Niemcy się nie patyczkują z piratami. Co nas szokuje, u nich jest normą

Niemcy się nie patyczkują z piratami. Co nas szokuje, u nich jest normą
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe | polizei.de
Filip Buliński

26.07.2024 12:13, aktual.: 26.07.2024 12:55

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W ostatnich dniach zarówno polskie, jak i niemieckie media żyją wyrokiem sądu skazującym 42-letnią Polkę na dożywocie. Kobieta za spowodowanie śmiertelnego wypadku pod Hanowerem była sądzona jak za morderstwo. Tymczasem dla naszych zachodnich sąsiadów nie jest to bezprecedensowy przypadek.

Przypomnijmy – do wypadku doszło w 2022 r. w pobliżu Hanoweru, w niemieckim Barsinghausen. Zebrany materiał dowodowy pozwolił stwierdzić sądowi, że 42-letnia Polka ścigała się z 41-letnim współpracownikiem. Na drodze, gdzie obowiązuje ograniczenie do 80 km/h, kobieta miała jechać 180 km/h. Wskutek swojej brawury, na zakręcie straciła panowanie nad autem i zderzyła się czołowo z nadjeżdżającym samochodem. Wskutek wypadku zginęło dwóch chłopców w wieku 2 i 6 lat.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Pierwszy wyrok sądu został ogłoszony już w kwietniu 2023 r. Kobieta miała spędzić za kratami 6 lat. Wówczas jednak Federalny Trybunał Sprawiedliwości uchylił wyrok i sprawa znów trafiła na wokandę. W międzyczasie zmieniono kwalifikację czynu ze spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym na morderstwo. Sprawa znalazła w ostatnich dniach swój finał, a kobieta usłyszała najsurowszy możliwy wyrok: dożywocie.

Niemcy traktują podobne przypadki niezwykle poważnie. Po głośnym wypadku w 2016 r., rząd zmienił prawo pozwalające traktować uczestników ulicznych wyścigów z wysoką surowością, szczególnie, jeśli wskutek ich zachowania ktoś zginie. Według § 315d niemieckiego kodeksu karnego, takie zachowanie traktowane jest nie jako wykroczenie, a jako przestępstwo, zagrożone karą więzienia do 10 lat. Już za sam udział w nielegalnym wyścigu można trafić za kratki na 2 lata.

Jest jednak jeszcze druga opcja, z której niemieckie sądu w ostatnich latach kilka razy skorzystały – zmiana kwalifikacji czynu na morderstwo, tak jak miało to miejsce w przypadku 42-letniej Polki. Precedens miał miejsce w kilka lat temu po głośnym wypadku w Berlinie w 2016 r. Wówczas dwóch młodych mężczyzn urządziło sobie wyścig na najbardziej ruchliwej ulicy w centrum Berlina, gdzie pędzili 170 km/h. Zginął 69-letni postronny kierowca.

Choć pierwszy wyrok sądu o dożywocie dla głównego został uchylony przez Federalny Trybunał Sprawiedliwości, za drugim razem wyrok został już podtrzymany. Drugi z kierowców trafił za kratki na 13 lat. To rozpętało dyskusję wokół piratów drogowych mających za nic ludzkie życie, a niemieckie sądy zaczęły rozpatrywać podobne przypadki w kategorii morderstwa.

Kolejny przypadek miał miejsce w 2017 r. w Hamburgu. Tam pijany 24-latek bez prawa jazdy ukradł taksówkę, po czym uciekał przed policją ulicami miasta pędząc nawet 150 km/h. Wskutek czołowego zderzenia z postronnym autem zginęła jedna osoba. Sąd uznał, że ucieczka młodego mężczyzny była swoistym, samozwańczym wyścigiem ulicznym, a prowadząc w ten sposób miał świadomość, że kogoś zabije. Został skazany za morderstwo oraz podwójne usiłowanie morderstwa na dożywocie.

