Pierwsza jazda: Opel Mokka po liftingu – lepiej przygotuj lupę
Wprowadzając na rynek drugą generację Mokki, Opel pod wpływem nowego właściciela całkowicie zmienił oblicze modelu. Teraz nadszedł czas na lifting. Gdy obcowałem z odświeżoną Mokką podczas pierwszych jazd, wydawało mi się jednak, że marka wykorzystała cały zasób energii przy tworzeniu nowej odsłony i od tamtej pory zespół nie zdążył na nowo nabrać sił.
Opel znajduje się w trudnej sytuacji. Po dużym spadku sprzedaży, który zgrał się z przejęciem przez PSA, marka dalej nie wyszła z dołka mimo stosunkowo świeżej gamy modelowej. Zmiana wizerunku niekoniecznie spotkała się z aprobatą klientów, co szczególnie widać po polskim rynku.
Niegdyś uwielbiany w naszym kraju Opel, rokrocznie zajmujący topowe pozycje w rankingach popularności, dziś plasuje się dopiero na 16. miejscu za takimi markami jak Lexus, Ford, Cupra czy Renault. Co więcej, żaden model nie załapał się nawet do top 50. Podobnie jest w ujęciu europejskim.
Zajmująca jeszcze w 2023 r. 6. miejsce na Starym Kontynencie Corsa, w 2024 r. spadła na 13. pozycję z 14-procentową stratą zainteresowania. Astra ledwo dała radę wskoczyć na 50. miejsce w 2024 r. Z kolei Mokka z 29. pozycji w 2023 r. z hukiem wypadła poza pierwszą 50. Czy lifting pomoże odzyskać modelowi blask? Patrząc na jego skromny zakres, mam co do tego wątpliwości.
Trzeba wytężyć wzrok, żeby z zewnątrz rozpoznać odświeżoną Mokkę. Dam wam kilka wskazówek. Na grillu Opel Vizor (który determinuje zresztą świetny wygląd auta) znalazło się nowe logo marki, a reflektory zyskały delikatnie poprawioną sygnaturę LED-owych świateł dziennych. I to tyle. Aha, jeszcze subtelnie poprawiono linie w dolnej części zderzaka i zrezygnowano z chromowanych ozdób nadwozia. Teraz wszystkie elementy będą czarne. I na tym naprawdę koniec zmian zewnętrznych.
Większy zakres zmian można dostrzec w środku, ale nie wszystkie zaliczyłbym do pozytywnych, mimo że Opel twierdzi inaczej. Przykładowo, w informacji prasowej możemy przeczytać, że "Projekt deski rozdzielczej i konsoli środkowej z jeszcze mniejszą liczbą przycisków wygląda świeżo i atrakcyjnie".
Nie od dziś wiemy, że mniej przycisków, to więcej odciągniętej uwagi od drogi przez grzebanie w multimediach, a co za tym idzie – mniejsze bezpieczeństwo i mniejsza wygoda użytkowania. Na pewno jest się czym chwalić? "Świeży" wygląd, o którym mówi Opel, opiera się na przeprojektowanym tunelu środkowym, z którego zniknęły m.in. przyciski wyłączania asystenta pasa ruchu, asystenta podróży czy systemu Start&Stop.
Jest jednak i dobra strona tej modernizacji. Do tej pory skąpany w fortepianowej czerni tunel środkowy, teraz zyskał matowy srebrny odcień, kładąc tym samym kres wiecznie widocznemu kurzowi i opalcowanej powierzchni. Na szczęście przyciski zniknęły tylko z tej części deski — panel klimatyzacji z fizycznymi pokrętłami pozostał nieruszony.
Opel przy modernizacji Mokki skoncentrował się mocniej na ekologicznym aspekcie wykończenia – od tej pory skóra, którą spotkacie w aucie, jest wegańska, a tapicerka pochodzi z recyklingu. Nie powinno to jednak budzić wątpliwości o jakość – przynajmniej w pierwszym kontakcie.
Ostatnim nowym elementem jest kierownica i w kwestii wizualnych zmian to by było na tyle. Opel pogrzebał natomiast jeszcze co nieco we "wnętrznościach", czego efektem są oparte na nowym systemie multimedia, które mają ułatwić obsługę i konfigurację pod własne gusta. Tu muszę oddać honor marce, ponieważ poprzedniemu systemowi daleko było do ideału.
