszeństwo nieustalone

Niestety przepisy ruchu drogowego nie mówią wiele o takiej sytuacji. Jedynie tyle, że kierujący skręcający w lewo ma obowiązek ustąpić jadącemu z naprzeciwka. Jeśli znaki drogowe (pionowe lub na jezdni) nie wskazują dokładnie toru jazdy, jedyne co nam pozostaje, to "dogadać się" z kierującym z naprzeciwka.

Niestety jest to sytuacja tym bardziej niebezpieczna, im mniejsze skrzyżowanie i mniejszy na nim ruch. Na dużych skrzyżowaniach zwykle obowiązuje niepisana reguła "na mijankę", czyli kierowcy skręcają tak, że ich tory jazdy nie przecinają się. Wynika to z tego, że w ten sposób więcej pojazdów wykona manewr skrętu w lewo w krótszym czasie. A to dlatego, że pojazdy skręcają w lewo jeden za drugim bezkolizyjnym torem jazdy.

Skręt "na mijankę" jest wydajniejszy, bo więcej aut przejedzie w krótszym czasie. Doskonale sprawdza się na ruchliwych skrzyżowaniach, gdzie pierwszy kierowca "przeciera szlak" pozostałym
Skręt "na mijankę" jest wydajniejszy, bo więcej aut przejedzie w krótszym czasie. Doskonale sprawdza się na ruchliwych skrzyżowaniach, gdzie pierwszy kierowca "przeciera szlak" pozostałym© Autokult | Angelika Sętorek

Gorzej jest, kiedy na skrzyżowaniu znajdują się tylko dwa pojazdy i kierujący nie potrafi odgadnąć zamysłu drugiego. Nie jest to proste, ponieważ ten drugi kierujący znajduje się w tej samej sytuacji. Jeśli dojdzie do takiej, że jeden chce pojechać "na zakładkę", a drugi "na mijankę", to może dojść do kolizji. Jak rozwiązać ten problem?

Bezpieczniej na zakładkę

Metoda "na zakładkę" jest bezpieczniejsza, ponieważ składa się z dwóch faz manewru. Pierwsza to jazda na wprost aż do punktu, w którym przecinamy oś jezdni przebiegającej prostopadle do tej, po której się poruszamy. Do tego momentu tor jazdy obu pojazdów nie przecina się. Następnie zatrzymujemy się i przepuszczamy auto jadące z naprzeciwka nie pozostawiając mu już miejsca do wykonania manewru "na mijankę", a tym samym wątpliwości co do własnego zamiaru. Gdyby nawet doszło do kolizji, to nie z naszej winy.

Skręt "na mijankę" jest bezpieczniejszy, bo nie powoduje sytuacji kolizyjnej, ale sprawdza się tylko na mało ruchliwych skrzyżowaniach, bo manewr wymaga czasu i zgrania obu kierowców
Skręt "na mijankę" jest bezpieczniejszy, bo nie powoduje sytuacji kolizyjnej, ale sprawdza się tylko na mało ruchliwych skrzyżowaniach, bo manewr wymaga czasu i zgrania obu kierowców© Autokult | Angelika Sętorek

Jednocześnie kierowca jadący z naprzeciwka widząc auto jadące na wprost, nawet jeśli ma włączony lewy kierunkowskaz, powinien dość jednoznacznie odczytać zamiar drugiego kierującego i również ruszyć oraz pojechać kawałek na wprost przed wykonaniem skrętu. Kiedy oba pojazdy się miną, albo przynajmniej zrównają na skrzyżowaniu, to ryzyko kolizji praktycznie znika.

Kolizja przy skręcie w lewo – kto winny?

W przypadku kolizji podczas skrętu w lewo winny zawsze będzie kierowca, który nie ustąpił pierwszeństwa. Podczas skrętu "na zakładkę" oczywistym jest obowiązek przepuszczenia drugiego auta, dlatego jest on znacznie bezpieczniejszy.

W przypadku skrętu "na mijankę" znacznie łatwiej o sytuację, kiedy dochodzi do kolizji. Wystarczy, że kierowca, który wybierze metodę "na mijankę" źle odczyta intencje drugiej osoby, która zdecydowała się pojechać na zakładkę. Wtedy on jest winny.

A co, jeśli obaj wybiorą metodę "na mijankę", ale przez brak pewności siebie ostatecznie dojdzie do kolizji? Wówczas obaj będą winni kolizji, ponieważ nie zachowali szczególnej ostrożności. W tej sytuacji nie warto nawet wzywać policji, bo poza kosztami naprawienia pojazdu czekają ich jeszcze kary po 1000 zł za kolizję, plus mandat za manewr, który do tej niej doprowadził.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (163)