Pierwsza jazda: BMW X4 M Competition po liftingu – "dorastanie" ma swoje dobre strony
Chociaż puryści na widok SUV-a ze znaczkiem M, w dodatku aspirującym do linii coupe, mogą robić krzywą minę, to trzeba przyznać, że w pewnych kwestiach X4 M Competition jest po prostu niesamowity. Teraz przeszedł lifting, przynosząc całkiem dużo zmian. Głównie dobrych.
Internetowych komentarzy, że SUV nie może być sportowy, często nie ma końca. Rynek twierdzi jednak co innego. Obecnie klienci bardziej stawiają na funkcjonalność i wielozadaniowość, nawet w najwyższym stopniu wtajemniczenia. Nic więc dziwnego, że sportowe dywizje SUV-ów stanowią mocną ofensywę.
Na tyle mocną, że X3 M i X4 M są… najchętniej kupowanymi produktami BMW, sygnowanymi literą M. Zaskoczeni? Mało tego, w parze zgarniają ponad 50 proc. rynku w swoim segmencie. Mogę się założyć, że gdy i one zostaną zastąpione przez elektryczne odpowiedniki, nawet ich dotychczasowi przeciwnicy za nimi zatęsknią. Ale nim to nastąpi, na rynek wjeżdżają właśnie odświeżone wersje X3 M i X4 M. A ja miałem okazję poznać ten drugi model bliżej podczas pierwszych jazd w jego Heimatlandzie.
Narwaniec o dojrzalszej twarzy
Pierwszą ważną zmianą są widoczne na pierwszy rzut oka modyfikacje nadwoziowe. W tym przypadku nie ograniczono się do zmiany reflektorów. Cały pas przedni X4 M Competition zyskał bardziej zadziornego sznytu — od ostrzejszych linii, przez węższe, w pełni LED-owe (w standardzie) reflektory (w opcji są laserowe świecące nawet na odległość 650 m), aż po bardziej kanciaste i odrobinę większe nerki. Aż ma się wrażenie obcowania z większym i potężniejszym X6 M.
Całość wieńczy zderzak z większą ilością czarnych elementów oraz potężniejszy dyfuzor z niemałymi czterema końcówkami, z których oczekiwałbym bądź co bądź nieco dosadniejszej linii melodycznej. Niestety normy nie pozwalają już na taką frywolność jak dawniej. Trzeba cieszyć się z tego, co jeszcze możliwe. A powodów do radości jest kilka.
Jeden z nich siedzi kilkanaście centrymetrów przed nami, ma 3 litry pojemności, 6 cylindrów w rzędzie i rozpędza nieco ponad 2-tonowe, atletyczne nadwozie do 100 km/h w 3,8 sekundy. Z czasem 0,3 s lepszym niż poprzednik, obecne X4 M Competition dorównało swojemu większemu i mocniejszemu rodzeństwo, dzieląc z nimi tytuł najszybszych modeli BMW z gamy X.
Lepsze przyspieszenie uzyskano dzięki zwiększeniu maksymalnego momentu o 50 Nm do poziomu 650 Nm, który dostępny jest od 2750 obr./min. Moc 510 KM pozostała przy tym bez zmian, jednak inżynierowie zmodyfikowali nieco silnik, montując m.in. lżejszy wał korbowy czy zmieniając oprogramowanie w skrzyni, tym samym zmieniając potencjał auta w niskim zakresie obrotów.
Responsywność jednostki jest teraz zauważalnie lepsza, a silnik płynniej i z mniejszą dozą nerwowości reaguje na komendy wydawane przez prawą nogę. Oczywiście, póki pozostajemy w normalnym trybie. W pozostałych przypadkach nie ma litości i chętnie katapultuje limonkowego SUV-a bez pardonu i chwili zawahania. Choć mamy do czynienia z napędem na 4 koła xDrive, inżynierowie popracowali nieco nad układem przeniesienia napędu i tylnonapędowa charakterystyka daje dobitniej o sobie znać. Nie doświadczymy tutaj trybu 2WD jak w M5, ale X4 M Competition w trybie 4WD Sport ochoczo wypuszcza tylną oś. Przy nieodpowiednim przygotowaniu i mokrej nawierzchni, można się mocno zdziwić.
Jak twierdzi BMW, przednie koła wchodzą do akcji dopiero wtedy, kiedy pokłady tylnych zostaną wyczerpane. Brzmi logicznie. Poza tym BMW zmieniło charakterystykę podwozia, chcąc zwiększyć rozpiętość między komfortem a sportowymi doznaniami. Do pewnego stopnia im się to udało. X4 M Competition łagodniej kompensuje nierówności, nie kołysząc pasażerami na prawo i lewo i stając się tym samym znacznie bardziej przyjaznym w codziennym użytkowaniu.
Z drugiej strony, choć BMW jest w stanie na zakrętach wyczyniać cuda, nie ukryje swoich rozmiarów i masy. Chociaż z tym ostatnim specjaliści starali się walczyć, jak mogli, wprowadzając nawet nowe, 21-calowe felgi, lżejsze o 2 kg per sztuka. Wracając, w prowadzeniu brakuje wyraźniejszej nuty lekkości, choć momentami zwinność i możliwości prześlizgnięcia się przez łuk pozostawiają nie tyle zaskoczenie, co po prostu kręcenie głowy z niedowierzania.
Uczciwy podział
Kilka zmian zaszło także w środku. Najważniejszym z punktu widzenia kierowcy i pasażera są nowe, sportowe fotele, które świetnie okalają ciało i zapewniają dobre podparcie podczas rozrabiania. Nie mogło na nich zabraknąć także podświetlonego znaczka "M" w zagłówku. Z innych modeli przejęte zostały też cyfrowe zegary z charakterystyczną dla ambitnych trybów jazdy grafiką obrotomierza, czy nowy tunel centralny z przyciskiem M Mode (przywołującym od razu tryby jazdy) czy czerwonym guzikiem zapłonu.
Przy tym wszystkim pozostano przy klasycznym, przyciskowym panelu obsługi klimatyzacji. Całe szczęście. Trochę starej szkoły w świecie nowoczesności wciąż świetnie pasuje. Z kolei multimedia zyskały łączność z Android Auto (dotychczas był tylko Apple Car Play), czy nowy system operacyjny, który oferuje m.in. szersze możliwości związane z łącznością z internetem, w tym aktualizacje przez chmurę.
Jak przystało na markę premium, lista opcji została sowicie wydłużona. Znajdziemy teraz na niej m.in. kamerę rejestrującą obraz z jazdy czy szerszy pakiet asystentów jazdy. Driving Assistant Professional, bo o nim mowa, obejmuje m.in. aktywny tempomat współpracujący z asystentem znaków drogowych, asystenta ruchu poprzecznego, asystenta awaryjnego hamowania przy niskich prędkościach, asystenta korytarza życia czy ulepszony system aktywnego prowadzenia po pasie ruchu.
Świeży obraz SUV-a-siłacza z Monachium dopełniają też nowe lakiery, których nie sposób przeoczyć. Mnie osobiście cieszy powrót do pstrokatych odcieni, a limonkowy (zwany profesjonalnie Sao Paulo Gelb), który zdobił model, którym jeździłem, idealnie podkreśla nieco narwany, nietuzinkowy i zawadiacki charakter X4 M Competition.