Test wideorejestratora Prido X6 GPS, czyli jak unowocześnić stary samochód za 650 zł
Do wideorejestratorów nikogo przekonywać już nie trzeba, dlatego producenci opracowują rozwiązania z większą liczbą funkcji. Niektóre wyposaża się np. w systemy bezpieczeństwa znane z nowoczesnych samochodów. Inne, jak testowy Prido X6, to prawdziwe combo zmieniające oblicze auta. W teorii, a jak w praktyce?
23.04.2022 | aktual.: 14.03.2023 12:27
Wideorejestrator Prido X6 GPS to jeden z najnowszych produktów polskiej marki. Przybrał formę lusterka wstecznego z umieszczoną w nim kamerą przednią, którą można sparować z kamerą tylną. Dwie kamery to coraz częstsza propozycja producentów tego typu urządzeń, ponieważ widok i nagranie z tyłu też niekiedy przydają się w razie kolizji czy sytuacjach nietypowych, ot choćby jak ta opisana w poniższym tekście.
Główne cechy, jakie interesowały mnie w tym urządzeniu, to dodatkowe funkcje, których moje ponad 20-letnie auto nie ma, a nowe mają. Są to system ADAS składający się z asystenta pasa ruchu oraz systemu ostrzegającego przed możliwością kolizji z autem poprzedzającym, a także funkcja kamery cofania zapewniona przez tylną kamerę.
Co mamy w opakowaniu?
Duże opakowanie z produktem za 649 zł zawiera sporej wielkości i dość ciężką nakładkę na lusterko, niewielką kamerę tylną mocowaną na taśmę klejącą lub wkręty, a także pełne okablowanie wystarczające by urządzenia te zasilić i ze sobą połączyć (ponad 6 m przewodu).
Jest też wtyczka do gniazda 12V z dwoma portami USB, co umożliwia zasilanie jeszcze jednego, dodatkowego urządzenia, a także akcesoria do prowadzenia przewodu z kamery tylnej do przedniej i ściereczka. Nie zabrakło instrukcji obsługi.
Całość wygląda bardzo dobrze, nawet użyję określenia, że wygląda na produkt wysokiej jakości. Co wcale nie jest tak oczywiste przy tej półce cenowej. "Made in China" nie oznacza już zawsze tandety.
Ekran wideorejestratora Prido X6 zajmuje niemal całą powierzchnię lusterka, ma on aż 9,66 cala. Dzięki temu obsługa – w pełni dotykowa – jest łatwa, a obraz z kamer bardzo duży w porównaniu z klasycznymi kamerkami.
Ekran jest też lustrem, trochę ciemniejszym niż klasyczne, więc nie trzeba przyzwyczajać się do obrazu z kamery. Można go wyłączyć lub sam wygaśnie i wtedy korzystamy jak z klasycznego lusterka. Nawet i bez tego w szkle odbija się wystarczająco dużo, by przy włączonym ekranie nadal widzieć, co dzieje się za autem.
Montaż w praktyce
Montaż kamer to nie jest zadanie na kilkanaście sekund, jak to bywa z małymi kamerkami na przyssawkę lub klej. Porządne zamocowanie nakładki na lusterko to już zadanie na 2-3 minuty i warto zawczasu, jeśli miejsca nad lusterkiem nie jest za dużo, powpinać wszystkie wtyczki oraz włożyć kartę pamięci. W praktyce lusterko mocuje się dwiema gumkami i muszą być one mocno napięte, mocniej niż się wstępnie wydaje, by całość nie wibrowała na nierównościach.
Jeśli mamy do czynienia ze starszym autem z niedużym lusterkiem wstecznym, jak w moim przypadku, to przez swoją masę nakładka i tak może drżeć na niektórych odcinkach dróg, ponieważ ramie mocujące lusterko nie jest przystosowane do takich obciążeń. Jest to nieduża wada, która wynika po prostu z konstrukcji auta, a nie kamery.
Wspomnę jeszcze o samej kamerze, która jest zamontowana na wysuwanej nasadce, co przydaje się wtedy, kiedy lusterko w aucie jest duże i mogłoby zasłonić soczewkę. Dodatkowo samą kamerę można regulować w niewielkim, ale zupełnie wystarczającym zakresie. Tu brakuje tylko trochę większego oporu, bo lekkie uderzenie w obiektyw zmienia jego kąt.
