Czego prawo kierowcy nie zabrania, na to pozwala. To powoduje chore sytuacje
Wyobraźcie sobie, że wprowadzono by obowiązek jazdy na ogumieniu zimowym, ale wystarczy je mieć tylko na jednej osi. Nonsens? Takich nonsensów jest znacznie więcej w prawie o ruchu drogowym i nikt specjalnie się nimi nie przejmuje. Za chwilę wam je przedstawię.
06.02.2019 | aktual.: 28.03.2023 11:55
Znacie zapis art. 60 ustawy "Prawo o ruchu drogowym" mówiący wszystko i nic?
"Zabrania się używania pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu osoby znajdującej się w pojeździe lub poza nim"
[i]Art. 60. ust. 1 "Prawo o ruchu drogowym"[/i]
To jeden z tych, który działa zależnie od interpretacji funkcjonariusza. Jest tak ogólny, że nie wiadomo, co ustawodawca miał na myśli. Kim jest osoba poza pojazdem? To może pieszy, czy jedynie ktoś siedzący na dachu? W praktyce podchodzi pod to praktycznie każde zachowanie od jazdy na ręcznym, poprzez driftowanie na rondzie, a na malowaniu oczu podczas jazdy kończąc.
Z drugiej strony w zasadzie ten przepis wyczerpuje temat bezpieczeństwa, ale jeśli pojawiają się dodatkowo precyzyjne zapisy, np. o konieczności zapinania pasów bezpieczeństwa, o zakazie trzymania w dłoni telefonu komórkowego i bycia pod wpływem alkoholu - te sytuacje też są używaniem pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu osób w lub poza nim – to wskazują niejako na to, że w zasadzie nie wiadomo, czego dotyczy przepis z art. 60.
To powoduje, że prawo traktujemy zbyt literalnie. W dobie smartfonów nie trzymamy słuchawki podczas rozmowy, ale umieszczamy smartfon na przyssawce i oglądamy sobie filmy, bo tego przepisy nie zabraniają. Czytania książki także. Widziałem już takich delikwentów w Warszawie.
Zobacz także
Czy prawo zabrania czytania SMS-ów na ekranie systemu multimedialnego? Nie. A wiecie, że niektóre mają nawet opcję odtwarzania filmów DVD podczas jazdy? Zresztą, wprowadzanie adresu do nawigacji samochodowej nie bardzo różni się od wprowadzania adresu do mapy Google na smartfonie – pierwsze wolno, drugiego nie.
Weźmy teraz ten nieszczęsny alkohol, który nierzadko prowadzi do tragedii na drodze. Ostatnio pojechałem do stolicy w stanie podgorączkowym komunikacją publiczną, by wrócić testowym autem już niestety z gorączką. Po powrocie do domu zmierzyłem temperaturę. Wynik: 38,5 st. C. Po odłożeniu termometru padłem jak kłoda i od godz. 19 spałem do rana.
Jadąc autem myślałem – czym ja się różnię od osoby po piwie? Czy jazda z podwyższoną temperaturą jest zabroniona? Nie. Czy jazda z silnym katarem jest zabroniona? Nie. A przecież w czasie kichania często zamyka się oczy i praktycznie traci kontrolę nad czymkolwiek. Na chwilę, ale jednak.
Wiecie, że można prowadzić auto z jedną ręką w gipsie? Jak myślicie, który kierowca lepiej wykona manewr omijania pieszego wybiegającego na jezdnię – ten z ręką w gipsie czy ten sprawny fizycznie po jednym piwie? Często wymaga to mocnego skrętu, a nawet przełożenia dłoni na kierownicy. Pytanie dodatkowe i retoryczne: który za śmiertelne potrącenie pieszego zostanie ukarany bardziej surowo?
Polskie prawo nakazuje podczas jazdy trzymanie jednej ręki na kierownicy. Szczerze mówiąc to nie wiem czy jedzenie hot doga podczas prowadzenia auta jest bezpieczne. Zwłaszcza gdy trochę sosu spadnie na ubranie. A wspomnę tylko, że jedzenie w czasie jazdy nie jest zabronione - za wyjątkiem taksówkarzy.
A co z nogami? Czy prowadzenie w tzw. szpilkach jest bezpieczne? Bo jedną nogą da się opanować w pełni samochód z automatyczną skrzynią biegów, pod warunkiem, że sprawna będzie prawa. A jednak mam wątpliwość co do możliwości skutecznego hamowania w długich szpilkach. Prawo nie zabrania w nich prowadzić.
Oczywiście prawo o ruchu drogowym egzekwuje to, co da się egzekwować. Policjant podczas kontroli nie będzie nam sprawdzał temperatury, chociaż... w dobie termometrów na podczerwień nie byłoby to trudniejsze od skontrolowania trzeźwości. Nie wypada jednak, by spoglądał kobiecie w krótkiej spódniczce na nogi, czy przypadkiem nie prowadzi w szpilkach. Łatwiej sprawdzić gips na ręce. Z drugiej strony, znam kierowców, którzy prowadzą jedną ręką auto lepiej niż ja obiema. Naprawdę, jechałem z kimś takim. Zresztą wiem o kierowcy, który prowadzi bardzo dobrze bez rąk.
