Test Lexusa LS 500 w Miami. Japończycy powinni zacząć się chwalić
Plan Lexusa na najbliższe lata jest karkołomny. Akio Toyoda chce zrobić wszystko, by marka nie była postrzegana za nudną i skierowaną do starszych klientów. Sprawdzam, czy jest to możliwe, zabierając flagowego Lexusa LS do "hipsterskiego" i jednego z najczęściej instagramowanego miejsca w Miami – Wynwood Walls.
Lexus LS - test, opinia
Nie mogę pozbyć się wrażenia, że w "odmładzaniu" grupy docelowej dominuje Mercedes. Z producenta tworzącego dość statyczne i oszczędne w emocjach samochody skierował się w stronę krzykliwych i efektownych pomysłów. Inżynierowie podłączyli tablety w kabinach do asystenta głosowego, do najmniejszej Klasy A w wersji AMG wrzucili tryb driftowania, z kolei dział marketingu prezentuje na reklamach pary jednopłciowe czy mężczyzn w sukienkach. Premiery nowych modeli mają miejsce na targach skierowanych do graczy. Efekt? Sprzedaż ma się doskonale, a inne marki trafiania do młodego klienta mogą się uczyć.
Ale nie zawsze Mercedes przodował i wyznaczał trendy – i nie mówię tu o festiwalu porażek w Klasie S W220. Gdy Lexus, wtedy jeszcze będący nieznaną marka, wchodził w 1989 roku do Stanów Zjednoczonych, nie szczędził budżetu na stworzenie najlepszego auta świata. O dziwo nie były czcze przechwałki. Na zaprojektowanie pierwszego LS-a potrzebowano 6 lat i zaangażowania 1400 inżynierów. Było warto. Popłoch w Mercedesie sprawił, że kolejna generacja Klasy S została przesunięta o kilka lat. "The best or nothing", jak to mówią w Stuttgarcie.
Przed Lexusem kolejne, niemal epokowe wyzwanie – odmłodzić swój wizerunek, pokazać wyjątkowy dorobek i uczynić z japońskiego brandu sexy produkt. Tak, mówimy o marce, która w swojej ofercie ma takie "podniecające" kąski jak CT, więc sprawa nie jest taka prosta. Akio Toyoda jest tak zaangażowany w projekt, że zezwolił nawet na przygotowanie pierwszego w historii jachtu Lexusa. Niezbyt chyba trafia to w gusta młodzieży walczącej o zmniejszenie emisji CO2, ale widać, że Japończycy przynajmniej się starają.
Dziś Lexus LS korzysta z wyrobionej marki, ale wszyscy wiemy, że został stworzony do czegoś więcej niż zabieranie gości spod hotelu Waldorf Astoria w Boca Raton. Korzystając z okazji porywam czarnego LC z kierowcą i kieruję się do Wynwood, dzielnicy, która przeszła w ostatnich latach zdumiewającą przemianę, na którą to Japończycy mogliby zwrócić uwagę.
Tylna kanapa Lexusa LS to bardzo ciekawe miejsce do odbywania podróży. W tej klasie trudno o wpadki pod względem komfortu. Drugi rząd siedzeń jest bardziej sceną, na której producent może pokazać swój kunszt jakości wykonania i dbałości o detale. To tu buduje się przywiązanie na lata. Choć nie pamiętam już drogi, na której jeździłem "swoim" pierwszym Rolls-Roycem, nigdy nie zapomnę jego puszystych dywaników. Niby detal, a jednak zostaje w pamięci na bardzo długo.
W Lexusie podobnych detali nie brakuje. Firma szczyci się, że za wykonanie przeszyć odpowiada jeden z dwunastu Takumi. To najbardziej doświadczeni pracownicy, którzy przed przystąpieniem do produkcji musieli przez co najmniej 3 miesiące doskonalić swoje umiejętności. Niemal fanatyczna dbałość o detale wymaga też od nich złożenia raz dziennie… kota z papieru. W 90 sekund. Niedominującą ręką.
Japończycy sięgają do swoich wartości narodowych bardziej niż Niemcy. Piękne wykończenie i misterne ornamenty nawiązują do sztuki tworzenia szkła Kiriko, a fotele pozwalają na masaż shiatsu z (bardzo) punktowym naciskiem i ogrzewaniem.
Z samą temperaturą też związany jest ciekawy kawałek techniki. 16 czujników na podczerwień bada temperaturę ciała, więc jeśli nieopatrznie ogrzeje was promień słońca wpadający z zewnątrz, klimatyzacja dmuchnie w odpowiednie miejsce, odpowiednio chłodząc ten obszar. Przy takim podejściu nie dziwi więc składający się z 23 głośników zestaw audio Mark Levinson, który niweluje dźwięki dochodzące z zewnątrz. Dziwią za to przestarzałe multimedia, ale nigdy nie była to mocna strona Toyoty i Lexusa. To miejsce wymaga poprawy.
