Chcesz kupić nowy samochód? Przypominamy o istnieniu tych zapomnianych
W salonie raczej ich nie zobaczysz, ale gdy zajrzysz na stronę importera, pomyślisz: "to wciąż jest sprzedawane?". Oto nasz przegląd rynku aut, które zostały zastąpione przez nowe modele, ale wciąż pozostają w produkcji, lub takich, o których większość kierowców już zapomniało.
26.03.2018 | aktual.: 30.03.2023 11:08
Najwięcej takich aut bez wątpienia ma Opel. Niemiecka firma – należąca obecnie do francuskiego PSA – od wielu lat prowadzi politykę kilkuletniej produkcji aut poprzedniej generacji. Tak było już z pierwszą Astrą, którą wytwarzano przez 4 lata od pokazania następcy. Podobnie było z Zafirą. Jak jest teraz?
W roku 2015 zaprezentowano nową Astrę K, która została samochodem 2016 roku. Auto świetnie przyjęło się na rynku, ale mimo to Opel nie zrezygnował z poprzednika.
Okroił tylko wersje nadwoziowe, pozostawiając w ofercie sedana oraz 3-drzwiowego hatchbacka GTC. Pozostawiono także starsze silniki, niektóre nie są już montowane w nowej Astrze. Czy warto zawrócić uwagę na ten model?
Klasyk za dobre pieniądze
Na tapet weźmy Astrę Sedan 1,6 (115 KM), której cena startowa to 60,9 tys. zł. Silnik ten nie jest oferowany do nowej Astry. Tu bazowa jednostka to 1.4 o mocy 100 KM, a za auto zapłacicie 61,4 tys. zł. Jak wygląda porównanie wyposażenia obu aut?
W starszej generacji standardem są elektrycznie sterowane szyby z tyłu, tempomat i wielofunkcyjna kierownica. Tego nowa Astra nie ma. Za tempomat i kierownicę z przyciskami trzeba dopłacić tylko 200 zł, natomiast tylnych szyb elektrycznych nie dokupicie do podstawowej wersji. Jednak to porównanie nie oddaje możliwości, jakie daje starsza generacja Opla.
Za 67 300 zł kupicie auto wyposażone w silnik 1.4 Turbo o mocy 140 KM. Porównywalna pod względem osiągów nowa Astra 1.4 T o mocy 125 KM – nowa generacja jest dużo lżejsza – kosztuje 71,8 tys. zł. Różnica wynosi 4,5 tys. zł na korzyść starszego modelu, a standard wyposażenia wyrównuje kosztujący 2950 zł pakiet Upgarde II.
Korzyść niby nie jest duża, ale trudno kupić kompakt o tej mocy w podobnej cenie. Do tego w starszym modelu macie bagażnik większy o 90 l. Oczywiście nowa Astra może być oszczędniejsza, ale…
I tu jest coś, co może was przekonać do starszego modelu – fabryczna instalacja LPG, której nie zamówicie do nowej Astry.
Za 72,3 tys. zł kupicie auto z instalacją montowaną na linii produkcyjnej, z silnikiem 1.4 T o mocy 140 KM w pełni przystosowanym do pracy na gazie. To wciąż cena niższa niż za 125-konną, benzynową Astrę 1.4 T.
Starszy nie zawsze tańszy
Przejdźmy teraz do Astry GTC, czyli zapomnianej już trochę odmiany 3-drzwiowej, stylizowanej na kompaktowe coupé. Auto jest oferowane w bogatej specyfikacji Sport i chyba wciąż pozostaje najładniejszą Astrą, jaką można kupić. Co ciekawe, auto jest droższe od nowego modelu.
Szukając stylu i osiągów porównajmy wersję 1.6 T o mocy 200 KM. 98 tys. zł to cena starszego modelu, natomiast nowszy kosztuje 89,8 tys. zł w najbogatszej specyfikacji Elite. Różnica na korzyść nowego to 8,2 tys. zł. Za poprzednią generacją nie przemawia także wyposażenie.
