Pierwsza jazda: Rolls-Royce Ghost serii II Black Badge, czyli jak zrobić lifting katedry
Przez ostatnie 100 lat dzieła Rolls-Royce'a łączyły motoryzację i... architekturę sakralną. W zgodzie z dzisiejszymi trendami nowy modeli odchodzi od tego, co ponadczasowe, na rzecz przemijalnych uciech.
To wymowne, że grill zamontowany na przodzie każdego Rolls-Royce'a tradycyjnie mianuje się Panteonem. Pierwsze modele tej marki z początku XX wieku mogły jeszcze nie nosić charakterystycznej statuetki Spirit of Ecstasy, ale ustalały już hierarchię na drodze swoim dostojnym, skąpanym w chromie grillu, przywołującym na myśl tę rzymską świątynię.
120 lat później wszystkie kolejne modele tej marki zachowały ten charakterystyczny detal, włącznie z wyraźnie zaznaczonym powyżej tympanonem, pozornie wspartym na metalowych kolumnach. Podobnie jak w rzymskiej świątyni, tak i te w grillu Rolls-Royce’a są węższe pośrodku i stają się coraz szersze w miarę zbliżania się do krawędzi. To stary trik optyczny, dzięki któremu z odległości wszystkie pionowe elementy wydają się idealnie proste i równe.
Ważny w tej historii jest fakt, że w czasie ostatnich dwóch dekad Panteon (ten w nowych modelach Rolls-Royce’a, nie w Rzymie), jest systematycznie odzierany ze swojego sacrum. Zaczęło się to zresztą w 2009 r. właśnie od Ghosta: pierwszej limuzyny marki we współczesnym okresie jej historii pozycjonowanej poniżej flagowego Phantoma.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Rolls-Royce Ghost EWB - zaglądamy do auta za 2,5 mln złotych!
Rolls dla młodych
Z nadwoziem o długości przeszło 5,5 m i cennikiem obracającym się w rewirze dwóch milionów złotych trudno nazywać go modelem bazowym; lepiej go określić, w dużym uproszczeniu, Rolls-Roycem "dla młodych".
Choć z perspektywy naszego zakątka świata wydaje się to całkowicie niewiarygodne, to ów legendarna brytyjska marka kreuje się teraz właśnie na taką – dla młodych. Segment dóbr luksusowych jest w końcu dziś napędzany nie przez siwych lordów z fajką i w tweedzie, a zapatrzonych na notowania kryptowalut, kosmopolitycznych mieszkańców Kalifornii, Dubaju i Szanghaju. Z ich głośników częściej leci Jay-Z niż Bach.
Tę odważną tezę poświadczają konkretne statystyki. Spośród wszystkich marek koncernu BMW, który oprócz bawarskiej marki tworzą Rolls-Royce (od 1998 r.) oraz Mini (od 2000 r.), najniższą średnią wieku klientów może pochwalić się właśnie ta, która wydawałoby się, że wybierają osoby najstarsze. W praktyce wynik dla niej wynosi 42 lata, co oznacza, że na każdego 62-letniego nabywcę gdzieś na świecie przypada jeden 22-latek. Dla pierwszego elektrycznego Rolls-Royce'a w historii, coupe Spectre, średnia ta spadła nawet do 35 lat.
W takim kontekście nie powinien dziwić fakt, że obecnie tylko co piąty klient tej marki korzysta z usług szofera. W nowych modelach więc bardziej niż lodówka na szampana w podłokietniku tylnej kanapy liczy się więc to, czy w menu na ekranie centralnym jest Spotify (tak, jest wyświetlacz i tak, ma różne aplikacje do odtwarzania muzyki).