Tylna kamera nie ma tego problemu, a co więcej, zmiana jej kąta ustawienia jest łatwa, a ten pozostaje taki jak ustawiliśmy nawet po długim czasie eksploatacji na nierównych drogach. Ja zleciłem jej montaż elektrykowi, by zrobił to schludnie i zgodnie ze sztuką, bo trzeba pamiętać o tym, że aby tylna kamera służyła też jako kamera cofania, musi zostać podłączona do światła cofania, które daje sygnał do jej uruchomienia. Co prawda działa ona zawsze, jeśli jest zasilana, ale włączenie wstecznego daje obniżony obraz i zawsze zmienia go na lusterku.
Wideorejestrator jako kamera cofania
Nieskromnie przyznam, że to mnie ciekawiło najbardziej. Niestety to jest też moim największym rozczarowaniem, jeśli chodzi o ten produkt. Aby zrozumieć moje oczekiwania, chciałbym to nieco wyjaśnić. Trzeba bowiem wyraźnie podkreślić różnicę pomiędzy tym przykładowym zestawem, a klasycznym zestawem dwóch kamer – przedniej i tylnej.
Chodzi o to, że Prido X6 jest komunikowane przez producenta jako urządzenie, którego tylna kamera pełni funkcję kamery cofania. Natomiast klasyczne zestawy niekoniecznie, więc zadanie tylnej kamery kończy i zaczyna się na tym, że ma rejestrować obraz z tyłu - nic ponadto. Ekrany są często za małe, by obserwować widok z tyłu. Natomiast w Prido X6 ekran jest wielki, co daje spore możliwości. W teorii.
Niestety w praktyce nie jest tak dobrze, jak mogłoby się wydawać. To nadal jest kamera tylna, a nie kamera cofania, choć na obrazie na lusterku wyświetlają się nawet linie pomocnicze, a kąt widzenia obniża się po włączeniu wstecznego. Niewiele nam po tym, kiedy całe pole widzenia jest mocno ograniczone.
Każda fabryczna kamera cofania w samochodzie ma szerokokątną soczewkę pokazującą obraz w pionie od krawędzi zderzaka, która jest punktem odniesienia przy parkowaniu, po horyzont lub nawet wyżej. W poziomie też takie kamery "widzą" bardzo szeroko.
W przypadku kamery tylnej Prido tak nie jest. Owszem, jest to funkcja przydatna przy cofaniu i nawet lepsza niż lusterko wsteczne (choć wymaga przyzwyczajenia), ale parkowanie na centymetry nie jest możliwe. A jeśli nawet ustawimy tylną kamerę tak nisko, by widzieć krawędź zderzaka, to wtedy widzimy tylko to i nawierzchnię – tracimy funkcję kamery tylnej, a co więcej, po uruchomieniu obrazu tracimy też widok w lusterku wstecznym.
Podsumowując tę funkcję – nazwanie tylnej kamery kamerą cofania jest bardzo dużym naciągnięciem rzeczywistości, jeśli wiemy, jak naprawdę wygląda obraz z kamery cofania. Nie jest to jednak złe rozwiązanie, a na pewno o klasę lepsze niż w niedużych kamerkach z małym ekranem. Pozwala dostrzec przeszkody za autem, ale wymaga dwóch rzeczy.
Po pierwsze nauki wyczucia odległości i przyzwyczajenia (można nawet nauczyć się, jak blisko do przeszkody da się podjechać), a po drugie nie wolno zmieniać kąta ustawienia tej kamery podczas eksploatacji, bo inaczej wracamy do punktu pierwszego. I tu też jest pies pogrzebany w pozostałych funkcjach.
ADAS w wideorejestratorze
By system ADAS działał prawidłowo, nie wolno ruszać kamery przedniej. To niestety jest niemożliwe, jeśli auto prowadzą dwie różne osoby na zmianę. Każda bowiem będzie chciała przestawić lusterko. Chyba że umówią się, że nie korzystają z lusterka, a wyłącznie z kamery tylnej i wtedy nie muszą go ruszać. Tu jednak może stanąć inna przeszkoda – osłony przeciwsłoneczne.
W wielu samochodach nakładka będzie powiększała lusterko wsteczne, a do tego nie są dostosowane osłony. Zatem przy korzystaniu z nich nierzadko uderzymy w kamerę i delikatnie ją przestawimy.
Dlaczego jest to istotne? Ponieważ ADAS należy dobrze skalibrować, czyli odpowiednio do pasów ruchu ustawić kamerę, by działał poprawnie. Każde przestawienie kamery oznacza konieczność ponownej kalibracji, a to w zasadzie trzeba zrobić na postoju (choć da się w czasie jazdy), najlepiej stając na drodze z namalowanymi pasami ruchu. Najlepiej też wiedząc jak, a tego akurat instrukcja obsługi nie mówi jasno.
