Kierowca ciężarówki dostał 62 tys. zł dodatku. Teraz musi zwrócić znacznie więcej

Czy można bezgranicznie wierzyć w prawomocny wyrok sądu? Zawodowy kierowca ciężarówki przekonał się o tym, że nie. I niestety, skończyło się to bankructwem.

Zagraniczne wyjazdy kierowców trwają długo, a warunki noclegu w kabinie są dalekie od ideału
Zagraniczne wyjazdy kierowców trwają długo, a warunki noclegu w kabinie są dalekie od ideału
Źródło zdjęć: © Tomasz Budzik
Tomasz Budzik

27.01.2021 | aktual.: 16.03.2023 14:49

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pan Piotr, bohater "Interwencji" Polsatu, od lat pracował jako kierowca ciężarówki, wożąc towary za granicę. Podczas takich kursów noce spędzał na parkingach, w kabinie tira. W 2013 r. postanowił walczyć o swoje. Założył w bydgoskim sądzie sprawę przeciwko swojemu pracodawcy. Domagał się dopłat za warunki noclegów. Jak po latach mówi pan Piotr, kierowcom należało się 25 proc. wartości doby hotelowej w danym kraju. Sąd rozstrzygnął sprawę na korzyść pracodawcy, jednak kierowca nie poddał się. Odwołał się od wyroku i w 2015 r. to on był górą. Wyrok uprawomocnił się, a mężczyzna otrzymał na konto zasądzoną kwotę - nieco ponad 62 tys. zł.

Jak się okazało, pracodawca nie złożył jednak broni. Wniesiona została skarga kasacyjna, a sprawę rozpatrzył Sąd Najwyższy. Nim wróciła ona na wokandę, Trybunał Konstytucyjny w listopadzie 2016 r. wydał korzystny dla przedstawicieli branży transportowej wyrok. Stwierdzano w nim, że obowiązek wypłaty dodatku za noclegi w kabinie samochodu ciężarowego nie jest uzasadniony. Jak twierdzi pan Piotr, to właśnie na tym rozstrzygnięciu oparł się Sąd Najwyższy podczas orzekania. W efekcie sprawa wróciła do sądu rejonowego, a ten stanął po stronie pracodawcy.

Choć korzystny dla kierowcy ciężarówki wyrok z 2015 r. się uprawomocnił, 3 lata później pan Piotr otrzymał nakaz zwrócenia otrzymanej kwoty wraz z odsetkami. Należność urosła aż do 93 tys. zł. Tymczasem mężczyzna nie ma już nawet kwoty, która została mu zasądzona w 2015 r. Jak twierdzi, pieniądze zostały wydane m.in. na wykształcenie syna. Kierowca mówi, że nie zapłaci, bo nie ma z czego i rozważa wyjazd za granicę.

Zdaniem pana Piotra jego historia jest dowodem na to, że w Polsce prawo jednak działa wstecz. Jego były pracodawca tłumaczy się jednak, że już po zapadnięciu wyroku z 2015 r. informował go o tym, że będzie składał skargę kasacyjną. Szokujące jest jednak to, że nawet gdyby kierowca nie wydał owych 62 tys. zł, to po 3 latach z powodu błędu interpretacyjnego sądu drugiej instancji i tak musiałby dopłacić ponad 30 tys. zł.

Komentarze (13)