Dostosowanie Panteonu Rolls-Royce'a do tego nowego porządku świata odbywało się etapami. Najpierw pierwszy Ghost zerwał ze stuletnią tradycją: elewacja grilla nie była już pionowa, a stała się lekko pochylona i bardziej aerodynamiczna. W ślad za nim poszło okucie grilla, które stało się skromniejsze i mocniej zatopione w nadwoziu. Co więcej, po modernizacji modelu w roku 2014 w nowej linii wyposażenia Black Badge wszystkie chromy zostały zastąpione przez jeszcze dyskretniejszą (i modniejszą) czerń.
Całkowicie nowa, druga generacja Ghosta, która została objawiona światu w 2020 r., poszła jeszcze dalej: Panteon zyskał jeszcze bardziej nieformalne proporcje i podświetlenie od spodu (co może wydawać się pretensjonalne, ale z drugiej strony dzisiaj zabytki też się tak eksponuje). I tak dochodzimy do bohatera dzisiejszego materiału, czyli Rolls-Royce'a Ghost drugiej generacji serii II w wersji Black Badge.
Luksus niewegański
Już po czterech latach od debiutu mniejsza z limuzyn marki doczekała się face liftingu, czy raczej, jak to ujmuje sam producent, "subtelnej ewolucji".
Zmiany zaiste są niewielkie. Zgodnie z obecnymi trendami we wzornictwie dóbr luksusowych, przedni pas stał się jeszcze bardziej monolityczny: usunięto z niego wszelkie zbędne ozdoby, tak by pozwolić lepiej wybrzmieć temu historycznemu grillowi i wysuwającą się nad nim po uruchomieniu silnika figurką Spirit of Ecstasy. Ta niezmiennie jest tworzona ręcznie tradycyjną metodą odlewu ze stali nierdzewnej (choć młodzi teraz mogą dostać ją też w wersji z podświetlanego kryształu – serio).
Taki projekt pozwala też skuteczniej budować efekt przednim światłom, które w swoim nowym kształcie dodały prezencji auta powagi i masywności. Na szczęście "subtelna ewolucja" nie poszła tutaj w tym kierunku co w zmodernizowanym kilka miesięcy temu w bardzo niefortunny według mnie sposób SUV-ie Cullinan.
Choć sam producent stroni od tego określenia, face lifting akurat idealnie oddaje jego dokonanie, jako że debiutujący właśnie na polskim rynku Ghost w nowej formie nie zmienił się prawie z tyłu (gdzie dostał tylko przeprojektowane światła w stylu tych z nowszego Spectre) i w kabinie, a pod względem technicznym – w ogóle.
Modernizacja przyniosła unowocześnione multimedia, ale tylko dla pasażerów tylnej kanapy. Widać, że Rolls-Royce ma trochę problem z tym całym postępem. Wypełniająca całą deskę rozdzielczą od drzwi do drzwi tafla szkła stara się zebrać w jedną spójną całość tak kontrastujące elementy jak cyfrowe zegary i wyświetlacz dotykowy z systemem bazującym na iDrive BMW (bardzo dobry, żeby nie było!) oraz tradycyjny zegarek i metalowe kratownice wentylacji, które obsługuje się suwanymi wzdłużnie dźwigniami.
Tę grafikę po stronie pasażera tworzy natomiast nie kolejny wyświetlacz jak w coraz większej liczbie aut dla zwykłych zjadaczy chleba, a misterny układ 152 diod LED przebijający się przez wykonane laserem perforacje w lakierze fortepianowym. Ostatecznie wygrywa więc tu doświadczenie przebywania w bardzo analogowym, wyjątkowym świecie. Takim, w którym luksus stanowią autentyczne materiały i rzemiosło zbudowane na pokolenia. Czyli takim, który już podobno nieodwracalnie utraciliśmy. Jak widać – nie wszyscy.
I w tym zakresie zachodzi jednak w nowych Rolls-Royce'ach generacyjna zmiana. Jedną z nowości wprowadzonych ostatnio w Ghoście jest stanowiąca wyraźny znak obecnych czasów tapicerka o nazwie Duality Twill, której skomplikowany, ozdobny splot przywodzący na myśl torebki firm Gucci czy Chanel wykonany jest z pozyskanej w zrównoważony sposób tkaniny z bambusa. W linii wyposażenia Black Badge miejsce drewna zajęło włókno węglowe – materiał tutaj co prawda o specjalnym, artystycznym wzorze, ale jednak techniczny w swojej naturze.
