Czy wszyscy muszą testować na Nurburgringu?
W ostatnich latach legendarna północna pętla Nurburgringu stała się poligonem testowym dla praktycznie wszystkich producentów samochodów. Dzisiaj już niemal każdy model przed wprowadzeniem do produkcji musi być sprawdzony na niemieckim torze. W przypadku sportowych samochodów trwa też walka o dziesiąte części sekundy, aby udowodnić, że dane auto jest szybsze. Tylko czy to w ogóle ma sens?
21.04.2017 | aktual.: 01.10.2022 20:13
Wydaje się, że każdy producent stawia sobie za punkt honoru, aby nowy model został przyłapany podczas testów na Nurburgringu. Co chwilę w internecie pojawią fotografie i filmy przedstawiające kolejne zamaskowane samochody pokonujące słynne "zielone piekło". W przypadku sportowych aut lub szybszych wersji popularnych modeli możemy być praktycznie pewni tego, że pojawią się one na Nurburgringu. Jednak w tej modzie na niemiecki tor producenci idą krok dalej.
Na Nordschleife, czyli ponad 20-kilometrowej północnej pętli, testowane są SUV-y, hatchbacki czy limuzyny. I tu należy postawić pytanie, czy to w ogóle ma sens? Czy stoi za tym coś więcej niż moda i zabieg marketingowy pozwalający później powiedzieć „tworząc ten samochód testowaliśmy go na Nurburgringu”?
Równie dobrze właściwości jezdne można sprawdzić na dowolnym innym torze, a niemal wszyscy producenci posiadają nawet własne obiekty specjalnie zaprojektowane pod kątem testowania samochodów w wielu różnych sytuacjach.
Sam Nurburgring jest też rozpoznawalny jedynie dla fanów motoryzacji, większość zwykłych kierowców nawet nie zna tego obiektu. Z drugiej strony nazwa ta działa na wyobraźnię wielu osób. W końcu podczas prezentacji nowego modelu inżynierowie mogą się pochwalić dziennikarzom, że samochód był testowany na Nordschleife, a ci z uznaniem pokiwają głowami i później opiszą to w swoich artykułach.
Tylko, czy to ma znaczenie? Nawet jeśli faktycznie dane zebrane na torze zostaną później wykorzystane podczas ustawiania parametrów samochodu, to czy faktycznie jest to dobra wiadomość dla klientów? James May już kilka lat temu w „Top Gearze” przekonywał, że testowanie na Nurburgringu psuje samochody. Twierdził on, że nawet sportowe auta powinny być zaprojektowane z myślą o drogach publicznych, a nie torze wyścigowym. Trudno się z tym nie zgodzić.
Nawet dla właścicieli nowych egzemplarzy McLarena czy Porsche najważniejsze jest to, jak ich samochody będą sprawować się podczas jazdy po mieście lub po górskich drogach. W rzeczywistości nawet w przypadku takich modeli, ich właściciele w większości nie jeżdżą na tory wyścigowe. Nie mówiąc już o autach takich jak Skoda Kodiaq, która też była testowana na Nurburgringu.
Samo tuningowanie samochodów na torze to jedno, drugim trendem jest rywalizacja o jak najlepszy czas na Nordschleife. W efekcie auta sportowe są ustawiane specjalnie pod jazdę na Nurburgringu, co niekoniecznie sprawdzi się w innych miejscach. Oczywiście każdy producent stara się znaleźć swoją kategorię, w której będzie najlepszy – samochody przednionapędowe, hot-hatche, czterodrzwiowe sedany, auta z turbo itd.
Zawsze to dobrze brzmi – "nasz samochód jest najszybszy na Nurburgringu". Jednak na innym torze już sytuacja może wyglądać inaczej. Co więcej, czas na zamkniętym obiekcie to nie wszystko. Ostatnio taką opinię wyraził Andreas Preuninger będący szefem oddziału GT w Porsche.
Zobacz także
– Jest wielu ludzi, którzy nie patrzą na stoper, będąc na torze. Oni chcą interakcji i samochodu dla kierowcy – tłumaczy Preuninger. – Dlatego porzuciliśmy ścieżkę bycia najszybszymi na Nurburgringu i myślenia tylko o czasach okrążeń.
Wypowiadający się o nowym Porsche 911 GT3 przedstawiciel niemieckiej marki powtórzył słowa Jamesa Maya mówiąc, że samochód, który będzie perfekcyjnie ustawiony pod Nurburgring, nie będzie dobrze jeździł po ulicach.
Czy zatem moda na Nurburgring ma sens? Niekoniecznie. Jest to po prostu marketingowy sposób na przyciągnięcie pewnej grupy klientów. To oznacza, że ten trend niedługo się skończy? Nic na to nie wskazuje. Odosobniony głos z Porsche raczej nic nie zmieni, tym bardziej, że niemiecka marka nie ma zamiaru rezygnować z testowania swoich modeli na Nordschleife. Z drugiej strony nie musi być to takie złe. Mający problemy finansowe tor też zdobywa popularność i korzysta na tym, że producenci samochodów chcą na nim sprawdzać swoje najnowsze konstrukcje.