Wypadek Tesli na autopilocie i szybka odpowiedź firm ubezpieczeniowych

W Stanach Zjednoczonych doszło do dość dziwnego wypadku z udziałem samochodu marki Tesla. Właściciel twierdzi, że auto samo ruszyło w stronę budynku i się rozbiło. Jedna z firm ubezpieczeniowych już przygotowała ofertę dla takich klientów.

Wypadek Tesli na autopilocie i szybka odpowiedź firm ubezpieczeniowych
Źródło zdjęć: © fot. MATHWHIZ / TESLA MOTORS FORUM
Marcin Łobodziński

09.06.2016 | aktual.: 02.10.2022 08:01

Tak naprawdę, obie sprawy nie mają ze sobą nic wspólnego, ale łączy je jedna rzecz – wyszły na jaw mniej więcej w tym samym czasie. Zacznijmy jednak po kolei, czyli od wypadku z udziałem samochodu Tesla Model X.

Właściciel nowiutkiego Modelu X na forum poświęconym marce forums.teslamotors.com napisał, że samochód niespodziewanie sam ruszył do przodu i zatrzymał się dopiero na budynku. Skutek to wystrzelone poduszki powietrzne i zniszczony przód auta. Co gorsza, poparzona poduszką została żona właściciela. Rzekomo do tragedii nie doszło tylko dlatego, że Tesla miała skręcone koła. Gdyby pojechała na wprost, wjechałaby do sklepu gdzie przebywali ludzie.

Samochód trafił do serwisu, gdzie został gruntownie zbadany, a niedługo po całym zajściu Elon Musk oświadczył, że do zdarzenia doszło wyłącznie z winy użytkownika, ponieważ pojazd był w trybie manualnym, a nie na autopilocie. Nie miał nawet włączonego tempomatu. Dane z komputera sterującego napędem jasno mówią o prędkości 10 km/h z jaką poruszała się Tesla i nagłym wciśnięciu pedału przyspieszenia do podłogi. Jeżeli jest to prawda, to użytkownik wyszedł na kiepskiego kierowcę – prawdopodobnie pomylił pedał gazu z hamulcem – lub chce wyłudzić odszkodowanie.

Wracając jeszcze do Tesli, nie jest to pierwsze tego typu zdarzenie. Za Oceanem nagłośniono dwa, które również skończyły się kolizją. W pierwszym przypadku auto w trybie asystenta parkowania wjechało pod przyczepę, w drugim na tempomacie nie wyhamowało przez samochodem poprzedzającym i wjechało w niego. W obu przypadkach nie mamy do czynienia z trybem autonomicznym, lecz półautonomicznym, w którym to na kierowcy ciąży odpowiedzialność za prowadzenie pojazdu i zdarzenia wynikłe na wskutek błędów.

Co jednak będzie w przyszłości, którą producenci samochodów widzą jako drogi pełne autonomicznych pojazdów? Co będzie, gdy błąd popełni maszyna, a nie człowiek? Kto wówczas odpowie?

Na chwilę obecną towarzystwa ubezpieczeniowe nie są gotowe na podobne sytuacje, ale z drugiej strony, sami producenci aut nie oferują jeszcze trybu autonomicznego, który zwalniałby kierowcę całkowicie z kontroli nad pojazdem. Gdy włączamy tzw. asystenta parkowania, zawsze na ekranie systemu multimedialnego pojawia się komunikat o konieczności kontrolowania otoczenia. Oznacza to, że nawet podczas autonomicznego parkowania, to użytkownik odpowiada za skutki kolizji. Musi się to jednak zmienić, gdy kontrolę nad pojazdem przejmą komputery.

W zasadzie to już powoli się zmienia. I to właśnie jest nasz drugi temat. W tym samym czasie, gdy pojawiły się doniesienia o rzekomym wypadku na autopilocie, w Wielkiej Brytanii pojawiło się towarzystwo ubezpieczeniowe, które oferuje polisę "driverless car insurance" dla pojazdów autonomicznych. Jest to firma Adrian Flux, która 7 czerwca przedstawiła warunki ubezpieczenia. Posiadacz polisy ma być chroniony gdy w aucie brakuje aktualizacji oprogramowania, gdy samochód zostanie skradziony lub okradziony w wyniku włamania do systemu informatycznego, gdy dojdzie do awarii systemów nawigacji i oprogramowania lub nie będzie można przejąć sterowania pojazdem w trybie autonomicznym i dojdzie do kolizji lub wypadku drogowego. Zakres ubezpieczenia jest jeszcze dość ograniczony, ale to krok we właściwym kierunku. W przyszłości według projektu brytyjskiej ustawy The Modern Transport Bill ubezpieczyciele OC będą musieli pokryć szkody powstałe w wyniku autonomicznej jazdy, niezależnie od tego, czy błąd popełni kierowca czy sam samochód.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)