Muzyka w fabryce i optymalizacja totalna: tak powstaje Toyota Aygo po liftingu
Toyota Aygo to najpopularniejszy samochód w segmencie A na polskim rynku klientów indywidualnych. Produkowana jest razem z bliźniaczymi francuskimi maluchami w Kolinie, w fabryce, która pokazuje, jak wiele złożonych działań, stoi za tak prostym samochodem. W sumie… czy na pewno prostym?
05.07.2018 | aktual.: 30.03.2023 13:02
Fabryka w Kolinie
Przede mną otworem stoi cały tunel wytłoczek prawego boku 5-drzwiowej Aygo. To tylko jeden z, tak na oko – nieskończoności rzędów z różnymi elementami nadwozia małej toyoty. Jest ich tu cała hala. Prosto z tych składów jadą mniejszymi partiami na wieszakach do kolejnych stanowisk. Roboty błyskawicznie spawają je w całość, tworzącą samonośne nadwozie, które już zaczyna przypominać model Aygo.
Cały balet, który to nadwozie zaraz wykona, ma ostatecznie doprowadzić do powstania gotowego samochodu, zgodnego z zamówieniem. Kluczowa jest tu więc synchronizacja. Cała fabryka działa zgodnie z zasadami optymalizacji procesu technologicznego Just In Time, opracowanego w znacznej mierze przez Toyotę już pół wieku temu. W magazynach jest tu więc niewiele. Wszystkie elementy przybywają dokładnie wtedy, gdy są potrzebne – to pozwala ograniczyć powierzchnię magazynową. JIT jest jednocześnie bardzo wymagające – przestoje dłuższe niż założony bufor bezpieczeństwa oznaczałyby zatrzymanie produkcji – to z kolei duże straty. Dlatego w tym systemie bardzo ważna jest sieć niezawodnych dostawców.
Synchronizacja ruchu wszystkich części jest niezwykle istotna – gdy określone nadwozie dociera na stanowisko montażowe, do środka musi zostać zamontowana właściwa deska rozdzielcza, właściwy silnik – cała konfiguracja musi się zgodzić z zamówieniem. Tu nie ma miejsca na przypadek – gdy pracownik staje przed nadwoziem, na wieszaku obok musi pojawić się odpowiedni zderzak. To niesamowite, że ta machina niezawodnie składa wszystko w idealnej synchronizacji. Oczywiście pomagają w tym znaczniki na elementach, nadwoziach, podzespołach – wszystko od początku pojawienia się w procesie produkcyjnym ma już swoje przeznaczenie.
W fabryce produkującej samochody w wysokim tempie niezbędna jest optymalizacja każdej czynności. Każda zaoszczędzona sekunda, każdy kilowat energii, każdy metr kwadratowy powierzchni fabryki – wszystko, co może zwiększyć wydajność, jest na wagę złota. Dlatego samochody poruszają się tutaj na dwóch poziomach, czasem „przeskakując” nad innymi etapami produkcji.
Co ciekawe, nie zawsze przemieszczanie za pomocą jednej trawersy czy jadącego wózka jest najbardziej wydajne. W fabryce w Kolinie jest kilka miejsc, gdzie gigantyczne roboty Nachi robią tylko jedną rzecz: zdejmują auto z przenośnika, podnoszą je na kilka metrów do góry i odkładają na podnośnik jadący w innym kierunku. Nic więcej. Rozwiązanie ze skomplikowanym i drogim zrobotyzowanym ramieniem pozwala zaoszczędzić czas i powierzchnię, więc Aygo nie jadą po długiej, zakręcającej rampie, tylko są przekładane.
A co, jeśli coś nie gra? Wtedy… gra muzyka. Wszystkie problemy na swoich stanowiskach są sygnalizowane przez pracowników i są widoczne na tablicach przedstawiających status. Każda grupa stanowisk w razie problemu odgrywa swoją wesołą melodyjkę. Brzmi dziecinnie? W praktyce jest to proste i skuteczne rozwiązanie sygnalizacji błędu. Każdy pracownik wie, czy to pod jego jurysdykcją pojawił się problem, czy do gry powinien wejść ktoś z sąsiedniego stanowiska.
