"Młot", który osiągał 410 km/h. Najszybsza Corvette Callaway SledgeHammer z 1988 r. jest na sprzedaż
Spór o najszybsze auto na świecie jest niekończącą się bitwą, w której wszystkie chwyty są dozwolone. W 1988 r. Corvette Callaway SledgeHammer mogło jednak być tak nazywane, bowiem osiągało 410 km/h. Powstały w jednym egzemplarzu samochód, trafił na aukcję.
13.05.2021 | aktual.: 14.03.2023 16:28
Faktem jest, że pod koniec lat 80. nawet Ferrari nie przekraczało bariery 400 km/h, a McLaren F1, który był blisko tej granicy, dopiero powstawał na pierwszych szkicach. Tymczasem pewien amerykański mechanik i kierowca wyścigowy, Reeves Callaway, znany przede wszystkim z tuningu jednej z dum Wujka Sama – Corvetty, postanowił stworzyć najszybszy samochód na świecie.
Warunek był jednak taki, by samochód jednocześnie pozwalał przemieszczać się w komfortowych warunkach. Chwilę wcześniej wypuścił zresztą serię 185 egzemplarzy podwójnie doładowanych Corvette C4 Callaway, które osiągały blisko 300 km/h.
Jednym z czynników miało być podobno wypuszczenie gangusa w postaci mercedesa 300 CE 6.0 AMG "Hammer". I tak podrasowana do granic możliwości corvette’a powstała w 1988 r. przy współpracy najlepszych ekspertów i w bliskiej kooperacji z GM, zyskując przydomek SledgeHammer, czyli młot kowalski.
Podwójnie doładowane, 5,7-litrowe V8 skrywało m.in. dwa intercoolery, suchą miskę olejową, aluminiowe głowice Brodix czy tłoki i korbowody robione na zamówienie przez Coswortha. Efekt? 1027 KM. Ale nawet twórcy stwierdzili, że to za dużo i ostatecznie samochód mógł się pochwalić 911 KM i 1050 Nm maksymalnego momentu obrotowego. Całość przenoszona była przez 5-biegową skrzynię manualną na tylne koła, a półosie były eksperymentalnym produktem GM. Systemy wspomagające? Zapomnijcie.
Aby wszystko utrzymać w ryzach, zmodyfikowano i obniżono o 1 cal zawieszenie, a specjalne ospojlerowanie, zapewniające chłodzenie kluczowych elementów i stosowny docisk, zostało zaprojektowane przez Paula Deutschmana. Nadkola wypełniły magnezowe felgi, otulone w specjalne opony Goodyear, zdolne wytrzymać planowaną prędkość.
W końcu "młota" zabrano na owalny tor Transportation Research Center w Ohio, gdzie pokazał, co potrafi. Za kierownicą usiadł John Lingenfelter, rozpędzając jedyną w swoim rodzaju corvettę do 410 km/h, osiągając pierwszą setkę w 3,9 sekundy. A żeby było śmieszniej, cyfrowy wyświetlacz zaczął "liczyć" od nowa, bo nie był zaprogramowany do wskazywania tak dużych prędkości. Przypomnę tylko, że wypuszczone rok wcześniej Ferrari F40 osiągało "tylko" 324 km/h.
Przez kolejne lata samochód poddawany był różnym modyfikacjom. W 1989 r. skrzynia została zmieniona na 6-biegową, a zawieszenie zyskało regulowane amortyzatory Bilsteina. W międzyczasie kilka razy zmienił też właściciela, aż w końcu znów trafił na aukcję.
Samochód wystawiła na Bring a Trailer sama firma Callaway w imieniu obecnego właściciela. "Młot" ma przejechane obecnie 2 tys. mil (ok. 3,2 tys. km), a jeśli dodamy do tego fakt, że corvette’a przez ostatnie dekady przechowywana była zgodnie ze sztuką, można liczyć na wręcz muzealny stan. Ostatnie prace wykonywane były w 2018 r. przez Callaway – wymieniono wówczas wszystkie węże i złączki. Moc określona została na 880 KM, ale moment obrotowy na poziomie 1050 Nm pozostał praktycznie bez zmian.
A co z wyposażeniem? W środku znajdziemy m.in. skórzane fotele, kasetowe radio Bose, automatyczną klimatyzację, elektryczne szyby czy pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa, system przeciwpożarowy i klatkę bezpieczeństwa. A warto zaznaczyć, że wszystkie te dodatki są w aucie od "poczęcia".
W chwili pisania tekstu cena wynosiła 425 tys. USD (ok. 1,59 mln zł), a do końca aukcji zostało jeszcze 10 dni. Można się więc spodziewać, że kwota wzrośnie. Sprzedający zaznacza jednak, że autem nie pojedziemy już tak szybko, jak kiedyś, głównie ze względu na nieodpowiednie opony. W cenie otrzymamy jednak pełną książkę serwisową, raport o bezwypadkowej przeszłości czy nawet kurs zapoznania z samochodem od samej firmy Callaway. A to może być bardzo przydatne.