ST‑Line - Radość, rytm i pompujący bas. Utwór inspirowany przyjemnością z prowadzenia
Druga odsłona naszego muzycznego projektu "Nowe Brzmienie Fiesty" skręca w stronę ciepłych, klubowych, house'owych brzmień. To rytmy, od których głowa sama się kiwa, a nogi bezwiednie zaczynają rwać się do tańca. Odpowiedzialny za ten stan rzeczy jest warszawski duet producencki PIONA oraz Fiesta w wersji ST-Line.
Hasło, jakie towarzyszy premierze nowego Forda w jego bardziej zadziornej odsłonie, brzmi: "dlaczego chcesz się wtopić w tłum, skoro możesz się z niego wyróżnić". Czerwona Fiesta ST, z agresywnie wyglądającymi nakładkami na progi i wydatnym zderzakiem, którego dolna krawędź znajduje się dużo bliżej asfaltu, nawet gdy stoi zaparkowana przy krawężniku, zwraca na siebie uwagę.
W dynamicznym tempie pokonująca ulice miasta, w rytm utworu "Ford ST Coppola", dobywającego się z głośników systemu B&O Play, napisanego przez duet producentów znanych szerszej publiczności pod pseudonimem PIONA, z pewnością nie wtapia się we wspomniany tłum. Wygląda po prostu jak milion dolarów albo dwa.
Fiestę wyróżniają nie tylko estetyczne atrybuty, ale też to, jak się ją prowadzi. Wersja ST-Line to jednak nie pełnokrwisty, wściekły hothatch, a jedynie "usportowiona", wystylizowana odmiana "cywilnego" modelu. Co nie znaczy, że nie jest warta uwagi. A wbudowany w nią system audio, opracowany przez polskiego inżyniera, jest tylko jednym z argumentów przemawiających za nowym Fordem.
Nie złapiesz jej!
Samochód widoczny na filmie i zdjęciach ma, co prawda, 25 koni mechanicznych mniej, niż prezentowana w ramach tego projektu pięciodrzwiowa Fiesta Titanium. Czyli 100, w porównaniu do 125 koni, które drzemały pod maską niebieskiego samochodu z teledysku Szatta. Ale to tylko wypadek konfiguracyjny - Fiestę ST-Line można zamówić również z silnikiem 140-konnym.
Konie te pochodzą za to z tego samego, świetnego, trzycylindrowego silnika EcoBoost o pojemności 1 litra i zadziornym gangu. Zupełnie wystarczającego do sprawnego poruszania się po mieście (10,5 sekundy do 100 km/h, przy spalaniu rzędu 5,4 l/100 km, to naprawdę dobry wynik). Mocniejsza wersja do "setki" rozpędza się w 9 sekund. Pali przy tym niewiele więcej (0,4 l.)
To samochód dla młodych ciałem, szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę twardsze zawieszenie i 17-calowe felgi z oponami o niskim profilu. Oraz dla młodych duchem, nie bojących się odrobiny dekoracji pod postacią sportowo kojarzących się akcentów, takich jak czerwone wstawki we wnętrzu czy grill w kształcie plastra miodu.
Fiesta ST-Line jest dla ludzi, którzy każdy zakręt na drodze do pracy traktują jak radosne wyzwanie - bo choć spoiler zdobiący tylną klapę pewnie nie wpływa jakoś gwałtownie na poprawę stabilności tego samochodu przy wysokich prędkościach, to zmiany dotyczące zawieszenia i kół sprawiają, że jest on królem rond i ramp wjazdowych na mosty i wiadukty.
Progresywnie narastające opory na kierownicy, sportowe nastawy zwieszenia o dobrze dobranej charakterystyce tłumienia i optymalnej geometrii oraz kinematyce, w całym zakresie pracy amortyzatora, a także idealny dobór twardości sprężyn - to wszystko składa się na emocjonujące chwile w Fieście ST.
W dobrej zabawie podczas jazdy nie chodzi przecież o to, by jechać obiektywnie szybko, tylko o to, by odczuwać przyjemność z prowadzenia. Gdy ciało dobrze trzymane jest przez wyprofilowany, głęboki fotel, układ kierowniczy przejrzyście komunikuje co dzieje się z przednimi kołami przez obszytą skórą, mięsistą kierownicę, a magicznie zestrojone podwozie (jak oni to robią?), wywołuje uśmiech na twarzy kierowcy.
Podobnie jest z muzyką
A jakie uczucie wywołuje w nas muzyka? Potrafi hipnotyzować - jak powtarzalne motywy utworów Steve'a Reicha. Umie wzruszać, jak słynne "Adagio for Strings" Samuela Barbera, czy "On the Nature of Daylight" Maxa Richtera - obydwa podłożone już chyba pod każdy film jaki kiedykolwiek ukazał się w Hollywood. Czasem motywuje do działania - na niektórych tak działa heavy metal, a na innych jazz. No i przede wszystkim sprawia, że dobrze się czujemy.
"Rozwesela", to może źle dobrane, płytkie określenie, ale muzyka rozrywkowa, ta porywająca do tańca, taka, którą możemy nucić w drodze do pracy, do której możemy się "wyskakać" na parkiecie, pełni rolę wręcz terapeutyczną. Każdy, poza tymi cierpiącymi na kompletnie drewniane ucho, ma chyba jakiś ulubiony utwór, który sprawia, że życie staje się na chwilę odrobinę lepsze.
Dlatego właśnie radosne, śpiewne, elektryczne smyczki, basy, które są fizycznie odczuwalną wibracją i syntezator, panoramujący pomiędzy lewym a prawym głośnikiem, niczym przejeżdżające auto - dźwięki utworu przygotowanego przez PIONĘ - tak idealnie opisują Fiestę ST-Line. Dynamiczną, radosną i... bardzo czerwoną.
Żeby posłuchać tego utworu na sprzęcie, na który "był pisany", w odpowiednim kontekście, "tasowania się" w ruchu miasta, będziecie musieli kupić nową Fiestę ST-Line (z systemem Audio B&O Play, oczywiście), ruszyć nocą jego ulicami, odkręcić potencjometr "na cały regulator" i dać się porwać.
Możecie sobie na to pozwolić, szczególnie, że aktywne systemy bezpieczeństwa w nowej Fieście zmniejszają szanse na to, że zrobicie sobie krzywdę, gdy będziecie skupieni trochę bardziej na muzyce niż na prowadzeniu.
Artykuł powstał we współpracy z marką Ford