Prezentowany Ghost zdecydowanie nie jest jednak wegański i te piętnaście skandynawskich byków, które już mogły sobie robić nadzieje w związku z obecnymi przemianami społeczno-światopoglądowymi, jednak w przypadku tego egzemplarza musiały oddać swoje skóry na rzecz obicia każdego, najdrobniejszego nawet zakamarka tej kabiny (włącznie z kieszeniami drzwi).
Materiały są więc tradycyjne, czego jednak nie można powiedzieć o ich kolorach. Zwykle nie poświęcałbym im miejsca w tekście, ale tutaj działalność Rolls-Royce'a zasługuje na słowo komentarza. Widoczny na zdjęciach szokujący malinowy odcień był zastosowany już we wnętrzu elektrycznego modelu Spectre podczas jego premiery trzy lata temu.
Z odważnymi odcieniami, na przykład połączeniem fioletu i włókna węglowego, ten wbrew pozorom skory do ekstrawaganckich nowości producent eksperymentował już wcześniej. Widać, że Rolls-Royce chce przyciągnąć do siebie młodszą klientelę również w ten sposób i nie tylko podążać za trendami, ale też śmiało kreować w segmencie luksusowym swoje własne. I uważam, że z świetnie im to wychodzi.
Poprawianie ideału zawsze kończy się tak samo... czy może nie?
Presja ze strony zmieniającego się świata odcisnęła się na ewolucji charakteru limuzyn Rolls-Royce'a w jeszcze inny sposób niż tylko zmianie koloru tapicerki czy materiału, z jakiego jest wykonana. Nie, nie chodzi o napęd: oprócz w pełni elektrycznego Spectre, wszystkie pozostałe modele marki niezmiennie korzystają z jak najbardziej ponadczasowego, uniwersalnego symbolu mechanicznej doskonałości, czyli silnika V12 o słusznej pojemności 6,75 litra, wyzbytego choćby śladu hybrydyzacji.
Brytyjscy inżynierzy przy wsparciu swoich kolegów z Bawarii pozostali ponad dotyczące nas, zwykłych śmiertelników, smutne realia downsizingu. Wręcz przeciwnie: na przestrzeni lat silnik, który zaczął swoje życie w 2009 r. jako jednostka BMW z linii N73, z biegiem lat tylko urósł i oddalił się od V12, które swego czasu można było dostać w serii 7. Druga generacja Ghosta przeszła również z płyty podłogowej bazującej na flagowej limuzynie z Monachium na zarezerwowaną wyłącznie dla produktów z Goodwood "Architekturę Luksusu".
Z tych składników niewątpliwie da się zrobić najbardziej izolujące od świata zewnętrznego, najmilej płynące nad drogą auto na świecie. Rolls-Royce wie, jak je zrobić. Osiągnął już ten efekt choćby w Ghoście pierwszej generacji. Pamiętam dobrze mój pierwszy kontakt z tym modelem kilkanaście lat temu i niesamowite doświadczenie przypominające nawigowanie jachtem na drodze: miałem do dyspozycji podobnej wielkości koło sterowe i mogłem liczyć na podobne tempo reakcji na kręcenie nim.
Widać nie jest to jednak coś, czego oczekiwali coraz młodsi i coraz częściej samodzielnie prowadzący swoje limuzyny klienci Rolls-Royce'a. Z pomocą takich wyrafinowanych rozwiązań jak układu czterech napędzanych i skrętnych kół, autorskiego zawieszenia planarnego, komputerowego systemu skanującego drogę przed autem i przygotowującego z wyprzedzeniem reakcję podwozia na ewentualne nierówności oraz przeciwwag przy każdej z osi, nowy Ghost jest bardziej zwarty, szybciej reagujący na komendy kierowcy i ogólnie bardziej dynamiczny.