Do czego dążę? Uważam, że przepis art. 60 ustawy wyczerpuje wszystko i nie trzeba tego precyzować, bo to prowadzi do takich właśnie sytuacji, jak opisałem wyżej - co nie jest precyzyjnie zabronione to jest dopuszczalne. Można oczywiście pójść w drugą stronę i doprecyzować, podopisywać opisane wyżej sytuacje, dostosowując trochę kodeks do współczesnych warunków. Ale nie jestem za komplikowaniem prawa.
Można też doprecyzować sam art. 60 dopisując ustęp o mniej więcej takiej treści:
"Kierujący podczas jazdy nie powinien wykonywać czynności utrudniających prowadzenie samochodu i powinien zachowywać się tak, by mieć nad nim pełną kontrolę".
A skoro już jesteśmy przy zmianie przepisów, to wrócę do wątku z początku artykułu. Obowiązek jazdy na oponach zimowych na jednej osi tak samo nie trzyma się kupy, jak zakaz prowadzenia po alkoholu i zezwolenie na prowadzenie podczas gorączki. Jak nakaz jazdy w pasach, jeśli w pojeździe jest tylko kierowca i zwolnienie z tego obowiązku kobiet w ciąży czy taksówkarzy. Jak zakaz wprowadzania adresu do nawigacji w telefonie i brak zakazu wprowadzania adresu w nawigacji przyczepionej do szyby. Nie jest więc bardziej bezsensowny niż powyższe przykłady.
Swoją drogą, to dziwne, że w Polsce wciąż nie ma obowiązku zakładania zimowego ogumienia na warunki zimowe. Bo nie jestem za obowiązkiem czasowym, na przykład od listopada do marca. Nie każdy tak naprawdę potrzebuje tych opon, nie każdy jeździ, gdy spadnie śnieg – serio znam takie osoby. Jednak zupełnie nie rozumiem, jak można jechać w góry bez opon zimowych.
Miałem "przyjemność" jeździć autem na współczesnych letnich oponach po śniegu i uważam, że to gorsze niż prowadzenie po spożyciu, w gorączce, z katarem, jedną ręką i jedną nogą w gipsie jednocześnie. Bo tu choćbyś był niesamowicie sprawny, nie masz praktycznie żadnej kontroli nad autem. Przy prędkości 30 km/h każdy zakręt to wyzwanie, a hamowanie sprawia, że jesteś pasażerem, nie kierowcą.
Wierzę, że dla naszych parlamentarzystów i ekspertów wprowadzenie obowiązku jazdy na zimówkach jest bardzo dużym wyzwaniem. Z jednej strony mamy potencjalne niezadowolenie kierowców, którzy są przecież wyborcami, z drugiej lobby oponiarskie. W jakim okresie, w jakich warunkach, kto miałby mieć ten obowiązek… za wiele pytań. Dlaczego więc nie skorzystać z innego ogólnego zapisu, który już istnieje? Wydaje mi się, że nawet znalazłem odpowiedni i okazuje się, że wystarczy zmienić w nim tylko jedną literę. Dosłownie!
W taryfikatorze mandatów jest tak opisane wykroczenie: "Spowodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym".
Za takie wykroczenie kierowca otrzymuje mandat od 200 do 500 zł i 6 pkt. karnych. Problem w tym, że dotyczy to już zdarzenia, które miało miejsce i które rzeczywiście spowodowało zagrożenie.
A gdyby tak… "[del] S [/del] powodowanie zagrożenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym"?
Po usunięciu jednej litery brzmi inaczej, prawda? Czyż jazda po śniegu czy oblodzonej drodze na letnim ogumieniu nie jest powodowaniem zagrożenia w bezpieczeństwie ruchu drogowego? Przecież to jazda bardziej niebezpieczna niż jakakolwiek inna – jeśli nie wierzycie, zapraszam do dowolnego ośrodka doskonalenia techniki jazdy na płytę poślizgową. Szybko wybijecie sobie z głowy: "... dawniej nie było opon zimowych i..."
Taki pojazd samym faktem poruszania się stanowi realne zagrożenie dla innych – nie może się normalnie zatrzymać, nie może skręcić. W tej konkretnej sytuacji jest zwyczajnie niesprawny. No i przy okazji, można by pod taki zapis podciągnąć znienawidzonych kierowców jadących zbyt wolno lewym pasem, wgapionych w smartfon, czy też czytających książki.
Żeby całe prawo było jednolite, a kodeks wykroczeń był spójny z kodeksem drogowym, proponuję zmienić delikatnie wspominany art. 60, w następujący sposób:
"Zabrania się używania pojazdu w sposób zagrażający bezpieczeństwu [del]osoby znajdującej się w pojeździe lub poza nim[/del] w ruchu drogowym". Proste, jasne, ogólne, ale niedopuszczające do absurdalnych sytuacji, jak na zdjęciu poniżej.