Ciekawostką jest natomiast fakt pozostawienia w ofercie wersji OPC, czyli topowej Astry z 280-konnym silnikiem. Hot hatch z krwi i kości, bezkompromisowy sportowiec, który nadal wyglądem może konkurować z najnowszymi modelami innych marek. Tylko niekoniecznie ceną, bo ta zaczyna się od 131,4 tys. zł.
Zobacz także
Opel bez konkurencji
Jest coś jeszcze. Opel Cascada, trochę zapomniany klasyczny kabriolet. Bardzo bogato wyposażone auto kupicie za 117,2 tys. zł i trudno znaleźć w podobnej cenie kabriolet dla czterech pasażerów.
Co więcej, producenci aut popularnych zrezygnowali z takich modeli, zatem poza Cascadą na rynku są tylko marki premium z autami w cenach powyżej 200 tys. zł.
Wyjątkiem jest tu BMW Serii 2 Cabriolet startujące z ceną 151,7 tys. zł. Ma pod maską 136-konny silnik benzynowy. Za 131 750 zł można kupić 200-konną Cascadę i jeszcze sporo dołożyć do wyposażenia mając 20 tys. zł w zapasie.
Zobacz także
Stary model od Fiata
Jeżeli przejrzycie dokładnie cennik Fiata, znajdziecie w nim model Punto. To samochód oferowany w jednej formie od 2005 roku! W międzyczasie przechodził liftingi, dostawał nowe silniki, ale obecnie nadchodzi jego zmierzch. Świadczy o tym wybór wersji.
Punto możecie zamówić tylko w jednej specyfikacji wyposażenia Easy z dwoma silnikami do wyboru: benzynowymi 1.2 (69 KM) oraz 1.4 (77 KM). Tylko manualna skrzynia biegów i lista standardowego wyposażenia ograniczona do absolutnego minimum, z którym klient może wyjechać z salonu po wpłaceniu 41,9 tys. zł za słabszą i 43,9 tys. zł za mocniejszą odmianę.
Opcje w tym aucie są z reguły tanie i dysponując budżetem na poziomie 50 tys. zł możecie mieć bogato wyposażone auto, lecz wciąż takie, które w przeprowadzonym niedawno teście Euro NCAP nie zdobyło żadnej gwiazdki.
Te modele naprawdę są w sprzedaży. Warto je kupić?
Chciałbym jeszcze wspomnieć o dwóch samochodach, których nie widujecie na ulicach, ale możecie je zobaczyć w salonie Seata. Mowa o maleńkim Mii oraz większym Toledo.
Seat Mii to auto bliźniacze ze Škodą Citigo i Volkswagenem up! Dlaczego nie zyskało popularności? Cena jest wyższa o 14 proc. od tej u Škody. A nie oferuje niczego ekstra poza 4-letnią gwarancją (czeska marka daje 2-letnią).
To "ekstra" jest dopiero Mii w specyfikacji Chic za 49,3 tys. zł lub Sport za 50,4 tys. zł, ale zaglądając w cennik Citigo, mamy nie mniej, a może nawet bardziej atrakcyjne Monte Carlo za 46 450 zł. Słowem: Seat Mii nie ma szans.
Seat Toledo to z kolei odpowiednik Škody Rapid. To już jednak inna oferta niż Mii. Choć jego cena jest wyższa od czeskiej siostry tylko o 600 zł w wersji podstawowej, to w tych pieniądzach macie auto z gwarancją dłuższą o dwa lata.
Wygląd to kwestia gustu, więc tego nie oceniamy. Dodajmy do tego korzystne pakiety wyposażenia Toledo, atrakcyjne wersje stylistyczne oraz dobre rabaty dilerskie ze względu na kiepski popyt i... trudno zrozumieć, dlaczego tak mało Toledo jeździ po ulicach.