Wygląda niepozornie, ale do Polski trafi tylko 5 sztuk. Jeździłem jedną z nich
Włosi opanowali do perfekcji utrzymywanie modelu przy życiu za pomocą wypuszczania kolejnych edycji. Do tej pory królowały w tym Fiat i Abarth, a teraz rówież Alfa Romeo postanowiła pójść w ślady koncernowego rodzeństwa. Efektem jest limitowana edycja Giulii i Stelvio Super Sport, które trafią nad Wisłę w mocno ograniczonym nakładzie. Miałem okazję poznać się z nimi nieco bliżej.
Czymże byłaby motoryzacja bez motorsportu. Pasja rywalizacji, rozwój i chęć prześcignięcia konkurencji napędzała do działania od dekad. Liczbę fascynujących i legendarnych aut będących efektem tych działań trudno dziś zliczyć. Alfa Romeo czasy świetności w dziedzinie sportu ma niestety za sobą – nie pomógł też wielki powrót do Formuły 1. Tym niemniej historia marki usłana jest sukcesami.
Jeden z ważniejszych miał miejsce w 1928 r. To wówczas Giuseppe Campari i Giulio Ramponi wygrali w Alfie Romeo 6C 1500 Super Sport wyścig Mille Miglia. Na metę dojechało 40 z 82 załóg, natomiast zwycięska drużyna pokonała 1621 km w 19 godzin, 14 minut i 5 sekund ze średnią prędkością 84,128 km/h. Było to pierwsze z 11 zwycięstw aut tej marki w słynnym wyścigu.
To wystarczający powód, by wypuścić specjalną, limitowaną edycję Giulii i Stelvio Quadrifoglio. Zastanawiam się jednak, czy nie lepiej było poczekać do 100-lecia? W końcu to ważna dla marki data. Może jednak w 2028 r. nie będzie już za bardzo "czym" świętować, a Giulia i Stelvio nie wytrwają na rynku tak długo?
Odpowiedź pewnie poznamy niedługo, ale wróćmy do samej formy świętowania, bowiem kilka egzemplarzy Giulii oraz Stelvio Super Sport przyjechało do Polski, a ja miałem okazję poznać je osobiście. Czemu to takie wyjątkowe? Alfa Romeo wypuści bowiem łącznie tylko 450 egzemplarzy wersji Super Sport – 275 sztuk Giulii i 175 sztuk Stelvio.
Do polskich klientów trafi zaledwie po pięć sztuk każdego modelu. Dwie Giulie i jedno Stelvio już zamówiono. Spotkanie takiego auta na ulicy będzie więc czymś nadzwyczajnym. Tym niemniej rozpoznanie edycji limitowanej będzie wymagało wprawnego oka.
Za bazę do stworzenia edycji Super Sport posłużyły wersje Quadrifoglio, które uzupełniono kilkoma smaczkami. Pierwszym znakiem rozpoznawczym jest szerokie zastosowanie włókna węglowego w ozdabianiu nadwozia. Materiał użyto m.in. w listwie okalającej scudetto, na obudowie lusterek, natomiast za dopłatą w Giulii możemy zamówić dach z rzeczonego tworzywa. Jakie korzyści pod kątem masy z tego wynikają, producent jednak nie podaje.
Kolejnym elementem są czarne zaciski hamulcowe oraz ograniczona do trzech odcieni paleta barw. Czy to wszystko? Otóż nie. Alfa Romeo szczyci się bowiem jeszcze całkowicie "nowym", odmienionym znakiem czterolistnej koniczyny, która po raz pierwszy jest na… czarnym tle.
Nieco szybciej rozpoznacie edycję Super Sport, jeśli zasiądziecie w środku – tu czeka bowiem wykończenie z surowego, nieosłoniętego czerwonego włókna węglowego, które robi świetne wrażenie. Dla przypomnienia marka wyhaftowała także na zagłówku odpowiednią liczbę – "1 di 275" lub "1 di 175" w zależności do modelu. I jeśli spodziewacie się więcej, to niestety mam dla was złą wiadomość.
To wszystko
Uważam, że Alfa Romeo zmarnowała potencjał tak fajnej okazji i nazwy. Przychodząc do salonu i słysząc o mocno limitowanej edycji "Super Sport" opartej na wersji z 2,9-litrowym V6 BiTurbo, spodziewałbym się przede wszystkim większej mocy i lepszych osiągów, a nie kilku dodatków stylistycznych i "przełomu", w postaci czterolistnej koniczyny na czarnym tle.
Zarówno Giulia, jak i Stelvio Quadrifoglio to świetne samochody sportowe, którym niewiele brakuje do ideału, a ta edycja była dobrą okazją, by do wspomnianego ideału się jeszcze bardziej zbliżyć. W dniu jazd dostałem kluczyki do pierwszego z tych aut i choć model jest na rynku już od 8 lat, w dalszym ciągu angażuje, uwodzi i fascynuje.
Układ kierowniczy jest cudownie naturalny i namiętny. Określenie, że koła zdają się przedłużeniem rąk, może wydawać się trywialne, ale tutaj pasuje jak ulał. Od pierwszych metrów czuć zespolenie z autem. Zupełnie jakbyście jeździli nim od dawna. Giulia Quadrifoglio, choć stworzona w drugiej dekadzie XXI w. i nafaszerowana systemami wspomagającymi, w kontakcie zdaje się autem "jak dawniej".
Manualna skrzynia została co prawda porzucona lata temu, ale w dalszym ciągu cała moc wędruje wyłącznie na tylne koła, a całkowite wyłączenie kontroli trakcji, by soczyście zarzucać biodrami, jest jak najbardziej możliwe. Rozsądnie zestrojone zawieszenie pozwala znaleźć spokój w codziennej jeździe, natomiast na wymagających odcinkach pokazuje swoją wybitnie sportową, dopracowaną stronę.
Do tego świetnie skrojona pozycja za kierownicą i 520 KM oraz 600 Nm pod prawą nogą. 2,9-litrowe V6 z brutalną wściekłością wkręca się na obroty, choć nieprowokowane potrafi być zaskakująco potulne (ale oszczędne – już niekoniecznie). Jedyny grymas wywołuje dźwięk z układu wydechowego, który przez zaostrzające się normy głośności został pozbawiony pierwotnej dzikości.
Obecny na pokładzie układ firmy Akrapovic stara się co prawda ratować sytuację, ale nie potrafię się pozbyć wrażenia, że na niskich obrotach Alfa brzmi, jakby pod maską skrywała nie 6 cylindrów, ale zaledwie połowę tej liczby. Rywalom sztuka wydobycia odpowiedniej akustyki wychodzi nieco lepiej.
Na szczęście Włosi nie każą sobie słono płacić za tę wyjątkowość. O ile wersje GTA i GTAm kosztowały krocie (co mimo wyjątkowości i dodatków budziło wątpliwości), tak by wejść w posiadanie limitowanej wersji Super Sport, wystarczy dopłacić 22 tys. zł do odmiany Quadrifoglio. Jeśli interesuje was Giulia, wydacie łącznie 500 tys. zł, natomiast w przypadku Stelvio całkowity koszt to 540 tys. zł.