Zrelaksowany jak nigdy dojeżdżam do Wynwood Walls. To miejsce odwiedzane jest rocznie przez 2 miliony turystów i jest jednym z najczęściej instagramowanych miejsc w Stanach Zjednoczonych. Tak naprawdę jeszcze kilkanaście lat temu była to typowa dzielnica industrialna, zdemolowana i nieco odstraszająca, której przeszłość nierozerwalnie połączona była z biednymi Portorykańczykami. Dziś jest modną dzielnicą z kosztownymi restauracjami, zapchanymi kawiarniami i mekką dla graficiarzy. To tutaj stworzono coś na miarę muzeum sztuki ulicznej na powietrzu.
Co więcej, właśnie teraz świętuje dziesięć lat działalności. Jedną z największych gwiazd, która swoim dziełem zaszczyciła ściany Wynwood, jest Shepard Fairey, założyciel marki Obey, twórca jej logo, tak samo jak ikony Mozilli w 1998 roku czy słynnego plakatu "Hope" z Barackiem Obamą. Widoki w Wynwood Walls zmieniają się co roku, zazwyczaj w grudniu, choć niektóre prace "wytrzymują" nawet trzy lata.
O tym jak bardzo zmieniła się ta dzielnica niech świadczy to, co możemy znaleźć w sklepach, i nie chodzi o sztukę wątpliwej jakości za 15 tys. dolarów. Wpadam na kawę do Walt Grace Vintage, miejsca, które trudno zdefiniować. Nie wiadomo czy to kawiarnia, sklep muzyczny czy salon samochodowy. Mamy tu Thunderbirda, 911 czy Camaro. Najdroższym autem jest Jaguar XKSS, choć tak naprawdę jest to całkiem niezła replika z Nowej Zelandii. Dlatego zamiast 13,5 mln funtów (bo na tyle wyceniane są XKSS), mamy do czynienia z autem wartym "zaledwie" 220 tys. dolarów.
Na tych ulicach czuć atmosferę rozluźnienia, więc LS wygląda tu nieco dziwnie (choć pierwsza generacja ES z wypłowiałym lakierem czuje się jak w domu). Trudno, żeby stateczna limuzyna Lexusa prezentowała się młodzieżowo, ale jest inaczej nakreślona niż "siódemka" czy Klasa S. Sylwetka nakreślona przez Koichiego Sugę jest niska, szeroka, a dzięki przerzuceniu ciężaru do tyłu, nawiązująca do liftbacków. Ekscentrycznie prezentuje się za to grill, który wprawia w zakłopotanie nawet nowe BMW 7. Jego przygotowanie, dla wersji F Sport, trwało 5 miesięcy w CADzie.
Niewiele dalej na północ jest za to miejsce, gdzie LS czuje się jak w domu. To Miami Design District, rejon, w którym stężenie jubilerów na metr kwadratowy jest największe na świecie. To tutaj znajduje się trzeci pod względem wielkości sklep flagowy Hermesa (po Madison Avenue w Nowym Jorku i Rodeo Drive w Beverly Hills), a lista luksusowych marek mających tam salonik jest dłuższa niż ten tekst. "Art" w nazwie nie wzięło się z niczego - nawet siedmiopiętrowy parking, a raczej jego ściana, zostały przerobione na dzieło sztuki o nazwie "Urban Jam". No i nie można zapomnieć o domie przyszłości Richarda Fullera (zainspirowanym okiem muchy), który doczekał się kolejnego wcielenia 5 lat temu.
Nie ma tutaj możliwości wykorzystania pełnego potencjału 3,5-litrowego V6 o mocy 417 koni, które mają katapultować auto do setki w 5,9 sekundy. Więcej pracy ma 10-biegowa przekładnia (a w wersji hybrydowej są aż dwie!), która stara się zapewnić jak najpłynniejsze przekazywanie mocy na koła. Nieliczni śpiący policjanci niwelowani są przez pneumatyczne zawieszenie, które ma aż 650 stopni twardości. Poprzednik miał zaledwie 9.
Choć uliczki są ciasne i wąskie, stężenie koni mechanicznych w tym miejscu może być większe niż na Nurburgringu. Do luksusowych sklepów przyjeżdża się Infiniti QX80, Mercedesem-AMG GT 4door 63S 4Matic+ (co za nazwa…), rozmaitymi 911. Tutaj nie słyszano o globalnym ociepleniu i głodujących dzieciach. Tu liczy się to jak mocnym i drogim samochodem zaparkujesz. A to, że nowy Mercedes-AMG G 63 nie mieści się na miejscu parkingowym nikogo nie interesuje. I wiecie co? Lexus pasuje tutaj doskonale, ale nie krzyczy do przechodniów swoją niemałą przecież ceną. Więcej tutaj dobrego smaku niż taniej efektowności. I to chyba najlepiej świadczy o potencjale Lexusa.
Moja opinia o Lexusie LS500
- Jakość wykonania
- Zupełnie inne podejście do klasy limuzyn niż w przypadku aut niemieckich
- Osiągi na poziomie niezłego auta sportowego...
- ... które nie mają takiego znaczenia w codziennym użytkowaniu jako gustowna limuzyna
- Dalej odbiegające od standardu multimedia