Nowy komputer działa szybciej, płynniej i został wyposażony w szereg nowoczesnych funkcji, jak aktualizacje przez chmurę, nowego inteligentnego asystenta głosowego, nową kamerę cofania o (wreszcie) porządnej jakości czy Chata GPT. Tak, już w miejskim Oplu możecie skorzystać ze sztucznej inteligencji, która nie tylko znajdzie wam restaurację na podstawie podanych preferencji czy konkretnych dań, ale także odpowie na zadane pytania, wymyśli grę czy ułoży quiz, aby zabić nudę podczas długich podróży.
Uproszczeń nie ma końca
Podobnie jak część deski rozdzielczej, Opel "uprościł" też ofertę silnikową. W skrócie oznacza to wykluczenie podstawowego, 100-konnego silnika benzynowego. Teraz cennik będzie otwierała 136-konna odmiana jednostki 1.2 Turbo parowana z 6-biegowym manualem. Bezhybrydowy napęd spalinowy z automatem generuje z kolei, podobnie jak przed liftingiem, 130 KM.
Nowością nie jest również hybryda, która w teorii jest hybrydą miękką, a w praktyce – pełną. 28-konny silnik elektryczny, który wspomaga 136-konnego benzyniaka, może bowiem samodzielnie napędzać koła. Dokładnie takim autem miałem okazję przejechać się podczas pierwszych jazd i muszę powiedzieć, że oczekiwałem więcej dynamiki po tym tandemie w aucie ważącym ledwo ponad 1300 kg.
Sprint do setki w czasie 8,2 s nie jest oszałamiający, a odczucia dynamiczne pozostawiają nieco do życzenia. Co więcej, 6-biegowa, zelektryfikowana, dwusprzęgłowa skrzynia eDCT nie grzeszy szybkością działania i dodatkowo studzi emocje. Także manualne przełączanie przełożeń łopatkami nie pomaga dynamizmowi. Może to i lepiej, ponieważ odniosłem wrażenie, że zawieszeniu odebrano nieco wyczuwalnej przed liftingiem sportowej nuty. Zyskał na tym komfort resorowania, co z racji przeznaczenia Mokki uważam za dobry ruch.
Ostatnią opcją napędową jest elektryk. Ten zyskał jeszcze na początku zeszłego roku mocniejszy, 156-konny napęd i odrobinę większy akumulator o pojemności 54 kWh, który w teorii zapewnia zasięg do 403 km. Na stałym poziomie pozostała również maksymalna moc ładowania – 100 kW. Po wycofaniu jesienią zeszłego roku podstawowej odmiany 136-konnej mocniejsza wersja pozostaje jedyną do wyboru.
To tyle z nowości. Opel skupił się na detalach, natomiast z szerszej perspektywy Mokka praktycznie się nie zmieniła. O ile w autach cieszących się niesłabnącym powodzeniem podobne ruchy zakładające jedynie dopieszczenie wydają się zrozumiałe (np. w Volvo XC90), tak w zaliczającym spadki zainteresowania modelu co najmniej dziwią.
Co ciekawe, Niemcy zdecydowali się wprowadzić dużą część istotnych zmian (np. napędowych) jeszcze przed samym liftingiem. Czy wszystkie zebrane do grupy poprawiają wizerunek miejskiego crossovera? O tym przekonamy się w najbliższym czasie – w końcu ostateczna decyzja należy do klientów i ich portfeli. Na pewno ważną rolę odegra polityka finansowania, która do tej pory wypadała korzystnie.
Z pewnością Mokka zyskała na cyfrowych opcjach. Pytanie brzmi: czy dla klientów jest to tak ważne? Należy docenić możliwość wyboru między zelektryfikowaną jednostką, a jej tradycyjną, niehybrydową opcją, ale na niekorzyść Opla może wpłynąć cena.
Cennik za podstawowy, niezelektryfikowany silnik otwiera kwota 109 tys. zł. To niemało, jak za crossovera segmentu B. Szczególnie zważywszy na fakt, że podczas debiutu w 2021 r. kosztowała 20,5 tys. zł mniej, co przecież już wówczas stawiało model w górnym zakresie cenowym w swojej klasie.
Należy jednak zauważyć, że wśród rodzeństwa (Peugeot 2008, Jeep Avenger), Mokka wypada obecnie najkorzystniej. Hybrydowy wariant startuje z poziomu 123 tys. zł, natomiast elektryk – aż 159 tys. zł. Oby klientów przekonały więc te symboliczne zmiany.