Mercedes GLC po liftingu ma więcej gadżetów, ale zachowuje to, za co docenili go klienci
Blisko co czwarty mercedes sprzedawany w Polsce to GLC. Licząc obie wersje nadwoziowe jest to najpopularniejszy SUV klasy premium w kraju. Nie zmienia się złotej formuły, dlatego przeprowadzony niedawno lifting jest delikatny, choć wnosi kilka istotnych zmian.
Mercedes-Benz GLC (2019) – pierwsza jazda
Jestem przekonany, że większość osób nie rozróżniłaby na ulicy nowego GLC i tego sprzed liftingu. Tak naprawdę różnice w wyglądzie są drobne. Pojawiały się chromowane elementy ozdobne, grill został przeprojektowany, podobnie jak tylny zderzak. Dopatrzyłem się też innych świateł tylnych, a standardowe reflektory to teraz LED High Performance. Dlatego nie przyglądałem się zbyt długo odświeżonemu SUV-owi Mercedesa i od razu zabrałem się za jeżdżenie.
We Frankfurcie czekała na mnie cała gama GLC. Były dostępne auta z silnikiem benzynowym, wysokoprężnym, był wodorowy F-Cell. Mój wzrok (a za nim ręka po kluczyki) od razu skupił się na srebrnym Mercedesie-AMG GLC 63 S 4Matic+ Coupe. Krótko po tym dźwięk odpalanego na zimno V8 przebiegł po podziemnym parkingu, a na twarzy pojawił mi się uśmiech. Dźwignia kierunku jazdy na D i jedziemy.
Pech chciał, że w pierwszej kolejności trafiłem na korek. Wyjazd z Frankfurtu w porannych godzinach zajmuje sporo czasu, ale wykorzystuję to, by rozejrzeć się po zmienionym wnętrzu. Najważniejszą nowością jest system MBUX, który debiutował w Klasie A. Tutaj oferuje pełen komplet funkcji: od asystenta głosowego "Hej Mercedes", przez kontrolę komfortu Energizing, aż po nawigację z rozszerzoną rzeczywistością.
Wreszcie udało się wyjechać z miasta i wyzwolić całe 510 KM generowanych przez 4-litrowe V8. Niemiecka autostrada to idealne miejsce by przekonać się, że niezależnie od prędkości ten motor dysponuje sporym zapasem mocy. Jedyne co mnie irytowało to ciut zbyt wolna reakcja na pedał gazu. Nawet w trybie Sport+ oczekiwałbym czegoś bardziej natychmiastowego.
Zjeżdżam z autostrady i przede mną pojawia się kręta droga prowadząca przez las. Przyciskam GLC, by sprawdzić, jak radzi sobie zawieszenie. Ku mojemu zaskoczeniu, nadwozie przechyla się tylko delikatnie, a samochód pędzi jak po sznurku. Czuć pracę napędu na cztery koła, czuć pomoc elektroniki, ale mam też wystarczająco dużo informacji zwrotnych, by móc opanować auto. Wrażenia z dynamicznej jazdy potęguje dźwięk ryczącego V8.
Na miejsce zbiórki dojeżdżam oczarowany. Ostatni raz byłem tak zaskoczonym SUV-em, gdy testowałem Porsche Cayenne Turbo. Propozycja Mercedesa jest jednak zupełnie innym autem. Jak przystało na AMG, topowe GLC jest wściekłe i agresywne. Zawieszenie nawet w trybie komfortowym jest twarde, a wydech głośny. Idę ochłonąć, choć szybko przekonuję się, że to nie koniec emocji na dziś.
Trafiam bowiem na tor off-roadowy, gdzie czeka na mnie GLC ze specjalnym pakietem terenowym. Z zewnątrz wygląda jak zwykły SUV, lecz gdy instruktor zapowiada, co będziemy robić, pytam go, czy na pewno chce tam jechać tymi samochodami. Kiwa głową i zaprasza mnie na fotel kierowcy. W środku ustawia tryb Offroad+ i wybiera drugi poziom zwiększenia prześwitu. Włącza kamery. Słyszę, że mogę jechać. Powoli naciskam pedał gazu.
Najpierw duży zjazd, gdzie system bezpieczeństwa sam kontroluje, by samochód nie stoczył się za szybko. Następnie dojeżdżam do góry, pod którą podjazd byłby wyzwaniem dla większości aut. Nie dla GLC, które spokojnie jedzie przed siebie. Czuję, jak grawitacja wbija mnie w oparcie fotela. Instruktor podpowiada, by delikatnie dociskać pedał gazu, a auto wtacza się na górę.
Przez kolejne 15 minut sytuacji, gdy mocno wątpię w swoje możliwości jest znacznie więcej. Przejazd przez zakręt pochylony o 28 stopni, duży wykrzyż czy most, gdzie GLC się ledwo mieści, to tylko kilka z nich. Za każdym razem jednak samochód pokazuje mi, że jest bezpiecznie. Zresztą, zobaczcie sami.
Zobacz wideo z przejazdu po torze off-roadowym:
Jednak GLC częściej niż w terenie będzie gościem w miastach i na autostradach. Po zakończeniu przejazdu na torze biorę kluczyki do zwykłego modelu z silnikiem wysokoprężnym pod maską. To model 300d, czyli z dwulitrowym, czterocylindrowym motorem o mocy 245 KM.
Zarówno na autostradzie, jak i w mieście oferuje bardziej niż wystarczającą dynamikę. Nic dziwnego, w końcu dane techniczne pokazują, że sprint do setki zajmuje 6,5 sekundy, a prędkość maksymalna to 231 km/h. Auto standardowo jest oferowane z 9-stopniowym automatem, który działa bardzo płynnie.
Mnie ciekawią systemy wspomagające kierowcę, które tutaj działają świetnie. Po włączeniu adaptacyjnego tempomatu uaktywnia się też asystent utrzymywania pasa ruchu. To jest już norma. Natomiast GLC zaskoczył mnie, że potrafi też sam zmienić pas. Wystarczy włączyć kierunkowskaz i jeśli nic nie jedzie obok, auto wykona manewr. Fakt, całość odbywa się powoli, ale i tak jest to imponujące.
Najważniejsze jednak, że podczas liftingu Mercedes nie zepsuł tego, co było udane w GLC. Niezależnie od wersji, auto prowadzi się pewnie, oferuje bogate wyposażenie i jest bardzo przestronne. Dzięki nowym multimediom i systemom bezpieczeństwa ma teraz wszystko, by ciągle stanowić ciekawą propozycję w segmencie SUV-ów premium. I wcale bym się nie zdziwił, gdyby w tym roku utrzymał swoją pozycję na rynku.