Widziałem Lamborghini Huracána Tecnikę na żywo. To coś dla tych, którzy nie mogą się zdecydować
Huracán powoli szykuje się na pożegnanie ze sceną. Zanim to jednak nastąpi, Włosi wypuszczą jeszcze dwie wersje. Pierwsza to Tecnica, którą miałem okazję niedawno zobaczyć na żywo w Warszawskim salonie. Jeśli wam się podoba, mam niestety złą wiadomość.
Łabędzim śpiewem wielu modeli jest zazwyczaj ich najbardziej hardcorowa wersja. Zebranie wszystkich najlepszych cech i dodanie porządnej dawki habanero. Ale Lamborghini postanowiło z Huracánem zrobić nieco inaczej. Bo topowy STO pojawił się już jakiś czas temu, a na zakończenie zapowiedziano dwa inne auta.
Jedno z nich będzie... nietypowe. Chodzi bowiem o wersję Sterrato, która ma być równie skuteczna na asfalcie, jak i poza nim. Na to jeszcze musimy jednak jeszcze poczekać. Bo drugim autem wieńczącym linię Huracánów jest Tecnica, która niedawno przyjechała w odwiedziny do warszawskiego salonu i miałem okazję przyjrzeć się jej z bliska.
Bo dopiero z bliska widać misterne detale
Lamborghini Huracán Tecnica jest dla tych, którzy z jednej strony chcą brutalności STO, ale z drugiej cenią sobie większą "wszechstronność" EVO. Tecnica ma w teorii łączyć te dwa światy, ale na pierwszy rzut oka z daleko trudną ją jednoznacznie rozpoznać. W końcu nie obnosi się wlotem na dachu czy dużym spojlerem.
Dlaczego więc klient miałby dopłacić kilkadziesiąt tys. do poziomu 200 tys. euro (nie wliczając w to podatków)? Otóż powodów jest kilka. Po pierwsze, w przeciwieństwie do STO, w Tecnice otrzymamy "funkcjonalny" bagażnik, zamykany maską z włókna węglowego, który okraszony jest od przodu przeprojektowanym zderzakiem.
Poza innymi przetłoczeniami zyskał dodatkowe wloty do chłodzenia węglowo-ceramicznych tarcz hamulcowych. A te znajdziemy w standardzie. Zderzak ma też ważne zadanie zmniejszenia zawirowań pod autem, a dzięki kształtowi zmniejsza opór aerodynamiczny o 20 proc. względem EVO. Wspomniane wloty kształtem przywołują na myśl Lamborghini Siana.
W kwestii aerodynamiki uwagę poświęcono także spojlerowi, który, choć wciąż nie krzyczy swoim rozmiarem, to generuje 35 proc. więcej docisku, niż w EVO. To m.in. te elementy mają dawać Tecnice przewagę nad tańszym modelem, np. podczas torowych zmagań. Kolejnym wyróżnikiem jest skromny, ale bardzo gustowny wlot tuż za drzwiami, na wysokości okien.
Największe zmiany zaszły jednak z tyłu, w okolicy serca Huracána Tecniki. Zastosowano tu całkowicie nową klapę, której lwia część składa się z włókna węglowego, co nie tylko dodaje ostrości i wygląda jak swoisty drut kolczasty chroniący najgroźniejszy element auta, ale doskonale komponuje się także z dyfuzorem, nad którym znajdziemy kolejny wyróżnik — heksagonalne końcówki wydechu.
Sam układ wylotu spalin także został poprawiony, by w jeszcze soczystszy sposób obwieszczać okolicy obecność wolnossącego V10. Częsta obecność włókna węglowego nie jest przypadkowa, ponieważ jednym z celów Lamborghini było obniżenie masy Huracána Tecniki. Wyjściowo zrzucono 10 kg, ale jeśli ktoś życzy sobie lepszej kuracji, może zamówić m.in. lżejsze boczki drzwiowe.
Cała naprzód na tylne koła
Stawiana między EVO i STO, Tecnica przejęła układ napędowy od tego drugiego, co oznacza, że 5,2-litrowe, wolnossące V10 krzesze tutaj 640 KM i 565 Nm, a całość trafia wyłącznie na tylne koła, za pośrednictwem 7-biegowej, dwusprzęgłowej skrzyni. W sprincie do setki musi jednak oddać koronę STO, bo robi to w 3,2 s.
Jeśli jednak macie ochotę na soczyste drifty, nie będzie z tym najmniejszego problemu. Lepiej jednak uważać na krawężniki, bo Lamborghini przewidziało do Huracána Tecniki specjalny wzór 20-calowych felg, ochrzczony nazwą Damiso.
Nieco zmodyfikowany został także mózg auta, który czuwa nad każdym elementem — system LDVI, którego rozwinięcie nie brzmi już tak bezdusznie — Lamborghini Dinamica Veicolo Integrata. Zarządza on tak systemem wektorowania momentu obrotowego, skrętną tylną osią czy systemem P-TCS (Performance Traction Control System), by dostosować zachowanie auta do wybranego trybu jazdy i wycisnąć z kierowcy ostatnią kropelkę potu na torze.
Nietrudno się więc domyśleć, że za ten włoski kunszt inżynieryjny trzeba słono zapłacić. Jak wcześniej wspomniałem, ceny startują od 200 tys. euro, jednak należy do tego doliczyć wszelkie podatki. Cena może jednak być znacznie wyższa, bowiem program Ad-Personam umożliwia dobranie praktycznie dowolnego koloru, zarówno nadwozia, jak i elementów wykończeniowych w środku.
Jeśli nabraliście ochoty na Lamborghini Huracána Tecnikę, mam dla was jednak złą wiadomość. Listy zamówień są już pełne, a tym, którym się udało i tak trochę poczekają na swoją sztukę. Ale nie martwcie się, podobno kilka egzemplarzy trafi do Polski, więc namierzenie auta na ulicy nie będzie graniczyło z cudem.