Ministerstwo nie wie, po co stosuje się blokady na koło. Zagadkę rozwiązuje Straż Miejska
Temat zakładania blokad na koło porusza i dzieli kierowców. Przepisy mówią jasno, kiedy można je zakładać, ale trudno znaleźć dokument, który wyjaśnia, jaki jest cel ich stosowania. Nie wie tego nawet ministerstwo. Za to pięknie wyjaśnił nam rzecznik straży miejskiej.
14.05.2018 | aktual.: 30.03.2023 11:05
Po ostatnio poruszonym temacie samodzielnego zdejmowania blokad na koło przez kierowców, nawet w redakcji zastanawialiśmy się nad tym, jaki jest właściwie sens stosowania tych urządzeń.
Skoro strażnik miejski przyjeżdża na miejsce, spisuje dane pojazdu, wykonuje jego zdjęcie, to do czego ma jeszcze służyć blokada? Czy tylko po to, by utrudnić życie obywatelom?
W 2016 roku straże miejskie w całym kraju 80 610 razy założyli blokady na koła. Jest to więc znacznie częściej stosowane niż odholowanie pojazdu, które miało miejsce 13 233 razy. Rok wcześniej proporcje były bardziej zbliżone - 72 806 blokad i 21 931 odholowań. Danych za rok 2017 jeszcze nie mamy.
Stosowanie blokad jest możliwe wyłącznie wtedy, gdy pojazd zaparkowany niezgodnie z przepisami nie utrudnia ruchu i nie powoduje zagrożenia.
Czyli tam, gdzie fizycznie może stać i nie sprawia to żadnych problemów oprócz pewnych niedogodności, z których wynika zakaz postoju. Tym samym unieruchomione blokadą auto może stać w niedozwolonym miejscu kilka dni. Za chwilę dowiecie się, że to też ma sens.
Jednak po kolei. W pierwszej kolejności napisałem do Ministra Spraw Wewnętrznych i Administracji, które jest twórcą Prawa o ruchu drogowym. Jest to jedyny powszechnie znany dokument regulujący stosowanie blokad, choć nie wyjaśniającym celowości takiego postępowania. O ten cel zapytałem rzecznika prasowego MSWiA.
Niestety moje pytanie odpowiedzi nie doczekało. Co prawda otrzymałem odpowiedź, ale wynika z niej, że albo pytanie jest dla rzecznika zupełnie niezrozumiałe, albo ministerstwo nie zna celu stosowania blokad. Z szacunku dla rzecznika uważam, że to raczej ta druga opcja. Oto treść odpowiedzi MSWIA:
"Panie Redaktorze, kwestie, o które Pan pyta, są uregulowane w art. 130a ustawy Prawo o ruchu drogowym. Decyzję o zastosowaniu blokady podejmuje każdorazowo funkcjonariusz Policji lub strażnik gminny prowadzący postępowanie w danej sprawie".
Zajrzyjmy więc do wspomnianego przepisu…
[b]Art. 130a[/b] (Prawo o ruchu drogowym)
Pojazd może być unieruchomiony przez zastosowanie urządzenia do blokowania kół w przypadku pozostawienia go w miejscu, gdzie jest to zabronione, lecz nieutrudniającego ruchu lub niezagrażającego bezpieczeństwu.
Pojazd unieruchamia Policja lub straż gminna (miejska)
Jak widać, ustawa nie odpowiada na pytanie o cel stosowania blokad. Mając już wiedzę o niewiedzy ministerstwa, tę trudną zagadkę porozsyłałem po strażach miejskich kilku dużych miast w Polsce. Odpowiedź uzyskałem od jednego rzecznika, z Poznania.
Okazuje się, że blokada jest narzędziem wspomagającym pracę straży miejskiej, która choć jest organem publicznym podlegającym bezpośrednio pod urząd miasta, ma niełatwą drogę w sprawach administracyjnych.
