Gigantyczny blef Elona Muska. Zelektryfikowany transport to mit?

Tesla Semi, czyli pierwszy elektryczny ciągnik siodłowy firmy Elona Muska, może zupełnie zmienić transport ciężki. Zgodnie z przewidywaniami zamówienia na pojazd ruszyły lawinowo. Zainteresowani są nawet przewoźnicy z Europy, lecz każdego dnia wokół największej Tesli pojawia się coraz więcej wątpliwości.

Waga baterii w takim ciągniku siodłowym przekroczyłaby 5 ton. Na czym polega więc sekret Elona Muska?
Waga baterii w takim ciągniku siodłowym przekroczyłaby 5 ton. Na czym polega więc sekret Elona Muska?
Źródło zdjęć: © materiały prasowe
Mateusz Lubczański

11.12.2017 | aktual.: 14.10.2022 14:33

400 km zasięgu po zaledwie 30 minutach ładowania, 800 km na pełnej baterii. Możliwości ciężarowej Tesli robią nawet większe wrażenie niż w przypadku sportowego Roadstera, który przyspiesza do "setki" w około 2 s. Semi może nie tylko zaskoczyć kierowców swoimi osiągami, ale i potrafi wytrzymać eksplozję nuklearną, a jego autopilot wyręcza kierowców zawodowych na autostradzie. Nic więc dziwnego, że zamówienia na elektrycznego potwora ruszyły już chwilę po premierze.

Wpłaty dokonały takie firmy jak DHL, J.B.Hunt, Sysco, Walmart czy Anheuser Buch. Ta ostatnia zdecydowała się na 40 egzemplarzy. Wymagany depozyt to 20 tys. dol. Tylko dzięki inwestycji producenta piwa Budweiser Tesla może liczyć na 800 tys. dol., które zasilą konto firmy. Nieoficjalnie przekroczono już poziom 120 zamówień. To doskonała wiadomość dla Elona Muska, skoro w ciągu godziny traci on na swoich samochodach 480 tys. dol. Z kolei Anheuser Buch kreuje się jako firma stawiająca na nowoczesne rozwiązania. Rok temu wysłała ona w trasę półautonomiczną ciężarówkę z transportem piwa.

Zainteresowane są również firmy z Europy, a litewska firma Girteka (której flota liczy 4 tys. ciągników) zamówiła już jeden egzemplarz. Aktywni są też Włosi z marki Ferkam. Samochody zostaną dostarczone najwcześniej w 2019 roku i wykonane w specyfikacji na rynek Ameryki Północnej, tzn. bez łóżka dla kierowcy. Tesla twierdzi, że ciągnik jest krótkodystansowy, tak że nie ma potrzeby instalacji tego typu rozwiązań.

Jak dowiedzieliśmy się z rozmowy z Filipem Bednarkiewiczem, dziennikarzem portalu 40ton.net, zasięg oferowany przez Teslę sprawia, że w Stanach Zjednoczonych dalej będzie ona traktowana jako niszowa ciekawostka. Poza tym, Jerome Guillen, odpowiedzialny za projekt Semi twierdzi, że "gdy sytuacja ustabilizuje się w Stanach Zjednoczonych, firma postawi na ekspansję w Europie". To może potrwać. Z przemówienia, jakie wygłosił w Holandii na targach poświęconych transportowi ciężkiemu, można stwierdzić, że nie ma wyznaczonych ram czasowych dla tego projektu na Starym Kontynencie.

Gigafabryka - tutaj może znajdować się pilnie strzeżony sekret Tesli
Gigafabryka - tutaj może znajdować się pilnie strzeżony sekret Tesli© materiały prasowe

Pojawiają się oczywiście wątpliwości wobec możliwości takiego ciągnika. Konkurencyjna firma Nikola twierdzi, że 800 km zasięgu wymagałoby ogniw (przy użyciu obecnych na rynku baterii) o łącznej wadze przekraczającej 5 ton i cenie wynoszącej około 400 tys. dol. Istnieją więc dwie możliwości – Tesla ma opracowaną baterię o nieznanym dotychczas potencjale lub Elon blefuje i liczy na spadek kosztów produkcji w ramach tzw. efektu skali. Wygląda więc na to, że wyliczenia Muska, które pozwolą zmniejszyć koszty transportu z 0,79 do 0,65 euro w Europie są fikcją.

Semi idealnie za to sprawdziłoby się w warunkach miejskich. Ciągłe zatrzymywanie się i ruszanie spod świateł, eliminacja spalin i bezgłośna praca uczyniła z "elektryków" jedną z ciekawszych alternatyw dla pojazdów zasilanych tradycyjnymi paliwami. Tymczasem Tesla chce walczyć na otwartych odcinkach, które na wschód od Odry pozbawione są w praktyce infrastruktury ładowania. Zresztą, nawet przedstawiciele angielskiego stowarzyszenia przewoźników stwierdzają, że na razie infrastruktura do użytkowania elektrycznego ciągnika siodłowego nie jest rewelacyjna.

Tesla Semi na europejskich drogach? To raczej odległa przyszłość.
Tesla Semi na europejskich drogach? To raczej odległa przyszłość.© materiały prasowe

Z takiej sytuacji doskonale zdaje sobie sprawę BMW, które już w 2015 roku wprowadziło do obsługi fabryki w Monachium elektryczną ciężarówkę. Poruszała się ona na 15-kilometrowym odcinku w warunkach podmiejskich przewożąc części oraz samochody i służy ciągle bez większych problemów. Rocznie udało się ograniczyć emisję CO2 o 48 ton. Kolejne egzemplarze elektrycznych ciężarówek pozwolą zwiększyć ten wynik do 82 ton. To tyle, ile wytworzyłoby BMW 320d na dystansie 800 tys. km!

Niemcy zamówili kolejne egzemplarze elektrycznych ciężarówek o realnym zasięgu wynoszącym około 150 km. Nie brzmi to jednak tak imponująco, jak Tesla przyspieszająca do "setki" w 5 sekund. Tyle tylko, że BMW już nabija kilometry od jakiegoś czasu. Semi wyjedzie na drogi najwcześniej w 2019 roku, jeśli obędzie się bez poślizgów na linii produkcyjnej.

Źródło artykułu:WP Autokult
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (10)