Dalszych przypadków nie brakuje. W 2018 r. w Berlinie kierujący uciekał przed policją i potrącił 22-letnią studentkę. Wskutek wypadku zginął także 18-letni pasażer uciekiniera. Wyrok: dożywocie za podwójne morderstwo.

W następnym roku dwóch młodych kierowców w miejscowości Moers urządziło sobie uliczny wyścig, jadąc przez miasto ok. 170 km/h. Jeden z kierowców uderzył w samochód prowadzony przez 43-letnią kobietę, która zginęła po kilku dniach wskutek odniesionych obrażeń. Sąd skazał go na dożywotnie pozbawienie wolności za morderstwo. Drugi z kierowców usłyszał z kolei wyrok 3 lat i 9 miesięcy za udział w wyścigu.

Wypadek Polki jest więc kolejnym przypadkiem, w którym niemiecki sąd rozpatruje motywacje i zachowanie kierującego pod kątem zamierzonego i w pełni świadomego działania. Poruszając się z tak wysoką prędkością i rażąco łamiąc przepisy ruchu drogowego, kierujący musi mieć świadomość możliwości pozbawienia kogoś życia. Choć w Polsce nie brakuje równie szokujących przypadków, sądzenie kierowcy jak za morderstwo wydaje się dla nas czymś odległym.

Nie oznacza to, że nie podejmowano podobnych prób. Tak było m.in. po wypadku z jesieni 2019 r., kiedy kierowca BMW śmiertelnie potrącił mężczyznę przechodzącego przez pasy z rodziną. Wówczas postawiono mu zarzut zabójstwa z zamiarem ewentualnym, ale w toku śledztwa zmieniono kwalifikację czynu na nieumyślne spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym, ponieważ, jak argumentował sąd, kierowca "podjął manewr hamowania, jeszcze zanim zobaczył mężczyznę na przejściu". Nie godził się więc na pozbawienie kogoś życia. Mężczyzna usłyszał wyrok 7 lat i 10 miesięcy.

Zarzut zabójstwa i usiłowania zabójstwa z zamiarem ewentualnym prokuratura postawiła także mężczyźnie, który na początku 2019 r. poruszał się pod prąd autostradą A1. Na wysokości miejscowości Ropuchy, doszło do czołowego zderzenia z autem dostawczym, wskutek czego zginęła 44-letnia kobieta. Sprawca poruszał się nocą, mając włączone tylko światła awaryjne. Co więcej, miał 3,34 promila alkoholu w organizmie.

Temat "drogowego morderstwa" powrócił przy okazji innego wypadku na autostradzie A1, który miał miejsce we wrześniu 2023 r. Wówczas kierowany przez Sebastiana M. samochód uderzył z prędkością ok. 250 km/h w tył Kii, którą podróżowała trzyosobowa rodzina. Wskutek uderzenia Kia zapaliła się, a pasażerowie spłonęli żywcem.

Pierwotne komunikaty policji mówiły o "niewyjaśnionym zjechaniu Kii w bariery", całkowicie bagatelizując oczywisty udział drugiego auta w wypadku. Dzięki opieszałości w działaniu służb, prawdopodobny sprawca uciekł za granicę, gdzie ukrywał się. Mimo jego zatrzymania w Zjednoczonych Emiratach Arabskich niespełna miesiąc po wypadku, wciąż nie udało się doprowadzić do jego ekstradycji do Polski.

Bulwersująca była także sprawa 41-letniego Adama W., który spowodował wypadek będąc pod wpływem alkoholu oraz środków odurzających. Co więcej, spożywał on alkohol i zażywał narkotyki podczas samej jazdy. Prowadził on busa z pięcioma pasażerami na pokładzie. Wskutek wypadku, do którego doszło także na autostradzie A1, śmierć poniosło dwóch pasażerów wspomnianego busa. Kierowca został niedawno skazany na 10 lat więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Został oskarżony "jedynie" o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz prowadzenie pod wpływem alkoholu i narkotyków.

policjaprzepisyprawo
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (30)
Zobacz także