Wołga powróci. Rosjanie ogłaszają sukces, a Chińczycy zacierają ręce
Po wybuchu wojny w Ukrainie i związanych z nimi sankcjach rosyjski przemysł motoryzacyjny sięgnął dna. Tamtejsze władze zapowiadają jednak spektakularne odbicie. Pytanie, kto najbardziej na tym skorzysta?
05.01.2024 | aktual.: 05.01.2024 12:07
Jeszcze na początku 2022 roku nastroje w rosyjskiej branży motoryzacyjnej były co najmniej niezłe. W kraju działało kilka prężnych fabryk zagranicznych producentów - w Kałudze swoje zakłady miało Mitsubishi, Stellantis i Volkswagen, Mercedes produkował pod Moskwą, a Hyundai działał w Petersburgu.
Nie sposób nie wspomnieć także o Renault, które nie tylko produkowało w Rosji, ale i było kluczowym partnerem państwowego koncernu AvtoVAZ. To właśnie dzięki francuskiemu wsparciu tanie łady stały się cywilizowanymi pojazdami zbliżonymi do budżetowych konstrukcji z Europy.
Co więcej, nie tylko rosyjska gospodarka, ale i klienci byli otwarci na produkty z zagranicy. W 2021 roku w pierwszej dziesiątce sprzedaży, za wiodącymi Ładami uplasowały się takie modele jak Kia Rio, Hyundai Creta, Hyundai Solaris czy Škoda Rapid. Dziś na próżno szukać ich na tamtejszym rynku. Po inwazji Rosji na Ukrainę i sankcjach Rosjanie są skazani na produkty lokalne, (które bez wsparcia Renault są tylko cieniem dawnej świetności) lub rosnące w siłę marki z Chin.
Propaganda ma się dobrze
Jeszcze w 2022 roku, zaledwie kilka miesięcy po wybuchu wojny, Rosjanie z dumą zapowiedzieli wskrzeszenie swoich narodowych marek, m.in. Moskwicza i Wołgi - mającymi być dowodem na to, że tamtejsza motoryzacja nie potrzebuje Europy. Szybko jednak okazało się, że Moskwa nie tylko nie jest w stanie samodzielnie stworzyć cywilizowanego pojazdu, ale nawet utrzymać poziomu jakości już produkowanych aut, porównywalnego z tym sprzed wojny. Europę zastąpili więc Chińczycy.
Szumnie zapowiadany Moskwicz został pokazany już w listopadzie 2022 roku. Okazał się niczym innym, jak chińskim SUV-em JAC JS4 ze zmienionym logo producenta i nazwą. Zaskakująco ciekawym stylistycznie i nowoczesnym, lecz jednocześnie całkowicie pozbawionym rosyjskiego rodowodu. Rosyjski pierwiastek ogranicza się w tym przypadku do miejsca produkcji, jakim jest była fabryka Renault przejęta od Francuzów po ich wycofaniu się i przemianowana na "Moscow Automobile Plant Moskvich".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wołgę czeka podobny los
Wołga ma być kolejną "rosyjską" marką przywróconą do życia w najbliższym czasie. W niedawnym wywiadzie udzielonym agencji TASS potwierdził to Minister Przemysłu i Handlu, Denis Manturow.
Jak wyjaśnił, kwestie administracyjne są już na końcowym etapie. Rozpoczęcie produkcji zapowiedziano na połowę 2024 roku. Tempo prac może imponować, ale tylko jeśli pominiemy kwestię "zagranicznych partnerów", których Manturow enigmatycznie wspomina w wywiadzie.
Dodaje, że auto będzie wyróżniać się "absolutnie nowoczesnym wyglądem, z logo znanym całemu światu - z jeleniem". Na samym logo się nie skończy, gdyż wspomina także o wizualnych inspiracjach oryginalną Wołgą. Trudno jednak mieć wątpliwości, że będzie to kolejny chiński samochód ze zmienionymi detalami.
Wielka szansa dla Chin
Osłabiony rosyjski rynek motoryzacyjny stał się łatwym celem dla chińskich producentów, którzy przed wojną stanowili tam absolutny margines. Wystarczyło jednak kilkanaście miesięcy, by sytuacja zmieniła się diametralnie. Nietrudno o wrażenie, że Rosjanie pozbawieni wsparcia Europy całkowicie oddali się w chińskie ręce. Świadczą o tym nie tylko nowe Moskwicze czy Wołgi, ale sama struktura rynku.
Jak informuje rosyjski serwis "Autostat.ru", tylko w 2023 roku w Rosji zadebiutowało aż 19 chińskich marek, a pod koniec trzeciego kwartału ich całkowity udział w rynku sięgał blisko 60 proc. (dane autostat.ru). Biorąc pod uwagę zapowiedzi płynące z Rosji, liczby te będą tylko rosnąć.
Nawet jeśli nowe "wołgi" i "moskwicze" będą uwzględniane w statystykach w postaci lokalnych marek", wciąż pozostaje kwestia silnej ekspansji rynkowej ze strony Chin oraz przenoszenia produkcji do Rosji. W byłych zakładach Volkswagena w Kałudze wystartował pilotażowy montaż chińskich aut marki Chery. Podobny los czeka dawne fabryki Hyudaia, co zresztą w wywiadzie dla agencji TASS potwierdził sam minister Manturow.