Aby ukarać kierowcę za nieprawidłowe parkowanie, strażnik może zostawić wezwanie do stawiennictwa w siedzibie Straży Miejskiej, ale tu zaczynają się schody, co pięknie wyjaśnia Przemysław Piwecki z urzędu miasta Poznań:
"Bardzo wielu kierowców nie przychodzi na wezwania i strażnik musi wysłać zapytanie do CEPiK o właściciela pojazdu. Po otrzymaniu odpowiedzi (nieraz trwa to kilka dni) wysyła pocztą wezwanie do wstawiennictwa. Ale okazuje się, że na wezwanie przychodzi właściciel, a nie sprawca, czyli kierujący, który tam zaparkował, a tylko on może być ukarany. Wysyłamy więc kolejne wezwanie pocztą i kolejne oczekiwanie na przybycie sprawcy. Sprawa jeszcze bardziej komplikuje się, gdy właściciel pojazdu mieszka daleko....w Polsce. Wtedy korzystamy z pomocy innych straży miejskich/gminnych."
Oczywiście można postawić pytanie: co mnie to obchodzi, że straże miejskie muszą walczyć z biurokracją? Jednak zanim wyjdziecie za mocno do przodu, pomyślcie, czy gra jest warta świeczki. Mandat na 100-150 zł i procedura trwająca kilka dni, a nawet tygodni? Jeżeli straże miejskie mają wykonywać swoją pracę, to chyba nie o taką nam chodzi.
Celem stosowania blokad na koło jest ominięcie wszystkich procedur związanych z odnalezieniem osoby, która ma zapłacić mandat, ale też i w pewnym sensie ułatwia życie właścicielowi pojazdu, co oczywiście w pewnych okolicznościach jest dyskusyjne.
- Założona blokada, kierowca wraca do samochodu, zgłasza dyżurnemu i po maksimum 15 minutach jest "rozliczany". Nie musi nigdzie jeździć na wezwania itd. – opowiada Przemysław Piwecki.
Jest jeszcze jeden cel – czynnik odstraszająco-informujący. Jeżeli z jakiegoś powodu kierowcy nie widzą znaku zakazującego zatrzymywanie pojazdu w konkretnym miejscu, to mogą dostrzec żółtą blokadę na kole innego auta. Nie sądzę, by jakikolwiek kierowca, który właśnie zaparkował obok zablokowanego samochodu zbagatelizował taki widok.
Są oczywiście minusy stosowania blokad. Po pierwsze trzeba wysłać radiowóz, po drugie ograniczona liczba blokad. Kłopot sprawiają także interwencje nocne, dlatego nie wszystkie straże stosują te urządzenia.
No i oczywiście w niektórych przypadkach jest to ogromny problem dla użytkownika pojazdu, który potrzebuje go możliwie szybko. Warto jednak podkreślić, że załatwienie sprawy z blokadą jest i tak dużo wygodniejsze niż z odholowanym autem.
Miasto bez blokad – czy to możliwe?
Jak najbardziej, ale raczej w małych miasteczkach, gdzie nieprawidłowo parkują głównie ich mieszkańcy lub kierowcy z okolicznych miejscowości. W takich strażach miejskich nie ma problemu, by wystawiać wyłącznie wezwania, o czym dowiedziałem się od jednego z komendantów z niedużego miasta.
Nie widzi on sensu stosowania blokad na koło i od wielu lat nigdy nie użyto takiego urządzenia. Wystarczają wezwania, a i straż miejska jest wówczas postrzegana lepiej, niż gdyby zakładano blokady. Warto to docenić, jeżeli w waszym mieście w ten sposób wygląda karanie kierowców za niewłaściwe parkowanie.
Warto jednak też wziąć sobie do serca słowa rzecznika SM w Poznaniu: Reasumując, nie ma złotego środka. Najlepiej będzie wtedy, gdy kierowcy w Polsce zaczną przestrzegać przepisy tak, jak czynią to po przekroczeniu granicy z Niemcami.