Jakby tego było mało, te cechy wzmaga wersja Black Badge, czyli lansowana przez Rolls-Royce'a od kilku lat linia wyposażenia wybranych modeli jeszcze bardziej bezpośrednio celująca we współczesne gusta, którą zapewne producent chciał przyciągnąć więcej młodych odbiorców albo uchronić ich przed powierzaniem swoich aut firmom typu Mansory czy Spofec.
Ghost w wydaniu Black Badge jest zdecydowanie bardziej stonowany i elegancki niż kreacje kontrowersyjnych tunerów. Wyróżnia się tak naprawdę tylko detalami. Trochę większymi wlotami powietrza w przednim zderzaku. Trochę twardszym i ciut obniżonym zawieszeniem oraz nieznacznie bardziej bezpośrednim przełożeniem układu kierowniczego. W końcu: trochę większą mocą silnika (ta wzrosła z 571 do 600 KM), który teraz po raz pierwszy trochę, ale tylko trochę - ale jednak! - słychać w kabinie i na zewnątrz.
Ostatecznie takie połączenie buduje jeszcze bardziej niż w przypadku zwykłego produktu Rolls-Royce'a abstrakcyjne doświadczenie jazdy limuzyną, która w największym luksusie i w poczuciu braku jakiekolwiek wysiłku przewiezie cię przez cały kontynent, a na koniec dnia i tak nie będziesz chciał z niej wysiadać. Z drugiej jednak, gdy najdzie taka potrzeba, utrze nosa przypadkowo napotkanemu hot-hatchowi na światłach (4,7 s do 100 km/h) a nawet, potencjalnie, nie zgubi się za nim na krętej drodze.
I choć przyznam, że jest to absolutnie imponujące i dowodzi technologicznego prymatu Rolls-Royce'a, który na przestrzeni ponad stuletniej historii po drodze gdzieś się zagubił, ale pod wodzą BMW udało się go przywrócić, to ja sam zastanawiam się, dlaczego takiej natury prowadzenia wymagałbym akurat od limuzyny tej marki?
Niespodziewana lekcja o świecie
Oczywiście sam producent w tym momencie dowiódłby, że wie lepiej, wykazując, że modele Black Badge wybiera już co czwarty z jego klientów. Osobiście pozostaję z pozostałymi 3/4 i uważam wersję standardową za lepszą, skupioną na tym, o co powinno chodzić w autach Rolls-Royce'a: ponadczasowej estetyce i maksymalnym luksusie. Chociaż, jak widać, i te pojęcia obecnie zmieniają swoje znaczenie.
O ile mógłbym napisać, że Ghost w wydaniu Black Badge – jak również szerzej, cały Rolls-Royce – oddala się od swoich pierwotnych ideałów i zmierza w kierunku przejściowych trendów, to z pokorą muszę zauważyć, że eksperci rynku tej marki wiedzą lepiej ode mnie, co robić i jak dbać o długofalowy wizerunek marki i wartość jej produktów. A myślą o niej nie tylko w kontekście momentu sprzedaży, ale również tego, co będzie się działo z nimi za 10, czy nawet 50 lat.
I to sprowadza mnie do ciekawego wniosku, że z ich analiz wyniknęło, że obecny sposób postrzegania luksusu i jej estetyki, dyktowany przez wigor i gusta młodych milionerów, zostanie z nami na dłużej. Malinowa tapicerka w dostojnej limuzynie? Trzeba mieć fantazję, dziadku!
- Pełnoprawny Rolls-Royce: wzornictwo, materiały i silnik niedostępne w żadnej innej limuzynie na świecie
- Topowy poziom luksusu z własnej nieprzymuszonej woli zaburzony przez minimalnie bardziej sportowe ustawienia wersji Black Badge