GP Turcji: Red Bull zjadł własny ogon

Zimna wojna - tak najtrafniej można by określić dzisiejszy wyścig o Grand Prix Turcji. Bratobójcze walki pomiędzy kierowcami dwóch najszybszych teamów Red Bulla i McLarena dodały choć odrobinę pikanterii kolejnemu w tym sezonie, nudnemu widowisku.

GP Turcji: Red Bull zjadł własny ogon
Bartosz Pokrzywiński

30.05.2010 | aktual.: 02.10.2022 20:48

Zimna wojna - tak najtrafniej można by określić dzisiejszy wyścig o Grand Prix Turcji. Bratobójcze walki pomiędzy kierowcami dwóch najszybszych teamów Red Bulla i McLarena dodały choć odrobinę pikanterii kolejnemu w tym sezonie, nudnemu widowisku.

Start przebiegł bez większych problemów. Najlepiej spośród wszystkich kierowców ruszył Michael Schumacher, który nie zdołał na stałe wcisnąć się pomiędzy walczącą czwórkę. Świetny start zaliczył również Sebastian Vettel, któremu udało się wyprzedzić Lewisa Hamiltona, niestety Brytyjczyk już kilka zakrętów później odzyskał drugą pozycję.

Robert Kubica zablokował Felipe Massę i utrzymywał się przed Brazylijczykiem, nie udało się niestety wyprzedzić Nico Rosberga. Świetnie spisał się również Witalij Pietrow, który nie dał się wyprzedzić szarżującemu Fernando Alonso.

Dalej już nuda i tak aż do pierwszych zjazdów. Najwcześniej z czołówki zjechał Sebastian Vettel, który dzięki temu wcisnął się pomiędzy Webbera i Hamiltona. Najdłuższej pozostał Jenson Button, kiedy Brytyjczyk wrócił na tor mieliśmy na czele dwie pary: Red Bulle kolejno Webber, Vettel oraz McLareny Hamilton, Button. Zapowiadało się na kolejną zimną wojnę i oczekiwania na błędy rywali.

Wszystko było świetnie, do czasu kiedy Sebastian Vettel na najdłuższej prostej znalazł się tuż za Markiem Webberem i wyprzedził Australijczyka. Młody Niemiec zbyt szybko zjechał jednak na zewnętrzną część dohamowania i zahaczył bolid swojego kolegi z zespołu. W efekcie oba Red Bulle wypadły z toru, a Vettel musiał pożegnać się z wyścigiem. Webber kilka okrążeń później zjechał po nowe przednie skrzydło, od tej chwili na czele wyścigu znajdowały się dwa McLareny.

Wydawało się, że już po wszystkim i dwaj mistrzowie dojadą do mety w kolejności Hamilton, Button. Jednak Jenson niczym Pudzian, tanio skóry nie sprzedał. Pomiędzy Brytyjczykami doszło do fantastycznej i bardzo widowiskowej bratobójczej walki. Było nawet delikatne stuknięcie kołami, na szczęście nikt na tym nie stracił, a Lewis utrzymał prowadzenie. Ku uciesze Nicole Scherzinger, brawurowo jadący Hamilton nie oddał go do samego końca.

Kto jest największym pechowcem wyścigu? Wcale nie Vettel. Witalij Pietrow. Rosjanin utrzymywał się tuż za Felipe Massą, uciekając przed Fernando Alonso. Kilkanaście okrążeń przed końcem Hiszpan postanowił zaatakować, podczas walki doszło do kontaktu między bolidami Ferrari i Renault. Niestety prawe przednie koło bolidu Witalija zostało uszkodzone i jadący na dziewiątej pozycji kierowca musiał zjechać do boksów.

Wyścig zakończył się triumfem dwóch McLarenów: Hamilton, Button, dalej Webber, Schumacher, Rosberg, Kubica, który nie mógł znaleźć sposobu na wyprzedzenie kierowcy Mercedesa. Za Robertem na metę wpadł Massa, Alonso, Sutil, a ostatnie oczko zdobył Kobayashi.

Kolejny nudny wyścig. Ciekaw jestem jakie wnioski wyciągnie Red Bull z dzisiejszej sytuacji.

PS. Mam już dość tych komentatorów. Dzisiaj podczas wyścigu nie było najgorzej, ale wczorajsze kwalifikacje - "Robert Kubica jest naszybkim kółku" - a na monitorze już dawno skończył to kółko.

Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)