Kulig za samochodem. Niebezpieczna i zakazana zabawa
Obfite opady śniegu zachęcają do tego, by korzystać z zimowej pogody tuż przed końcem ferii. Urządzanie kuligu przy użyciu samochodu to jednak jeden z najgłupszych sposobów spędzania wolnego czasu, jaki może wam przyjść do głowy. W dodatku grozi za to słony mandat.
16.01.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:54
Zimą nie ma to jak szaleństwa na śniegu. Co jednak nam pozostaje, gdy stoki narciarskie są zamknięte? Jeśli w głowie zakiełkowała ci myśl o urządzeniu kuligu za samochodem, to od razu ją odrzuć. Przynajmniej z dwóch powodów.
Po pierwsze - bezpieczeństwo
Jazda na sankach to świetna zabawa. Łatwo jednak zauważyć, że w porównaniu z wyposażonym w zimowe opony, skrętne koła i hamulce samochodem są one mało zwrotne i nie pozwalają na zatrzymanie się wtedy, kiedy tego chcemy. Wystarczy, że kierowca mocno użyje hamulca, zamiast stopniowo wytracać prędkość, by doszło do wypadku. Rozpędzone sanki szybko pokonają kilka metrów dystansu, a jadąca na nich osoba uderzy z tył auta. Równie groźnie może być na zakręcie.
Z lewego fotela prędkość 40 czy 50 km/h nie jest wartością ekstremalną. Kiedy siedzi się na ciągniętych przez auto sankach, wrażenia są jednak zupełnie inne. Tu w pełni objawia się wysoko położony środek ciężkości tandemu składającego się z sanek i człowieka. Łuk, który z łatwością pokonuje samochód, może okazać się za ciasny dla uczestników kuligu. Łatwo wyobrazić sobie konsekwencje uderzenia z wysoką prędkością w krawężnik, latarnię uliczną, ogrodzenie czy przepust drogowy albo wjechania pod jadący z przeciwnego kierunku pojazd. Nawet jeśli do tego nie dojdzie, to wystarczy, że jedna osoba się przewróci, a każda z pozostałych, biorących udział w tej "zabawie", będzie zagrożona.
Szczególnie duże niebezpieczeństwo łączy się z urządzaniem kuligu na drogach publicznych. W takim przypadku do katalogu zagrożeń dołączają także inni kierowcy. Sanki nie mają oświetlenia, a jeśli ubrania jadących na nich osób nie będą w odpowiednich miejscach wyposażone w duże odblaski, to mogą one pozostać niewidoczne dla innych kierujących. Członkom kuligu grozi więc najechanie przez samochód z tyłu czy uderzenie w bok przez kierowcę włączającego się do ruchu z poprzecznej ulicy.
Po drugie - kara
Stopień zagrożenia, jaki wiąże się z urządzaniem kuligu za samochodem, powinien skutecznie odwieść od takiego zamiaru każdego, kto chciałby urozmaicić ferie dzieciom. Jeśli to jednak z jakichś powodów za mało, to przepisy dodają tu odpowiednią karę. - Ciągnięcia za pojazdem osoby na sankach czy nartach zabrania art. 60 ust. 2 pkt 4 Prawa o ruchu drogowym. Osoby, które go nie przestrzegają, powodują zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Grozi za to kara w wysokości do 500 zł oraz 5 punktów karnych - stwierdza kom. Joanna Biel-Radwańska z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
To i tak niezbyt poważne konsekwencje względem tych, jakie mogą wiązać się ze spowodowaniem wypadku podczas kuligu. Wówczas sprawa trafia przed oblicze sądu i to on zdecyduje o losie kierowcy. W razie śmierci uczestnika kuligu kierowcy grozi do 8 lat pozbawienia wolności.
Co ważne, poszkodowani mogą nie otrzymać odszkodowania w pełnej wysokości. Ubezpieczyciel kierowcy, powołując się na przyczynienie się do wypadku, może obniżyć świadczenie. W przypadku 20-latki, która w 2017 r. uległa wypadkowi w okolicach Tomaszowa Mazowieckiego, towarzystwo ubezpieczeniowe obniżyło świadczenie o 40 proc. Sprawa rozpatrywana była przed sądem, który zmniejszył przyczynienie się do wypadku do 15 proc., ale tylko dlatego, że przed kuligiem kierowca ciągnika umawiał się z jego uczestnikami jedynie na jazdę poza drogami publicznymi. Potem zrobił jednak inaczej.
Używanie samochodu, quada czy ciągnika do organizowania kuligu to ryzykowny i głupi pomysł. Na publicznie dostępnych drogach zakrawa on już na szaleństwo. Zastanawiające jest to, że kierowcy decydują się na narażanie na takie niebezpieczeństwo własnych dzieci czy znajomych.