Generalnie chodzi o to, by znaleźć taki punkt, żeby kamera celowała w środek szerokości drogi. Z kolei ustawienie pionowe można, a nawet należy trochę dopasować do siebie, bo to od wysokości zależy jak bardzo czułe będzie urządzenie.
I tu dochodzimy do ważnej części – LDWS (asystent pasa ruchu) działa poprawnie wtedy, kiedy pozwala na spore odstępstwa. Czyli w praktyce ostrzega przed zmianą pasa ruchu, kiedy już wyraźnie najedziemy na pas. Wtedy też można go uznać jako rozwiązanie na długie męczące trasy autostradą. W takiej sytuacji lepiej mieć to rozwiązanie niż nie mieć.
LDWS głupieje na zwykłych drogach i w mieście, gdzie "czyta" krawędzie jezdni i krawężniki chodników. Wtedy dobrze jest go po prostu wyłączyć. Dodatkowo przez brak połączenia kamery z elektroniką pokładową, nie ma możliwości, by nie pojawiło się ostrzeżenie podczas zmiany pasa ruchu poprzedzonej włączeniem kierunkowskazu, jak ma to miejsce w fabrycznych rozwiązaniach.
Lepiej sprawdza się funkcja ostrzegania przed kolizją (FCWS). Jeśli urządzenie jest dobrze ustawione, to działa sporadycznie i wtedy, kiedy naprawdę trzeba. Co ciekawe, ostrzega nie tylko o zbliżaniu się do pojazdu z przodu, ale i o tym, że pojazd z przodu ruszył, niejako informując kierowcę o tym, że czas ruszać, kiedy ten się zagapi.
Największą bolączką ADAS w Prido X6 jest brak rozdzielenia jego dwóch funkcji. Chętnie korzystałbym z FCWS cały czas, a z LDWS tylko sporadycznie, np. na autostradzie. Nie można jednak wyłączyć tylko jednej funkcji, ale już wiem oficjalnie, że Prido pracuje nad aktualizacją wprowadzającą taką możliwość.
Prido X6 jako wideorejestrator
To akurat mniej istotna część testu, ale nie sposób nie pochwalić jakości nagranych materiałów i to w praktycznie każdych warunkach. Przednia kamera ma rozdzielczość FullHD 1080P, tylna 720P. Obraz jest wystarczająco dobry, jak na urządzenie tej klasy.
Tylna kamera jest trochę niższej jakości, ale do zapisu zdarzenia całkowicie wystarczy. Numery rejestracyjne pojazdu "siedzącego na zderzaku" widać bardzo dobrze za dnia. Nocą zdecydowanie gorzej.
Warto wiedzieć, że obraz widoczny na ekranie lusterka jest przycięty ze względu na proporcje. Można regulować poziom przycięcia obrazu w zakresie góra-dół. Jednak zapis wideo jest pełny, więc nie należy utożsamiać tego, co w danym momencie widzimy na ekranie z tym, co zostało nagrane.
Jedyną bolączką jest mały i dotykowy przycisk zapisu awaryjnego, w który trudno trafić. Tu przydałby się porządny fizyczny guzik, dający pewność, że zadziała. Łatwe w obsłudze i nierozbudowane jest menu, w którym czasami trzeba się poruszać.
Podsumowanie
Z jednej strony wideorejestrator Prido X6 nie do końca spełnił moje oczekiwania. Daleko mu do kamery cofania, a systemy ADAS wymagają pewnych warunków, by faktycznie spełniały swoją rolę. Z drugiej zaś strony za 650 zł otrzymujemy zestaw dwóch kamer, z czego tylną można potraktować pomocniczo przy cofaniu, a obraz z niej widać na dużym ekranie, a nie w małym okienku. Ekranie, który jest jednocześnie lusterkiem, w moim przypadku większym niż fabryczne i przyjemnie przyciemnionym.
Dlatego patrząc na Prido X6 nie tyle jako na urządzenie, lecz jako na produkt, uważam jego zakup za dobry wybór. Podobne ceny mają urządzenia tylko nagrywające z przodu o podobnej jakości obrazu. Droższe są natomiast zestawy z kamerą tylną, a wcale nie lepsze od tego. Jeśli więc podoba wam się funkcja lusterka i potrzebujecie dwóch kamer, to Prido X6 jest jak znalazł. Cena jest więcej niż przekonująca.
Marcin Łobodziński, dziennikarz Autokult.pl