Nie wierzę, że stać nas na zrobienie polskiego auta. Liczby nie kłamią
Zgodnie z zapowiedziami, rok 2019 ma być rokiem wielkiego powrotu polskiej motoryzacji. Na drogi ma wyjechać małoseryjny samochód elektryczny zbudowany od podstaw w Polsce. Zadanie równie ambitne, co nierealne, nie tylko ze względu na czas, ale i fundusze.
16.02.2018 | aktual.: 01.10.2022 19:07
Wymarzony samochód elektryczny Polaka rzekomo powinien pomieścić 4 osoby, kosztować ok. 60 tys. zł, móc przejechać na jednym ładowaniu jakieś 150 km i ładować się w dwie godziny. Najważniejsze jednak, żeby pochodził z Polski. Tak przynajmniej wynika z badań zleconych przez Electromobility Poland, spółkę powołaną w 2016 roku. Jednym z jej zadań jest sprawić, by fantazje o polskim samochodzie stały się prawdą.
Patrząc na pieczołowitość, z jaką spełnia kolejne elementy swojego planu, można wywnioskować, że to ma szansę się udać. W 2017 roku ogłoszono konkurs na projekt nadwozia. Po wyłonieniu zwycięzców, spółka momentalnie przystąpiła do nadawania rysunkom realnej formy. Jeszcze w lutym 2018 roku mają być podpisane umowy z konkretnymi podwykonawcami, a pierwsze prototypy polskiego "elektryka" mają być gotowe na wiosnę 2019 roku. Co ciekawe, konkurs nie był wiążący i tylko nieliczne podmioty korzystają z projektów laureatów.
Jednocześnie Electromobility Poland planuje, że finalna wersja samochodu będzie produkowana w małych seriach jeszcze w 2019 roku. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że spółka jeszcze nie jest pewna, jakim rodzajem auta będzie ich pojazd (kompakt, crossover, może coś miejskiego?), trudno uwierzyć w możliwości realizacji tego planu. Tutaj dochodzi jeszcze druga kwestia. Zaprojektowanie samochodu jest zwyczajnie bardzo drogie.
Aby to uzmysłowić, mam dwa przykłady dotyczące znanych producentów. W obu przypadkach sprawa dotyczy poprawek, jakie mieli wprowadzić do gotowego już projektu samochodu. Pierwszy z nich zauważył, że powinien zmienić rodzaj maski. Drugi chciał poprawić jeden element we wnętrzu. Koszt wprowadzenia tych drobnych modyfikacji wyniósł dla tego pierwszego 1,5 mln euro, czyli około 6,25 mln zł. Ten drugi zrezygnował – było to zwyczajnie zbyt drogie.
Ile w takim razie musi kosztować zrobienie auta od podstaw? Znalezienie odpowiedzi na to pytanie jest prawdopodobnie niemożliwe, bo samochód samochodowi nie równy, jak również producent producentowi nie równy. Udało mi się jednak ustalić, ile Volkswagen planuje wydać na nową generacje popularnego Golfa. Jest to bagatela 1,8 mld euro, czyli 7,49 mld zł. To 1,9 proc. kwoty będącej budżetem Polski na rok 2018.
Oczywiście polski samochód elektryczny nie będzie Golfem. Producent nie musi szykować różnych wersji silnikowych i nadwoziowych, a także dbać, by był ciepło przyjęty na całym świecie. Z drugiej strony Volkswagen – jak na wielką korporację przystało – ma zminimalizowane koszty stałe. Nie musi budować wszystkiego od zera i z pewnością efektywnie wykorzystuje to, co już wcześniej przygotował, jak chociażby fabryki czy zaplecze rozwojowe. W każdym razie, przypadek Volkswagena pokazuje, o jakim rzędzie pieniędzy tutaj rozmawiamy.
Nie sposób w tej dyskusji nie wspomnieć o w zasadzie jedynym producencie ostatnich lat, który pojawił się znikąd. Oczywiście to Tesla, o której jest zawsze głośno, gdy ogłaszają wyniki finansowe. Dlaczego? Bo Tesla cały czas przynosi straty. W uniknięciu tego nie pomógł nawet jasno rozrysowany plan Elona Muska. Firma miała zbudować bardzo drogi samochód, z którego marża pozwoli sfinansować budowę mniej drogiego samochodu, z którego zyski pozwolą zrobić samochód przystępny cenowo. Ten ostatni właśnie powstał, ale nie oznacza to, że Tesla przestała wydawać kosmiczne kwoty każdego dnia. Elektromobilty Poland ma kapitał zakładowy 10 mln zł. Tesla przepala tyle w 6 godzin.
Nie twierdzę, że w Polsce nie ma takich pieniędzy, które pozwolą na zbudowanie samochodu. Wręcz marzy mi się, by ten wóz powstał. Chętnie pochylę głowę i przyznam, że nie miałem racji, gdy wątpiłem. Jednak patrząc na przytoczone liczby, trudno jest mi wierzyć w realizację ambitnego planu. Zaś bez polskiego i taniego samochodu elektrycznego trudno ziścić wizję premiera Morawieckiego, by do 2025 roku na polskich drogach jeździło milion aut o takim napędzie.
Moje obawy mają swoje uzasadnienie również na kartach historii. Samochody, o których mówimy, że były polskie, to tak naprawdę konstrukcje zagraniczne dostosowane do naszych potrzeb. Polonez bazował na podzespołach Dużego Fiata, Włosi mieli też swój udział w projektowaniu wozu. Tematu "Malucha" chyba nie trzeba poruszać. Pewną nadzieją na prawdziwie "nasz" samochód był Beskid, lecz miejsce tego projektu docelowo zajęła licencja na produkcję aut Fiata. Duże oczekiwania wiązano też z projektem FSO Wars, lecz na dokończenie tego auta zabrakło środków finansowych.
Dzisiaj Polska słynie z wysokiej jakości fabryk, głównie w Tychach i Gliwicach. Na terenach naszego kraju powstają podzespoły do aut z całego świata. W tym jesteśmy świetni i zgodzę się z premierem Morawieckim, że można powoli mówić o polskiej dolinie motoryzacyjnej. Ale czy jesteśmy gotowi na własny samochód? W to niestety wątpię, ale – jak już to podkreślałem – chętnie się w tej kwestii pomylę.