Pierwsza jazda: Suzuki Vitara przeszła kolejny lifting. Zmiany tam, gdzie ich nie widać
Suzuki Vitara to w Polsce bestseller japońskiej marki. Mimo mijających lat klienci chętnie przychodzą do salonów po ten sprawdzony model. Choć nie widać tego na pierwszy rzut oka, został właśnie ulepszony w najważniejszych miejscach, ale zarazem wiele zostało po staremu.
Suzuki Vitara to nie tylko najpopularniejszy model tej marki w Polsce, ale też piąty najchętniej wybierany SUV segmentu B, który w pierwszej połowie 2024 r. wyprzedza propozycje np. Hyundaia, Kii czy Opla. I to wszystko mimo faktu, że jest to model obecny na rynku przeszło dziewięć lat. A może właśnie dlatego.
Klienci decydujący się na Vitarę na pewno doceniają jej oldschoolowość, wygodny klasyczny panel klimatyzacji czy analogowe zegary. Jeszcze ważniejsza jest sprawdzona technika. Choć w tym segmencie może się to wydawać niekoniecznie potrzebne, to nie bez znaczenia jest też skojarzenie Vitary z dobrymi możliwościami terenowymi. Jasne, dziś to typowy miejski SUV, ale w wersji AWD potrafiący zaskoczyć sprawnością napędu. Jak przyznają przedstawiciele marki - szczególnie w rejonach górskich odmiana 4x4 cieszy się sporą popularnością. W skali kraju taką wersję wybiera aż 31 proc. klientów.
Wizualnych zmian jest niewiele
Suzuki zauważa, że ich klienci lubiący sprawdzone konstrukcje są też dość konserwatywni w kwestii wyglądu. Stylistyka Vitary jest charakterystyczna i jej prostota oraz pewna kanciastość cały czas się podobają. To jeden z powodów, dla których opisywany lifting (już drugi) przyniósł niewiele zmian stylistycznych. Aby poznać nową odsłonę Vitary trzeba naprawdę się znać. Największa różnica to błyszcząca, czarna osłona chłodnicy, do tego w przednie światła wkomponowano srebrne paski, a z tyłu znalazł się dłuższy spojler z bocznymi deflektorami. Całości zmian na zewnątrz dopełnia nowy wzór felg.
W środku różnica jest praktycznie jedna - jest to większy ekran nowego systemu multimedialnego. O nim jednak za chwilę. Mniejsze detale to nieco zmienione grafiki na ekraniku między zegarami czy kamera kontrolująca skupienie kierowcy (wymagana teraz przez unijne przepisy), którą niezbyt dyskretnie wkomponowano na górze deski rozdzielczej miedzy nawiewami - w miejscu, gdzie wcześniej był analogowy zegar.
Zmiany tam, gdzie było trzeba
To wszystko to jednak detale. Co zatem naprawę nowego znajdziemy w Vitarze. Jeszcze niedawno jeździłem wersją przed liftingiem i miałem do niej dwie większe uwagi. Obie są już nieaktualne. Widząc o nadchodzących zmianach, napisałem, że warto poczekać na poprawioną odsłonę i teraz mogę to potwierdzić.
O pierwszej nowości już wspomniałem. Jest nią nowy system multimedialny. Może jego rozdzielczość nie jest rekordowa, ale 9-calowy ekran jest czytelny, a oprogramowanie działa wzorowo i ma wbudowaną nawigację. Nie ma tu mowy o problemach wieku dziecięcego. Apple CarPlay czy Android Auto podłącza się teraz bezprzewodowo i całość pracuje bardzo dobrze, nie zrywając połączenia. To duży skok technologiczny dla Vitary, ale zarazem od razu działający jak trzeba.
Druga zmiana jest jeszcze ważniejsza, a dotyczy systemów wspomagających kierowcę. Dotychczas działały one po prostu słabo i pozostawały mocno w tyle za konkurencją. Adaptacyjny tempomat nawet przy najmniejszym dystansie zostawiał z przodu tyle miejsca, że wręcz zapraszał innych kierowców do zajechania nam drogi. Natomiast utrzymanie pasa ruchu było ograniczone do odbijania się od linii. To wszystko to już przeszłość.
Zmiany są identyczne jak w nowym Swifcie. Suzuki w swoim stylu trochę kazało czekać na wprowadzenie rozwiązań, które u konkurentów są już od jakiegoś czasu, jednak za to Japończycy bardzo dobrze je dopracowali. Zarówno adaptacyjny tempomat, jak i utrzymanie pasa ruchu działają teraz wzorowo i pozwalają na bardziej relaksującą jazdę w trasie.
Ostatnia elektroniczna nowość jest już może nieco mniej znacząca, ale też może być przydatna. Jest to aplikacja Suzuki Connect. Pozwala ona na telefonie sprawdzić status samochodu - np. czy został zamknięty, gdzie stoi albo czy nie ma problemów technicznych z autem. Można też sprawdzić historię jazdy, a jeśli udostępnia się komuś samochód, to możliwe jest ustawienie czasu i strefy, która jeśli zostanie opuszczona, to aplikacja nas o tym powiadomi.
Napędy po staremu
Suzuki nie zmieniło nic w kwestii napędów. To oznacza, że mamy dwie opcje - miękką hybrydę 1.4 BoosterJet (129 KM) z manualną przekładnią oraz pełną hybrydę 1.5 DualJet (116 KM) ze skrzynią AGS. Obie odmiany mogą mieć napęd na przód lub cztery koła. Oznacza to, że potwierdzam opinię napisaną przy okazji testu Vitary przed liftingiem. Pełną hybrydę warto rozważyć tylko w momencie, gdy zależy nam na automacie. Inaczej lepiej wybrać silnik 1.4.
Wersja ta jest tańsza i mocniejsza, a zużycie paliwa niemal identyczne. Miękka hybryda potrafi być bardzo oszczędna i zużyć nawet mniej paliwa niż podają dane katalogowe - od 5,3 l/100 km na trasach podmiejskich do 7,2 l/100 km przy 140 km/h. Zatem oszczędności na paliwie w przypadku wersji 1.5 będą niemal niezauważalne, a przyspieszenie do 100 km/h zajmuje tam przeszło dwie sekundy dłużej. Wrażenia z jazdy i strona praktyczna się nie zmieniły, więc w tych kwestiach odsyłam do wspomnianego pełnego testu wersji sprzed zmian.
Kwoty niskie sześciocyfrowe
Jeszcze warto wspomnieć o cenach. Standardowo Suzuki Vitara po ostatnim liftingu w podstawowej wersji (1.4, FWD, wyposażenie Premium) kosztuje 105 900 zł, ale już na starcie mamy promocję, która zmniejsza tę kwotę do 100 900 zł. 5 tys. zł upustu dotyczy zresztą wszystkich konfiguracji z silnikiem 1.4 pod maską. Większość klientów wybiera droższą o te 5 tys. zł wersję Premium Plus. Co ważne - przy napędzie na przód topowa odmiana to Elegance (115 900 zł w promocji), a przy AWD dodatkowo jest jeszcze Elegance Sun ze szklanym dachem (132 900 zł w promocji).
W przypadku hybrydy 1.5 przedział cenowy wynosi w promocji od 112 900 zł za FWD Premium Plus po 139 900 zł za AWD Elegance Sun, przy czym tu obniżki to dla każdej wersji aż 9 tys. zł.