Jedynym miejscem, do którego nie miałem wstępu w trakcie zwiedzania fabryki w Kolinie, była lakiernia. Tutaj cała grupa dziennikarzy musiałaby ubrać się w kombinezony szczelnie oddzielające nasze ubrania i ciała od lakieru. I wcale nie chodziłoby o to, żebyśmy się nie pobrudzili. Każdy pyłek, który wnieślibyśmy do kabiny to potencjalna wada lakiernicza. Tak więc kombinezony, wbrew pozorom, nie są od tego, żeby chronić nas przed lakierem. To lakier ma być chroniony przed nami.
Po zmontowaniu toyoty aygo trafiają na kontrolę jakości. Tutaj sprawdzane są ich hamulce, wszystkie układy, szczelność auta w kontakcie z dużą ilością wody. Pracownicy muszą upewnić się, że aygo działa jak należy.
Co się zmieniło w Toyocie Aygo po liftingu?
W końcu, po opuszczeniu zakładu produkcyjnego w Kolinie, w moje ręce trafiła nowa Toyota Aygo. Produkt końcowy, wyceniony, uzbrojony w nowe rozwiązania, gotowy do jazdy. To co tu mamy?
W podstawowej wersji dostaniemy światła LED do jazdy dziennej. Toyota odświeżyła też zegary, a po bokach deski rozdzielczej pojawiły się nowe, barwne obramowania nawiewów. Najwięcej zmian widać jednak na zewnątrz. Szczególnie przedni zderzak uległ znacznemu przemodelowaniu. Zmodyfikowany został też silnik 1.0, który teraz generuje 72 KM (3 KM więcej, niż przed liftingiem), poprawione zostało także zawieszenie oraz wyciszenie - dzięki nowym wygłuszeniom Aygo powinna być teraz bardziej komfortowa.
Android Auto i Apple Carplay w Toyocie
I tu dochodzimy do mojego pytania, które postawiłem na początku. Czy Toyota Aygo na pewno jest prosta? Chyba czasy aut segmentu A, które nie oferowały nic poza kierownicą i kółkami już minęły. Na liście opcji Aygo pojawiła się synchronizacja z Android Auto i Apple Carplay. To pierwsza toyota, która została wyposażona w te łączności. Co ciekawe, mimo teoretycznej niedostępności Android Auto, udało mi się sparować mój telefon. Wymaga to pobrania aplikacji z miejsca innego niż Google Play, wyrażenia kilkunastu zgód na dostępy do różnych systemów telefonu, ale ostatecznie, po 5-8 minutach konfigurowania – działa!
Toyota Aygo po liftingu - cennik z dodatkami za 0 zł
Oczywiście nie musicie kupować Aygo z kolorowym ekranem dotykowym. To dodatek dla tych, którzy skoro już kupują barwne, rzucające się w oczy auto miejskie, chcą mieć na pokładzie wszystko. Dla tych, którzy na tych barwach i nieco szalonym wyglądzie chcą przystopować z konfiguracją, jest podstawowa wersja X, której cena startuje od 36 900 zł. Głupcem będzie jednak ktoś, kto nie wybierze opcjonalnego pakietu Comfort. Ten jest bowiem… bezpłatny – czyli niejako standardowy. Za dodatkowe 0 zł dostaniemy klimatyzację, 2 głośniki, system audio z wyświetlaczem, porty AUX-IN oraz USB – czyli wszystko, czego potrzeba we współczesnym samochodzie miejskim.
Bogatsza wersja X-Play ma na pokładzie automatyczny ogranicznik prędkości, 15-calowe felgi stalowe, elektrycznie sterowane lusterka zewnętrzne z podgrzewaniem, centralny zamek i kierownicę obszytą skórą. Kosztuje 42 900 zł. Różnica w leasingu SmartPlan między X a X-Play wynosi 80 zł miesięcznie (X-Play kosztuje 479 zł/mies.). Co ciekawe, wejście o poziom wyżej w skali miesiąca jest już w ogóle minimalną kwotą. Za jeszcze 20 zł miesięcznie więcej dostajemy odmianę Selection X-Cite z lakierem metalizowanym Magenta Charm, systemem multimedialnym X-Touch (ekran 7-calowy), kamerą cofania, światłami przeciwmgielnymi, 15-calowymi felgami aluminiowymi, czarnym dachem i czarnym wykończeniem wnętrza.
I to wszystko – ten cały zestaw dodatków, kolorowych akcesoriów, felg, systemów multimedialnych –złożą Wam w Kolinie – w idealnej synchronizacji. Just In Time.